środa, 29 października 2014

Rozdział 011.

Następnego dnia
Obudziłam się z przeraźliwym krzykiem, aż mama znalazła się obok mojego łóżka. Chciała się dowiedzieć, co takiego wywołało moją panikę... Ale co ja miałam jej powiedzieć? Że chłopak, w którym się zakochałam okazał się być kryminalistą? To nie byłoby mądre z mojej strony, więc pozostało mi tylko kłamać, mimo że naprawdę chciałam się komuś wygadać. Tak bardzo chciałam zostać w domu, przemyśleć wszystko, co stało się ostatnimi dniami... Tego było zbyt wiele, a jeszcze musiałam pogodzić wszystko ze szkołą. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i wzięłam poranną toaletę. Gdy dobrałam strój, zeszłam na dół i zauważyłam, że nie ma ani Thomasa ani Matthiasa. Usiadłam przy kuchennym blacie i wpatrywałam się w kobietę szykującą kanapki.
- Mamo, gdzie są chłopcy? - zapytałam.
- Mój znajomy zawiózł ich na weekend do dziadków. 
Serio? Ja muszę chodzić do szkoły bez żadnego "ale", a oni po prostu pojechali do dziadków... Sama chętnie bym do nich pojechała, nikt mnie nawet o zdanie nie zapytał. W sumie dawno do nich nie dzwoniłam, pewnie myślą, że już zapomniałam. Chwila... Jaki znajomy?
- Znajomy? - spytałam w zdezorientowaniu.
- Tak. - wczoraj poznałam Alexa i spędził u nas noc. - oznajmiła. 
Że co? Obcy facet w naszym domu? Nie minął nawet miesiąc odkąd ojciec nas zostawił, a ona już znalazła sobie "kolegę". To jest śmieszne, to już nawet nie przypomina rodziny, tylko jakiś chory układ. Nie chciałam nawet słuchać jej dalszych opowieści dotyczących ich spotkania. To jest obrzydliwe. Chwyciłam torbę i wyszłam z domu bez żadnego pożegnania.
Idąc drogą trafiłam na Maisona, który też szedł do szkoły.
- Cześć Chanel. - powiedział z uśmiechem.
- Heej. - mruknęłam.
- Co Ty taka naburmuszona? - zapytał puszczając oczko.
Ciekawe jak Ty byś zareagował, gdyby Twoja matka przyprowadzała obcego faceta do domu na noc.
- Dlaczego tak sądzisz? Nie wyspałam się po prostu. - szepnęłam.
- Okej, więc dalej nie pytam. - Nauczona na test z biologii? - zapytał.
- Co? Jaki test?! - pisnęłam.
- No wczoraj dałaś mi notatki, między innymi z biologii i na marginesie miałaś zapisany test na dzisiaj. - powiedział.
- No świetnie... To pewnie dlatego nic nie wiem, bo miałeś moje notatki. - wywróciłam oczami.
Teraz naprawdę mam ochotę wrócić do domu.
Będąc niedaleko szkoły, poczułam wibrowanie mojego telefonu, gdy ujrzałam nadawcę, schowałam telefon spowrotem do kieszeni kurtki. Jest śmieszny jeśli myśli, że odbiorę od niego telefon po tym, co nam zrobił. Nie miałam ochoty na rozmowę z ojcem. Nie teraz, nie dzisiaj, nie w najbliższej przyszłości. Chłopak tylko spojrzał nie odzywając się słowem. Miał rację, nie byłam dzisiaj w humorze na rozmowy tego typu. 
- Idziesz na sobotnią imprezę do Adama? - zapytał.
- Jaka znowu impreza? Nikt mi nic nie powiedział. - spojrzałam na chłopaka.
- Jutro jest impreza u Adama przy basenie, mam zaprosić wszystkich ze szkoły. 
- Hm, okej, może wpadnę. - uniosłam delikatnie kąciki ust.
- Świetnie, o 20. Adres wyślę Ci potem.
- Ale jak? Nie masz mojego numeru. - zmarszczyłam brwi. 
- No faktycznie, więc podasz? - zapytał.
Po chwilowym zastanowieniu podyktowałam numer Maisonowi i poszliśmy pod klasę rozmawiając o jutrzejszej imprezie. Czy powinnam podawać mu numer? Znam go dopiero drugi dzień...
Po pierwszej lekcji cała szkoła już plotkowała na temat sobotniej zabawy. Nawet Madison.
- W ogóle co to było wczoraj, co? - zapytała.
- Ale o co Ci chodzi? - zapytałam w zdezorientowaniu.
- O Biebera chodzi słonko. Pojechałaś z nim gdzieś. - przytoczyła fragment z wczorajszego dnia. 
Akurat teraz musi mi o tym przypominać? No wielkie dzięki.
- Podwiózł mnie tylko do domu i tyle. - mruknęłam. - Nie chcę o tym gadać. - szepnęłam.
Dziewczyna kiwnęła głową rozumiejąc mój stan. Rozejrzałam się i zauważyłam Justina rozmawiającego z Vanessą, która się do niego kleiła jak ćma do światła. Niedobrze mi. Chłopak widząc mnie, ominął dziewczynę i szedł w moją stronę. O kurwa.
- Chan, możemy pogadać? - zapytał.
- Nie. Nie mam czasu. - moje serce rozpadało się na milion, a nawet bilion drobnych kawałków.
- Proszę. - szepnął.
Poczułam łokieć Madison, który dźgał mnie w żebra dając znak, aby z nim porozmawiała. Przewróciłam oczami i niechętnie się zgodziłam. Odeszliśmy kawałek od ludzi i stanęliśmy pod szkolnym magazynkiem.
- Nie wiem od czego zacząć... - powiedział chłopak drapiąc się po głowie.
- Cóż, najlepiej prosto z mostu. Powiedz, że nie chcesz mieć nic ze mną wspólnego i zakończmy tą sielankę. - mruknęłam patrząc na dłonie.
- Hej, ale ja wcale nie powiedziałem, że chcę zerwać z Tobą kontakt. - uniósł mój podbródek, a moje serce diametralnie zaczęło bić mocniej. 
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi.
- Przemyślałem wszystko. Wiem, że to wszystko jest dla Ciebie świeże, nowe, ale ja wcale nie chcę urywać z Tobą kontaktu. Lubię z Tobą przebywać i wczoraj to zrozumiałem. Jedyne, co stoi na przeszkodzie, to to, czym się zajmuję. Boję się, że możesz ponieść przez to jakieś konsekwencje. - spojrzał swoimi czekoladowymi tęczówkami w moje.
Już chciałam coś powiedzieć, gdy wyprzedził mnie dźwięk szkolnego dzwonka powiadamiając, że nadeszła kolejna lekcja. Chłopak delikatnie się uśmiechnął, nachylił i złożył pojedynczego buziaka na moim policzku, oddalając się.
- Co to było?! - pisnęła Madison podbiegając do mnie.
- Co? To? To nie było nic. Nie ważne w każdym razie. - westchnęłam idąc pod klasę biologiczną, gdzie miałam właśnie za parę sekund rozpocząć pisanie testu, na który nic nie umiałam. Dziewczyna tupnęła nogą podążając za mną. Nie mogę jej mówić o takich sprawach. Nie traktuję jej jeszcze jak swoją przyjaciółkę. Nie ufam jej w 100%, jeszcze jest za wcześnie. Usiadłam w ławce, wyjęłam długopis i zaczęłam pisać sprawdzian. W zasadzie próbowałam... W myślach ciągle krążył mi Justin, jego słowa i ten czuły buziak. Czy on właśnie mi powiedział, że chce się ze mną spotykać, ale nie tylko jako przyjaciele? Czy ja w ogóle tego chcę? Mam narażać życie dla tego chłopaka? A co jeśli mogę z tego nie wyjść? To takie dezorientujące. Nim się spostrzegłam lekcja dobiegła końca, a nauczycielka zaczynała zbierać arkusze. Spojrzałam na swoją kartkę i spostrzegłam, ze z 24 zadań, odpowiedziałam wyłącznie na 18. Szybkim i sprawnym ruchem pozaznaczałam jakiekolwiek odpowiedzi kończąc pisanie. Dobrze, że był test wyboru, uff.
Wyszłam z klasy i od razu podbiegła do mnie Madison. Ta dziewczyna jest niezwykle irytująca.
- Jak Ci poszedł test? - zapytała trzepocząc rzęsami.
- W miarę, mimo, że dopiero dzisiaj się o nim dowiedziałam. - szepnęłam.
- Oh, myślę, że dostanę conajmniej 4. Wszystko było takie banalne. - położyła dłoń na moim ramieniu i zaśmiała się na co wywróciłam jedynie oczami i ukazałam sztuczny uśmiech.
Po ostatnich zajęciach nareszcie mogłam wrócić do domu. To był wyczerpujący dzień, marzyłam tylko o cieplutkim łóżku i gorącej czekoladzie z racji, że nie było wcale tak ciepło. Otuliłam się szalikiem, który zabrałam z domu i ruszyłam do wyjścia z budynku. Przy wyjściu czekał na mnie Justin. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że na mnie czekał.
- Gotowa? - zapytał.
- Sama wrócę. - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie bądź śmieszna, zimno jest, a z tego, co widzę, Twój autobus właśnie odjeżdża. - spojrzał na przystanek znajdujący się po drugiej stronie ulicy.
Świetnie...
- Oh. - westchnęłam.
Chłopak tylko się zaśmiał i ruszyliśmy w kierunku szkolnego parkingu, na którym gdzieś w tłumie innych aut znajdował się samochód Justina. W zasadzie nie jest trudno go znaleźć. Naprawdę się wyróżnia spośród innych aut. Jest wart conajmniej 50 000€. Ciekawe co na to jego ojciec, ale nie powinnam w to wnikać. Szatyn otworzył mi drzwi, a następnie sam wsiadł po drugiej stronie odpalając silnik i wyjeżdżając na drogę. 
Miałam do niego mnóstwo pytań, które mnie dręczyły. Zastanawiające było przede wszystkim to, co miał na myśli mówiąc, że nie chce tracić ze mną kontaktu. W jakim kontekście to mówił?
- Justin? - spojrzałam na brązowookiego.
- Tak? - wpatrywał się w drogę kątem oka zerkając na mnie. To było komiczne widzieć go w takiej sytuacji.
- Co miałeś na myśli mówiąc, że chcesz utrzymywać ze mną kontakt? - przygryzłam dolną wargę.
Chłopak zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na mnie.
- Zrozumiałem, że ty też nie jesteś mi obojętna. - przerwał. - Ale martwię się, co będzie jeśli kolesie z gangu się o Tobie dowiedzą. - dodał i ruszył autem, gdy światło zmieniło kolor.
- Ja się nie boję. Jestem silna, wiele już przeszłam, poradzę sobie. - wyznałam.
- Wiem... Ale to nie jest to samo Chan. Z tym nie ma zabawy, to nie są jakieś gierki, tylko prawdziwe życie, o które trzeba walczyć i umieć sobie radzić. - położył dłoń na moim kolanie głądząc je. To było kojące. Cały niepokój ze mnie zszedł.
Kiedy podjechaliśmy pod mój dom, zauważyłam rodzicielkę kłócącą się z jakąś kobietą. Wiedziałam, że to nie wyglądało na zwykłą rozmowę, mama nigdy się tak nie zachowywała... 
- Odprowadzić Cię? - zapytał chłopak widząc wyraz mojej miny.
- Nie, poradzę sobie, dzięki za podwózkę. - uznałam i uśmiechnęłam się na co chłopak zbliżył się i pocałował mnie w policzek, tak jak poprzednim razem. 
- Do zobaczenia. - puścił oczko, a ja wysiadłam.
Chłopak odjechał, a ja zmierzyłam w kierunku domu. Słyszałam niecenzuralne słowa padające z ust owej nieznanej mi kobiety.
- Cześć mamo. - wtrąciłam się.
- Kochanie wracaj do środka, zaraz wrócę. - nakazała.
- O co chodzi? Kim ta Pani jest? - zapytałam.
Widziałam jak mama przetwarza coś w myślach.
- Skarbie, wróć do środka, zaraz wrócę. - ponagliła.
Posłusznie wróciłam do domu, gdzie rozebrałam się i usiadłam przy oknie patrząc na rozwój wydarzeń.
- Masz się tu więcej nie pokazywać, rozumiesz?! - krzyknęła mama. - To jest już przeszłość! Mogłaś pomyśleć prędzej jak postępujesz! Zostaw naszą rodzinę w spokoju! - rzuciła rodzicielka na koniec.
- Zapamiętaj mnie, bo to nie koniec! - krzyknęła obca kobieta po czym opuściła naszą posesję.
Mama weszła do mieszkania cała roztrzęsiona. Nie rozumiem... Kto to był? Dlaczego tak się kłóciły?
- Mamo, kto to był? - zapytałam.
- Nie ważne... - urwała.
- Ważne, bez powodu chyba by tu nie przychodziła, a Ty byś się tak nie zachowywała. - zmarszczyłam brwi.
- Była pracownica. Została zwolniona, a ja jestem na jej miejscu. Dlatego tu przyszła... - szepnęła.
Jakoś ciężko mi w to uwierzyć... To nie podobne do mamy, nie podobne do jej zachowania... Może tu chodzi o ojca? Może to jego kochanka? Nic nie rozumiem, jak zwykle.... Jestem traktowana jak małe dziecko. Wiedząc, że niczego więcej się nie dowiem, poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa. Zalogowałam się na facebooku i spostrzegłam się, że mam nową wiadomość. Szybko na nią kliknęłam, ale takiego nadawcy się nie spodziewałam...
"Witaj kochana, mam dla Ciebie dobrą radę. Trzymaj się od Justina daleko, bo inaczej będziemy musiały się bliżej poznać, a sądzę, że tego nie chcesz, Vann."
Poważnie? Ona mi grozi? Jest śmieszna jeśli sądzi, że jej posłucham... Nie chciałam być dłużna, więc szybko odpisałam.
" Oh, to pewnie dlatego napisałaś mi o tym na portalu, a nie w realu, rozumiem. Tylko wiesz, co? Mnie to NIE RUSZA, poza tym Justin chyba zmienił orientację po zerwaniu z Tobą, ciekawe czemu... Chanel;)"
Suka.


Są czytelnicy, to komentarze też.
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!

ZMIANA W ZAKŁADCE "BOHATEROWIE".


10 komentarzy:

  1. Daaczego zawsze urywasz na swietnych momentach? ;)
    Kiedy uda Ci sie dodac nastepny rozdział? :)
    *rozdzil jak zwykle cudowny*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jutro na pewno nie... może w sobotę lub niedzielę:)

      Usuń
  2. Masz talent do pisania. :* Twoje opowiadanie jest mega *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo tak :D zajebisty rozdzial! MalinowaJudi

    OdpowiedzUsuń
  4. genialne..nie wiem czemu,ale obojętnie jaka jest sytuacja to rycze jak głupia..Mam ciarki i motylki w brzuchu,chyba nie usnę.Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń