piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 22.

NOTATKA POD ROZDZIAŁEM!

Nadszedł dzień imprezy. Jestem taka podekscytowana.
Przetarłam oczy i zwlekłam się z łóżka sięgając po szlafrok. Zeszłam na dół myśląc o Anastasii, która zapewne jest już w kuchni i przygotowuje śniadanie. Jeżeli ktoś zapyta, czy znam osobę, która może spędzać całą dobę w kuchni, to z wielkim przekonaniem wskażę Anę. Jednak tam jej nie zastałam. Kiedy podeszłam do blatu z zamiarem nalania soku, dziewczyna wyskoczyła zza szafki krzycząc głośno "wszystkiego najlepszego".
- Oh, Ana. - uśmiechnęłam się na widok uradowanej dziewczyny.
- Wszystkiego Najlepszego Chanel. - przytuliła mnie składając życzenia i wręczyła skromną torebeczkę z zawartością, której nie mogłam zgadnąć.
- Nie otwieraj, zobaczysz dopiero na wieczór, a na dodatek założysz to. - puściła oczko śmiejąc się.
- Ale... - dziewczyna nie dała mi dojść do słowa, zrobiła tylko gest dłonią i zgrabnie opuściła pomieszczenie.
Po skończonym śniadaniu, o ile dwie herbaty można nazwać śniadaniem, uszykowałam się na rozmowę w sprawie pracy. Byłam spięta i zestresowana, w dodatku to urodzinowe przyjęcie przyprawiało mnie o mdłości. Gotowa do wyjścia, przyjrzałam się ostatni raz w lustrze i śmiało mogłam ocenić się na 5+.
- Wow. Idziesz na randkę czy rozmowę kwalifikacyjną? - zaśmiała się stojąc w progu.
- Nie wyglądam zbyt ekstrawagancko? - spojrzałam na dziewczynę oczekując szczerej odpowiedzi.
- Jeżeli pójdziesz w dżinsach, to nigdy nie dostaniesz roboty, masz idealne nogi, pokazuj je. - wskazała na moje nogi.
Będąc przed kancelarią, poczułam nieprzyjemnie kłucie w brzuchu, co z każdą minutą się nasilało.
- Dasz radę. - powtarzałam sobie w kółko.
- Dzień dobry, Chanel Cyrus, ja do Pana Lincolna. - przywitałam się z sekretarką.
- Pan Lincoln już na Panią czeka. - odpowiedziała niska blondynka. - Proszę tędy. - wskazała na drzwi, następnie wstała i ruszyła pierwsza.
Czułam narastającą gulę w gardle, ale nie była ona powodem płaczu, czegoś znacznie gorszego.
- Witam, proszę usiąść. - uśmiechnął się delikatnie nieziemsko przystojny mężczyzna.
Nogi się pode mną ugięły kiedy go ujrzałam. Idealna cera, zarost, niesamowite oczy, w które można spoglądać całe dnie i do tego garnitur. Ile on może mieć lat? Najwyżej 25.
- Mogę prosić Pani CV? - zapytał wpatrując się we mnie.
Posłusznie podałam mu dokumenty i w wolnej chwili rozejrzałam się po pomieszczeniu. Meble jakie się tu znajdowały, były wykonane z najlepszego drewna, idealne kolory ścian, wspaniały widok i ten mężczyzna.
- Z dokumentów wynika, że ma Pani ukończone 20 lat, a więc skąd taki wybór pracy? - zapytał.
Tak. Mam podrobione CV, ale kto przyjąłby 17 latkę do pracy? No błagam.
- Uczęszczałam na różne kursy, więc uważam, że idealnie nadaję się do tej pracy.  - przerwałam. - Mam odpowiednie kwalifikacje i predyspozycje. Znam 4 obce języki, w tym francuski i hiszpański biegle. - powiedziałam z dumą.
- I zapomniała Pani dodać, że jest piękna. - uśmiechnął się, na co na mojej twarzy natychmiast pojawiły się rumieńce.
Dalsza część rozmowy przemijała bezstresowo i przyjemnie. Pan Jamie, jak zdołał mi się przedstawić, był zachwycony moimi kwalifikacjami i oznajmił, że w najbliższym tygodniu da mi odpowiedź, jednak prawdopodobieństwo dostania tej posady wynosi 85%.
Wracając do domu, byłam cała w skowronkach. Kiedy weszłam do środka, nikogo nie było, poza kartką leżącą na stole. "Pojechałam odebrać jedzenie i tort, alkohol jest już u Christiana, niedługo wrócę, Ana." Jest taka kochana.
Spojrzałam na zegarek, gdzie dobiegała 15, miałam jeszcze trzy godziny, żeby dopilnować aby wszystko się udało. Impreza miała się odbyć na plaży niedaleko domu Justina. Cholernie mi go brakuje... Tęsknię. Jestem gotowa mu wybaczyć, podjęłam decyzję, tylko niech przyjdzie i pokażę, że dalej mu zależy. Mając chwilę wolnego czasu, zdecydowałam napisać list do mamy.
" Cześć Mamo,
Nie wiem czy dalej mieszkasz w Cambridge, nie wiem czy te listy do Ciebie dochodzą, ale mam cichą nadzieję, że tak jest. Co u mnie? Niewiele się zmieniło. Piszę do Ciebie w moje 17 urodziny i bardzo bym chciała, żebyś w nich uczestniczyła. Najpiękniejszy prezent jaki w tym momencie bym chciała, to jedynie spotkanie z Tobą. Nawet na marne pare minut. 
Właśnie wspominam moje 9 urodziny, kiedy tata kupił mi rower, a Ty tak bardzo się z nim sprzeczałaś. Pamiętam Twoje słowa "wolałabym, żeby przebywała w domu". Byłaś inna niż wszystkie matki. I może nie byłaś biologiczną, właśnie tak Cię traktuję. Kocham, Chan."
Mój pierwszy list, przy którym się nie popłakałam, idzie mi coraz lepiej.
Po powrocie z poczty, zaczęłam się przygotowywać. Wyprostowałam włosy, następnie zabrałam się za robienie makijażu. W między czasie wyjęłam z torebki prezent urodzinowy od Any. Była to seksowna bielizna, którą dziewczyna nakazała mi włożyć dzisiejszego dnia, tak też zrobiłam.
- Jestem! - usłyszałam głos Anastasii, która od razu wbiegła do mojego pokoju. - Gotowa? Za godzinę wychodzimy. - klasnęła podekscytowana w dłonie.
- Już prawie. - zaśmiałam się wyjmując sukienkę w szafy.
Kiedy byłam już całkiem gotowa, usłyszałam pukanie do drzwi. Zeszłam na dół z zamiarem otworzenia, jednak nie było to konieczne. Na dole czekał już Christian.
- Cześć. - uśmiechnął się przytulając mnie. - Wyglądasz ślicznie. - puścił oczko. - Gotowa? - zapytał.
- Tak, poczekajmy tylko na Anę. - uśmiechnęłam się sięgając torebkę.
- Jak rozmowa o pracę? - uniósł brwi.
- Prawdopodobnie ją dostałam. - klasnęłam w ręce.
- Jestem z Ciebie dumny. - puścił oczko i ucałował mój policzek.

Justin

W co ja do cholery mam się ubrać? Zza okna można było dostrzec coraz większą grupę ludzi, którzy przyszli na imprezę Chan. Denerwuję się. Co jeśli prezent jej się nie spodoba? Wyjąłem w szafy komplet, który według mnie był odpowiedni. Wziąłem zapakowany prezent i wyszedłem z domu.
Na miejscu spotkałem Christiana, Megan, Anastasię, ale nigdzie nie widziałem Chan.
- Hej. - usłyszałem szept za sobą.
Kiedy się odwróciłem, ujrzałem najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Była piękna, idealna. Brakowało mi słów, aby to opisać.
- Cześć. - odpowiedziałem.
- Cieszę się, że przyszedłeś. - uśmiechnęła się ukazując swoje idealnie białe zęby. - Doceniam to. - dodała.
- W porządku. Nie mógłbym opuścić takiej imprezy. - puściłem oczko.
Przysięgam, że gdyby nie to, że jestem na jej imprezie i ona jest w centrum uwagi, zabrałbym ją do siebie i kochał się z nią całą noc.
- To dla Ciebie. - wyjąłem zza pleców pudełko, w którym znajdował się złoty naszyjnik w kształcie serca z wygrawerowanymi naszymi inicjałami. Wiem, że może to nie jest odpowiedni prezent na tę chwilę, bo nie jesteśmy razem, ale chciałem jej to dać.
- Wszystkiego Najlepszego. - uśmiechnąłem się szeroko.
- Dobrze wiesz, że nie trzeba było, sama Twoja obecność dużo dla mnie znaczy. - spojrzała na mnie rozpakowując prezent. - Justin... To jest piękne. - przyłożyła dłoń do ust, dokładnie lustrując naszyjnik.
- Cieszę się, że Ci się podoba. - uśmiechnąłem się i pomogłem dziewczynie go założyć. - Wyglądasz w nim idealnie. - szepnąłem.
Dziewczyna bez słowa wpiła się w moje usta, wkładając w ten pocałunek mnóstwo czułości, której nie mogliśmy sobie okazywać przez ostatnie dni.
- Brakowało mi tego. - szepnąłem spoglądając na nią. - Ciebie mi brakowało.
Dziewczyna jedynie się uśmiechnęła i chwyciła moją dłoń prowadząc w kierunku ogniska.

Chanel 

Po toaście wszyscy świetnie się bawili, dzięki alkoholowi, który był w ich organizmach. W moim zresztą też. Chciałam się zabawić, w tym momencie nie istniała dla mnie granica. Usiadłam na piasku z dala od wszystkich i dopadł mnie moment na sentymenty. Spoglądałam na fale, które rozbijały się o skały, jednak muzyka zagłuszała ich szum.
- Mogę się dosiąść? - spojrzałam nad siebie, gdzie znajdował się szatyn. Poklepałam miejsce obok siebie.
- Czemu siedzisz tu sama? - zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Chwila odpoczynku każdemu się przyda. - westchnęłam upijając piwo.
- Możemy porozmawiać? - podrapał się po głowie.
Czy on chce mnie przeprosić? Błagam, niech tak będzie, bo nie zniosę dłużej rozłąki...
- Wiem, że już to mówiłem, ale mi naprawdę jest przykro za to wszystko. Dla mnie liczysz się tylko Ty, nie potrafię bez Ciebie żyć. Nie mogę spać, to jest trudniejsze niż myślałem. Nikt jeszcze nigdy nie był dla mnie tak ważny. Proszę Cię, wybacz mi i wróć do mnie, bo Cię kocham i nie wiem, co sobie zrobię jeśli mi odmówisz. - szlochał.
- Proszę Cię. - uniosłam jego podbródek. - Następnym razem mniej gadania, więcej działania. - mruknęłam, następnie pocałowałam brązowookiego, który z każdą chwilą pogłębiał pocalunek.
Justin posadził mnie na swoich kolanach tak, że siedziałam na nim okrakiem. Jedną ręką przycisnął mnie do siebie w taki sposób, że byłam w stanie poczuć jego pożądanie. Jego usta wędrowały wzdłuż mojej szyi, pozostawiając zmysłowe pocałunki, a w niektórych miejscach naznaczał moje ciało, dając do zrozumienia, że jestem jego. Jedną dłonią pieścił moje udo, a drugą przytrzymywał moje włosy.
Czułam się kochana, chciałam się tak czuć. Chciałam, żeby to on doprowadzał mnie do takiego stanu za każdym razem. Odchyliłam głowę w tył dając mu lepszy dostęp i nieznacznie jęknęłam czując pożądanie, które wywołał chłopak.
- Chanel! - natychmiast zeskoczyłam z chłopaka poprawiając włosy i sukienkę.
- To Ana. - szepnęłam. - Ogarnij się, szybko! - ponagliłam.
Oboje wstaliśmy i zmierzyliśmy w kierunku dalej trwającej zabawy.
- O, tu jesteś i... - przerwała spoglądając na Justina.
- Spokojnie. Bawcie się, do której macie ochotę, ja się nią zajmę. - szatyn puścił oczko w kierunku Any.
Dziewczyna wyłącznie uśmiechnęła się lubieżnie i kiwnęła głową rozumiejąc.
- Wracamy? - zapytałam zdziwiona.
- Idziemy do mnie. Jutro odbiorę od Anastasii Twoje rzeczy. - powiedział.
Chłopak otworzył drzwi i uderzył swoimi wargami w moje łącząc je w idealnym pocałunku. Oparł mnie o ścianę, podwinął sukienkę dalej namiętnie całując i wsunął pod nią dłoń. Odchyliłam głowę i przygryzłam wargę. Wskoczyłam na niego i owinęłam nogami kontynuując pocałunek. Brązowooki chwycił moje pośladki i ostrożnie zaniósł mnie do sypialni.
Chciałam tego, nie miałam żadnych wątpliwości. On jest ty jedynym, któremu chcę się oddać w całości. Tym razem jestem pewna, kocham go, a on kocha mnie. Idealne połączenie.

za błędy przepraszam x

Dodaję rozdział, mimo, że nie planowałam go dodawać.
Ostatnio trochę się na was zawiodłam, ale zapewne połowa tego nie przeczyta i oleje.
Pisanie rozdziału jest bardziej męczące w porównaniu do komentarza.
Niektórzy pisali, że nie wiedzą, co pisać, bo "super, świetnie" jest denne, to wolą wcale nie komentować.
Mnie jednak takie komentarze motywują!


zapraszam do wypełnienia ankiety znajdującej się po prawej stronie bloga -->
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!

wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 21.

Wczesnym rankiem zabrałam się za wertowanie ofert pracy. Moją szczególną uwagę przykuło jedno zakreślone w kółko neonowym kolorem. Mogę się jedynie domyślać, że zrobił to Christian. Sięgnęłam telefon i wystukałam numer.
- Dzień dobry. - usłyszałam po przeciwnej stronie.
- Witam. - przywitałam się. - Chciałabym się dowiedzieć, czy oferta pracy jest dalej aktualna. - wyjaśniłam.
- Oczywiście. - powiedziała z entuzjazmem, podejrzewam młoda kobieta.
Po zakończeniu rozmowy postanowiłam pojechać do centrum handlowego. Rozmowę o pracę mam za 6 dni. W ten czas zdążę się odpowiednio przygotować. Póki co chciałam kupić odpowiednią sukienkę na urodziny, które obchodzę za tydzień. Jestem podekscytowana, ale i zawiedziona. Nie wiem czy pojawi się Justin. Brakuje mi go, bardzo. Chciałabym móc się do niego przytulić, ale on wyraźnie mnie odrzucił. Muszę się z tym pogodzić.
Przebrałam się i wykonałam delikatny makijaż, następnie wzięłam torebkę i opuściłam dom podczas, gdy Ana jeszcze spała. Nie chciałam iść z Anastasią. Potrzebuję prawdziwej rady, zero bezsensownego gadania o ciuchach, make-up'ie i uznałam, że do tego idealnie nadaje się Christian. On wręcz nie znosi tego.
- Cześć. - szepnęłam do słuchawki.
- No cześć mała. - mogłam sobie jedynie wyobrazić jego uśmiech.
- Sprawę mam. - przerwałam. - Pojechałbyś ze mną co centrum handlowgo? - powiedziałam błagalnym tonem.
- No pewnie, powiedz tylko o której. - zapytał.
- Właściwie ja już jestem gotowa. - wyjaśniłam.
Chłopak westchnął i oznajmił, że za parę minut będzie pod domem Any. Nie musiałam długo czekać. Christian podjechał swoim autem pod dom, wysiadł z niego i podszedł do mnie, składając delikatny pocałunek na policzku. Muszę przyznać, że wyglądał dobrze. Ma gust.
- Cześć piękna. - uśmiechnął się.
- Hej. - odwzajemniłam po czym wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera, tak jak zwykle robiłam to u Justina.
Jak to jest, że on nie ma dziewczyny? Kwalifikowałby się na ideał, a tymczasem... Na pewno nie jedna laska do niego wzdycha.
Przemierzając alejki, weszliśmy do jednego z najlepszych sklepów. Zaczęłam się rozglądać za strojem. Pomógł mi Christian, od razu wybierając kreację i podając mi ją.
- Masz. - przerwał. - Idź przymierzyć. - puścił oczko, następnie usiadł na kanapie oczekując mojego wyjścia.
Założyłam na siebie sukienkę i wyszłam na zewnątrz.
- Widzę, że Ci się podoba. - zaśmiałam się pokazując palcem na jego krocze.
Chłopak natychmiast się zawstydził i zakrył dłonią wybrzuszenie.
- Mam rozumieć, że może być? - droczyłam się.
- Jest... Jest świetna. - jąkał się.
Po zakupach poszliśmy do restauracji i zamówiliśmy jedzenie.
- Przyjdziesz na imprezę? - zapytałam sącząc napój.
- No jakbym mógł opuścić Twoje urodziny. - parsknął śmiechem patrząc na mnie. - Justin będzie? - dodał.
- Nie wiem czy będzie chciał w ogóle przyjść. - westchnęłam. - Boję się do niego pójść. - spuściłam głowę.
- Hej, nie dowiesz się jeśli nie spróbujesz. - pogładził moje ramie i posłał uroczy uśmiech.
- Sama nie wiem. - wyrzuciłam ręce w górę. - To nie powinno tak wyglądać. On powinien być ze mną, wspierać mnie, tak jak Ty... - mruknęłam.
Brunet podszedł do mnie i czule przytulił powodując poczucie bezpieczeństwa. Tego było mi potrzeba.
Po w miarę udanych zakupach, wróciliśmy. Podziękowałam Christianowi za miło spędzony czas, następnie weszłam do mieszkania, gdzie czekała na mnie Anastasia.
- Chan! - krzyknęła. - Ktoś do Ciebie. Czeka na górze.
Przywitałam się z nią i pospiesznie ruszyłam do tymczasowo swojego pokoju. Byłam ciekawa kto mnie odwiedził. Z Christianem się przecież widziałam, Megan zapewne siedziałaby z Aną, więc nie rozumiem... Otworzyłam drzwi i... Jego się nie spodziewałam.
- Cześć. - szepnęłam wchodząc do pomieszczenia.
- Hej. - mruknął wstając z łóżka.
- Co tu robisz? - spojrzałam na szatyna.
- Chciałem pogadać i przeprosić. - mruknął drapiąc się po głowie.
Usiadłam na łóżku i czekałam aż brązowooki zrobi to samo.
- Więc słucham. - skrzyżowałam nogi.
- Po pierwsze, chciałem Cię przeprosić za moje zachowanie... - szepnął unikając kontaktu wzrokowego. - Nie wiedziałem, co mówię. Byłem kompletnym idiotą... Wybacz mi, proszę. - spojrzał na mnie i chwycił moją dłoń, delikatnie gładząc knykcie.
- Justin, wyraźnie powiedziałeś, że z nami koniec... - spuściłam głowę. - Twoje słowa były dla mnie jak ostry nóż. Posunąłeś się tak daleko, że własnego przyjaciela przekreśliłeś. - szlochałam.
- Poszedłem do niego, ale nie zastałem go. -mruknął.
- Wiem, bo był ze mną. - powiedziałam spoglądając na szatyna, który wyraźnie się zdenerwował zaciskając szczękę i pięści. - Byliśmy tylko w centrum handlowym. - wyjaśniłam.
- Doskonale wiesz, że równie dobrze ja mogłem z Tobą pojechać, a nie on. - syknął.
- Właśnie nie wiem! - pisnęłam. - Nie wiedziałam, co się z Tobą dzieje. - kontynuowałam. - Nasza ostatnia wizyta skończyła się kłótnią. - szepnęłam czując słony posmak łez spływającychz moich oczu.
Brązowooki przysunął się bliżej mnie i objął czule gładząc po plecach dając ukojenie chociaż na krótką chwilę. Kiedy spojrzałam w jego oczy, mogłam dostrzec rozpacz, żal i smutek. Te wszystkie emocje kłębiły się w nim. Wiedziałam, że żałował swoich wcześniejszych słów i było mu przykro, jednak nie mogłam mu tak szybko wybaczyć. Dziwne, przecież to ja chciałam przerwy, a to teraz on mnie prosi o wybaczenie.
- Justin, przyjmuję przeprosiny. - zaczęłam.
Kiedy powiedziałam, że mu wybaczam, usta chłopaka od razu odnalazły moje. Łącząc się w namiętnym pocałunku poczułam pożądanie. Kochałam go. Chciałam, aby był blisko, ale nie mogłam jeszcze na to pozwolić. Musiałam potrzymać go w niepewności. Jedna dłoń szatyna pieściła moje pośladki, a druga przytrzymywała szyję, powodując ciarki na moich plecach. 
- Nie. - odsunęłam się przerywając ten rozkoszny moment. - Nie mogę. - dodałam.
- Co się stało? Przecież mi wybaczyłaś. Tęskniłem za Tobą, Chanel. - zmarkotniał chwytając moją dłoń.
- Też tęskniłam i dalej tęsknie, ale ja do Ciebie jeszcze nie wróciłam Justin. - wyjaśniła. - Na dzień dzisiejszy Ci wybaczyłam.
- Dobrze wiesz, że będę czekał tyle, ile trzeba będzie. - szepnął składając delikatny pocałunek na moim policzku.
- Przyjdziesz na urodziny? - zapytałam wstając.
- Nawet gdybyś mnie nie zapraszała, i tak bym przyszedł. - uśmiechnął się delikatnie wychodząc z pomieszczenia.
Usiadłam na łóżku i zaniosłam się płaczem. Tak bardzo bym chciała, aby była przy mnie mama. Zawsze potrafiła mnie pocieszyć, nawet w najbardziej kryzysowych momentach mojego życia. Brakuje mi jej z dnia na dzień coraz bardziej. Każdego dnia myślę co u niej. Jak się trzyma, czy daje sobie radę. Mam tyle pytań, na które nie znam odpowiedzi. Myśl o powrocie narasta z każdym dniem. 

Justin

Rozumiem ją. Nie mam jej tego za złe, że mnie na jakiś czas odtrąciła. Cholenrie ją kocham. Brakuje mi jej, ale obiecałem sobie, że będę silny i dam radę. Muszę jej pokazać, że się zmieniam i nie staczam jak wcześniej. 
Idąc do domu, postanowiłem zajść jeszcze w jedno miejsce. Mijając pobliskie, słabo oświetlone domy, doszedłem na cmentarz. Szedłem między grobami, czując narastającą gulę w gardle, kiedy dotarłem do tego właściwego. Usiadłem na ławce i przez chwilę wpatrywałem się w fotografię na nagrobku.
- Cześć. - zacząłem. - Dawno mnie tu nie było... Od ostatniego spotkania miałem mętlik w głowie i nie potrafiłem się pozbierać. W dalszym ciągu mi Ciebie brakuje. Co noc miewam koszmary i w dalej obwiniam siebie za tą całą tragedię sprzed 2 lat. Nie powinienem prowadzić po alkoholu, a Ty nie powinnaś płacić życiem za moją głupotę. Jestem pewny, że kiedyś się spotkamy, wyczekuję tej chwili Clary. Poznałem kogoś. Jest dla mnie jak anioł, a nawet kimś więcej. Wierzę, że to Ty mi ją zesłałaś, aby pomogła mi się podnieść. - szlochałem. - Jednak zachowałem się jak dupek i muszę ponieść konsekwencje. - westchnąłem. - Pójdę już. Śpij spokojnie, kocham Cię. - uśmiechnąłem się i ucałowałem fotografię, następnie zmierzyłem w kierunku wyjścia.
Całą drogę myślałem o Chanel. Wierzyłem, że to była moja druga szansa na lepsze życie. Pierwszą spieprzyłem i byłem na idealnej drodze, aby zrobić to ponownie. Musiałem wziąć się w garść i zrobić wszystko, aby tego nie powtórzyć.
Poczułem się winny temu całemu gównie, które się stało... Zrozumiałem, że ucierpieli na tym też moi bliscy. Powinienem ich przeprosić, a w pierwszej kolejności Christiana.
- Siema. - przywitałem się.
- Cześć. Co tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Możemy pogadać? - mruknąłem.
- Nigdy nie byłeś dobry w przeprosiny. - zaśmiał się. - Wchodź. - dodał.
Wszedłem do środka i usiadłem na fotelu naprzeciwko niego.
- Słuchaj, wiem, że zachowałem się jak dupek, mimo wszystko... Nie liczę, że będzie tak jak dawniej, bo wiem, że na to nie zasłużyłem. - przerwałem. - Ale chciałbym, żebyś wiedział stary, że jest mi przykro. - dodałem patrząc na niego.
- Justin, to chyba najbardziej wzruszająca mowa jaką kiedykolwiek wygłosiłeś. - zaśmiał się.
- Wal się. - syknąłem.
- Też się cieszę, że Cię widzę. - puścił oczko.
Rozmawialiśmy jeszcze przez krótką chwilę, następnie poszedłem do siebie.

Chanel

Chanel! - usłyszałam wołanie.
Zeszłam na dół i zobaczyłam gotową do wyjścia Anastasię.
- Wychodzę na kolację z Joseffem. Nie wiem, o któej wrócę. Nie czekaj na mnie w każdym razie. - puściła mi oczko.
Teraz Joseff? A co z... Jej poprzednim? Ta dziewczyna nie potrafi się ograniczyć do jednego faceta.
- Okej. - posłałam jej miły uśmiech.
Kiedy dziewczyna opuściła mieszkanie poszłam do kuchni z zamiarem przygotowania jakiegoś posiłku. Zdecydowałam się na gorącą czekoladę z kanapkami. Siedząc w salonie, usłyszałam pukanie do drzwi. Niechętnie ruszyłam w ich kierunku.
- No cześć leniu. - odezwał się Christian wchodząc wchodząc do środka.
- Co tu robisz? - powiedziałam wyraźnie oburzona. Miałam ochotę na spokojny, samotny wieczór.
- Mam zamiar sprawić, że to będzie Twój najlepiej spędzony wieczór tutaj. - uśmiechnął się uroczo rozkładając jakąś matę na podłodze. 
- Co ty wyprawiasz? Powiedz tylko, że to nie jest to, co myśle. - spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Tak właśnie, będziemy grać w Twistera, poza tym mam jakieś filmy i mega kaloryczny popcorn. - puścił oczko, a ja przewróciłam oczami. Mogłam się pożegnać ze spokojnym wieczorem.
Nim się przeprowadziłam do Cambridge, uczęszczałam w Southampton na lekcje gimnastyki, więc gra w Twistera to dla mnie nic trudnego. Uważnie obserwowałam konającego z bólu Christiana, podczas gdy ja świetnie się poruszałam i przy tym śmiałam z chłopaka. 
- Wygrałam! - krzyknęłam kiedy ciało bruneta opadło na ziemię. 
- To nie fair! Nie powiedziałaś mi, że chodziłaś na gimnastykę. - stwierdził oburzony, na co delikatnie się zaśmiałam.
Christian następnie wyszukał film i włączył go, a ja w międzyczasie przygotowałam popcorn. Oboje usiedliśmy na kanapie zajadając się przysmakiem.
- Rozmawiałaś z Justinem? - zapytał.
- Tak, był dzisiaj u mnie. - powiedziałam zirytowana. - Przyjdzie na imprezę. - dodałam.
Czy on musi wszystko wiedzieć? Pod tym względem jest naprawdę dociekliwy, co mnie w nim zniechęca.
Chłopak wyraźnie zdziwiony moją wiadomością powrócił do konsumowania popcornu i oglądania filmu.
- U mnie też był. powiedział.
Nagle zrobiło mi się gorąco. Justin go przeprosił? Czy może jeszcze bardziej się pokłócili?
- Po co? - zapytałam spoglądając na bruneta.
- Między nami jest już okej. - uśmiechnął się.
Uf, co za ulga.

za błędy przepraszam xx

*Clary to była dziewczyna Justina, która zginęła w wypadku samochodowym 2 lata temu. Justin był pod wpływem alkoholu i stracił panowanie nad pojazdem. Dziewczyna zginęła na miejscu, jego udało się uratować, jednak nieliczne blizny na jego ciele pozostały.

Miło widzieć tyle komentarzy, jestem dumna


CZYTASZ-KOMENTUJESZ!




wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 20.

NOTATKA POD ROZDZIAŁEM

Dwa tygodnie później...
Nie śpię, nie jem, nie potrafię funkcjonować. Jest mi ciężko. Od dwóch tygodni nie widziałam Justina, tęsknie za nim. Odkąd Christian dowiedział się o moim odejściu i stanie, ciągle u mnie przesiaduje. Właściwie u Anastasii. Zbliżyliśmy się do siebie, choć nie w takim kontekście jak mogłoby się wydawać. Mam w nim duże wsparcie i jestem mu za to wdzięczna. 
Od dwóch tygodni jestem na utrzymaniu Any, więc wypadałoby zacząć szukać pracy. Jeszcze nie wiem czy wrócę do Cambridge. Myślę, że to za wcześnie. Wolałabym aby to wszystko ucichło. 
Dzisiaj ma przyjść Christian i pomóc w szukaniu ciekawych ofert pracy. Według niego mogę pracować jako jego prywatna pomoc domowa, akurat.
- Cześć! - krzyknął chłopak przytulając mnie od tyłu przy czym zaskakując.
- Hej. - powiedziałam z entuzjazmem. - Nie skradaj się tak więcej. - pogroziłam palcem.
Od ostatnich wydarzeń jestem szczególnie uczulona na wszelkie skradanie się. Wywołuje to u mnie złe wspomnienia. 
- Widziałeś się z Justinem? - zapytałam siadając na łóżku.
- Taa. - mruknął. - Nie chcę Cię oszukiwać... Jest z nim źle. - podrapał się po głowie.
- Dalej pije? - szepnęłam, a w myślach obwiniałam o wszystko siebie. Dlaczego? Chciałam dać nam trochę czasu, aby wszystko się poprawiło, gdy tymczasem jest odwrotnie. 
- Może powinnam do niego pójść? - stwierdziłam.
- Nie sądzę, aby to mu pomogło. - westchnął. - Idąc tam, dasz mu nadzieję, a jeśli znowu odejdziesz, on popadnie w depresje. - dodał.
To, co w takim razie mam robić? To wszystko jest skomplikowane. Brakuje mi go. Brakuje mi jego pocałunków, czułych gestów i słów, jego ramion... Mimo, że moja podświadomość broniła się przed tymi faktami, ja i tak znałam prawdę.

Christian (flashback)

* Ten dupek na nią nie zasługuje. Tyle przez niego wycierpiała, a on nie stara się o nią walczyć.
Za każdym razem, gdy do niego idę, mam chęć dać mu w pysk, aby się ogarnął.
- Justin? - powiedziałem wchodząc do mieszkania chłopaka. - Justin? - ponowiłem.
- Czego chcesz? - syknął. - Znowu będziesz mi prawić morały? - zakpił upijając whisky.
- Nie pieprz głupot. Nie chcę robić za twojego ojca. 
- Prawidłowo. - kiwnął głową. - Ja nie mam już ojca. - wyjaśnił.
Za każdym razem jest to samo. Czy ja popadłem w jakąś rutynę? Przychodzę tu jedynie dla Chanel. Ona mnie prosi, abym sprawdzał jak się trzyma ten idiota. Najwyraźniej marnie.
- Chan się o Ciebie martwi. - mruknąłem siadając na fotelu.
- Nagle sobie o mnie przypomniała? Brakuje jej wygody? - zaśmiał się spoglądając na mnie półprzytomnie.
- Chyba nie rozumiesz, co się do Ciebie mówi. - wstałem.
- To dlatego tu przyłazisz! Co, spodobała Ci się? - zadrwił. - A może chcesz się jej przypodobać i dobrać do majtek, co? - wstał i podszedł do mnie chwiejnym krokiem.
W tym momencie nie wytrzymałem. Moje nerwy puściły. W tym momencie pieprzyłem to, że był moim przyjacielem, a nawet i bratem. Nie pozwolę się poniżać. Chwyciłem szatyna za koszulkę i przygwoździłem do ściany.
- Nigdy więcej nie mów do mnie takim tonem i tymbardziej takich rzeczy. - pogroziłem. - Starałem się Ci pomóc, ale widocznie nie zasługujesz na tą pomoc. - splunąłem i puściłem chłopaka.
- Wal się. - mruknął, a ja w tym momencie opuściłem mieszkanie. *

Chanel

- Masz jakieś oferty pracy? - zmieniłam temat.
- Coś na pewno się znajdzie. - chłopak wyjął z torby gazety miejskie i podał mi je.
- Dzięki. Z nieba mi spadłeś. - zaśmiałam się odkładając je na szafkę nocną.
Cieszę się, że trafiłam na kogoś takiego. Mam w nim oparcie. Jest dobrym przyjacielem. Jedyne, co mnie zastanawia, to czuję jakby coś przede mną ukrywał. Zawsze jak przychodzi po wizycie u Justina to mówi to samo. Nie mogę się od niego niczego konkretnego dowiedzieć, bo zaraz się spina i zmienia temat. Któregoś dnia sama do niego pojadę, czy powinnam czy nie. To moje życie.
 - Póki co nie mam ochoty ich przeglądać. - wskazałam na stertę gazet i przewróciłam oczami.
- Więc proponuję jakiś film! - uśmiechnął się szeroko. - Nie chcę nawet słyszeć wymówek. - wytknął język.
- No cóż, nie powinnam chyba się sprzeciwiać, nie wiem czy wyjdzie mi to na dobre. - wzruszyłam ramionami.
Chłopak wybrał komedię romantyczną i włączył film, następnie usiadł obok mnie na 'legowisku' mojej roboty. 
- Ty chyba powinnaś zostać projektantką. - zaśmiał się na co uniosłam jedynie kąciki ust.
Przypomniał mi o mamie. Czy ja będę mogła przeżyć chociaż jeden dzień bez chęci płaczu? Czy aż tak wiele wymagam? 
Trudno było mi się skupić na seansie, podczas gdy dłoń chłopaka cały czas mnie obejmowała, co sprawiało, że czułam się niekomfortowo. Dotychczas robił to tylko Justin i nie miałam nic przeciwko. Przemyślałam wszystko i stwierdziłam, że jutro z samego rana pójdę do Justina i poważnie z nim porozmawiam.
- Podobał Ci się? Wcale się nie śmiałaś. - stwierdził spoglądając na mnie.
- Tak, naprawdę był dobry. - uśmiechnęłam się tak, aby wyglądało to jak najbardziej wiarygodnie.
- Wiesz co, źle się czuję... - skłamałam. - Chciałabym się położyć. - dodałam.
- Wszystko w porządku? - zapytał przybliżając się do mnie. 
Chciałam spędzić trochę czasu w samotności, a on mi to uniemożliwiał.
- Tak, na pewno. Prześpię się i będzie lepiej. - uśmiechnęłam się.
Chłopak kiwnął tylko głową rozumiejąc moje słowa po czym oddalił się w kierunku drzwi, gdzie następnie wyszedł. Ja natomiast nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Może teraz powinnam pójść do Justina zamaist czekać do jutra? Anastasii i tak jeszcze nie ma, jest na randce z nowo poznanym Josem i zapewne prędko nie wróci bądź wcale. Sięgnęłam czyste ubrania z szafki i przed wyjściem wzięłam prysznic. Gotowa do wyjścia poprawiłam makijaż i wyszłam zostawiając Anastasii wiadomość, że wyszłam na zakupy. 
Kiedy dotarłam na miejsce, w moim żołądku zaczęły dziać się dziwne rzeczy, dość nieprzyjemne. Strach? Niepewność tego, co mogę tam zastać? Wolnym krokiem podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Drzwi otworzył mi we własnej osobie Justin.
- Cześć. - szepnęłam.
Chłopak zszokowany moją wizytą, przez chwilę spoglądał na mnie niedowierzając.
- Mogę wejść? - zapytałam ściszonym tonem.
Kolejny raz nie usłyszałam odpowiedzi. Zaczynałam się niepokoić. Szatyn odszedł od drzwi, co dało mi do zrozumienia, że mogę wejść. To, co zastałam wewnątrz nie pozostawiało wiele do myślenia. On sobie nie radził. Na stoliku leżało kilka paczek papierosów, dookoła porozrzucane butelki whisky oraz innych trunków. Miałam ochotę się rozpłakać. Usiadłam na kanapie, na której przeżyliśmy swój pierwszy raz, to znaczy ja. 
- O czym chcesz gadać? - sapnął przeciągając się.
- O nas. - szepnęłam.
Chłopak momentalnie się wyprostował.
- O nas? - zadrwił. - Nas już nie ma. Nie wiem czy pamiętasz, ale to ty NAS przekreśliłaś. - powiedział zaciskając usta w wąską linię.
Zrobiło mi się słabo.
- O czym Ty mówisz? - zapytałam nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza. - Nie zostawiłam Cię. Chciałam dać nam czas na przemyślenia. Dobrze wiesz, że znaczysz dla mnie naprawdę wiele. - wyjaśniłam.
- Chyba nie wystarczająco, skoro odeszłaś. 
Moje serce w tym momencie rozrywało się na miliony, biliony drobnych kawałeczków.  Nie potrafię opisać tego, co czułam w tym momencie. Straciłam grunt pod nogami.
- Chcę być z Tobą, bo bez Ciebie jest mi cholernie źle. Nie potrafię normalnie funkcjonować, ale chciałam, żebyś zrozumiał, że nie potrafię prowadzić takiego życia jak Ty. Potrzebuję czasu, mimo, że tęsknie. - wytłumaczyłam, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. 
- Wiesz, że jeszcze nigdy nikt nie był dla mnie tak ważny? - spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami. - Ktoś, dzięki komu cieszysz się, że żyjesz, bo wiesz, że nie na marne to robisz? - mruknął.
Mój wzrok utkwił w jego oczach i jedyne czego pragnęłam, to poczuć smak jego ust przesiąkniętych alkoholem, musiałam się opanować i trzeźwo myśleć.
- Christian spełnił swoją funkcję pocieszyciela? - spojrzał na mnie pytająco.
- O czym Ty mówisz? - zapytałam.
- Za każdym razem jak do mnie przychodził to mówił o Tobie. Myślę, że mu się spodobałaś. - zakpił.
- Nie przyszłam tu rozmawiać o Christianie. - odwróciłam wzrok.
- A no tak, znudziłaś mu się, albo odwrotnie i teraz szukasz ramienia do wypłakania. - zaśmiał się po czym wstał.
Otworzyłam szeroko oczy nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie wypłynęło z jego ust. Jak on mógł coś takiego powiedzieć? Widocznie zbyt słabo go jeszcze znam. Również wstałam i podeszłam do niego stając twarzą w twarz.
- Jeszcze nigdy nie spotkałam takiego dupka jakim się okazałeś być. - wymierzyłam cios i spoliczkowałam go. 
Bez słowa opuściłam dom. Wyszłam z posiadłości i usiadłam na pobliskiej ławce, zalewając się łzami. Byłam roztrzęsiona. Jego słowa zadziałały na mnie jak nóż prosto w plecy lub serce, kto jak uważa. Spojrzałam na niebo, na którym widniały gwiazdy. Jedna świeciła jaśniej od drugiej, wyglądały jakby ze sobą konkurowały, ale żadna nie mogła równać się z księżycem. Kiedy byłam młodsza, zawsze oglądałam niebo nocą wspólnie z tatą. Twierdził, że to idealny lek na uspokojenie. Nie mylił się. 
Zaczynałam odczuwać lekki powiew wiatru, więc postanowiłam wrócić do domu w opłakanym stanie. 
Będąc w mieszkaniu nie zastałam jeszcze Any. Może o to lepiej. Nie będzie o nic wypytywać. Przebrałam się w koszulkę i szorty i położyłam się do łóżka szelnie okrywając kołdrą. Zaczęłam przemyślać wszystkie sprawy i doszłam do wniosku, że skoro Justin nie chce mieć już nic ze mną wspólnego, nic nie stoi na przeszkodzie, aby wrócić do Cambridge. To była wyjątkowo bolesna myśl, ale prawdziwa. Nic mnie tu już nie trzyma. Nie on. Nie chciałam się na nowo rozpłakać, musiałam przestać o nim myśleć. Już wybrał przyszłość. Przyszłość beze mnie. 
Dochodziła północ, a ja nie potrafiłam zasnąć. Natłok dzisiejszych wydarzeń był zbyt duży, aby odrzucić to w niepamięć. Stwierdziłam, że od jutra zacznę poszukiwania pracy. Muszę zacząć normować swoje życie. Nie minęło dużo czasu, a moje powieki stawały coraz cięższe. Był to wystarczający znak, że czas na sen...

za błędy przepraszam xx

Mianowicie chciałam tu przeprosić za dwa tygodnie nieobecności...
W zasadzie ten rozdział pojawia się jako rekompensata, myślę, że to docenicie.
Nie będę tu pisać, że jeśli będzie tyle i tyle komenatrzy, pojawi się nowy rozdział.
Po prostu uważam, że jeżeli ktoś docenia Twoją pracę, czujesz się dwa metry nad ziemią i to motywuje do dalszego pisania.
Wiem, że to opowiadanie czyta dwa lub trzy razy więcej osób niż komentuje i to jest przykre.
Pamiętaj, ja --> kilka godzin pisania rozdziału, ty --> jedna minuta pisania komentarza.



CZYTASZ-KOMENTUJESZ!
ASK




niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 19.

Ze snu zbudziła mnie rozmowa, a raczej awantura. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy próbując poskładać wszystkie fakty, aby mieć logiczną całość. Podeszłam do okna skąd dochodziły odgłosy. Ujrzałam szatyna i Christiana. Nie chciałam być wścipska i im przerywać, więc uchyliłam ostrożnie okno i słuchałam.
- Jakim kurwa cudem?! - krzyknął Justin. - Skąd oni wiedzą, gdzie jesteśmy? - syknął.
- Mam napisane na czole wróżka, że mnie pytasz? Stary, ktoś was wsypał, albo Chanel musiała się komuś zwierzyć. - pokręcił głową.
- Oh. - westchnął. - Wiadomo, gdzie już są? - dodał.
- Ponoć dwie godziny temu przekroczyli granicę. To tylko kwestia czasu nim was znajdą. - podrapał się po głowie.
- Dobra, postępuj według planu. - przerwał. - O 4 widzimy się u Ciebie. Powiadom resztę. - rozkazał.
Co? Jack po nas idzie? Nie, to nie może się dziać naprawdę... Nie teraz! Zamknęłam okno, nałożyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. Postanowiłam udawać, że o niczym nie wiem... Być może Justin sam mi powie? Albo i nie... 
- Cześć. - szepnęłam siadając obok szatyna.
- Hej, wyspałaś się? - uniósł kąciki ust i złożył całusa na moim czole.
- W miarę. - skrzywiłam się. - Gdzie tu jest najbliższa poczta? - zapytałam. - Chciałabym wysłać list. - dodałam.
- Ja to zrobię za Ciebie. Tak będzie lepiej. - przetarł twarz dłońmi i spojrzał na mnie.
Wiedziałam dlaczego nie chciał puścić mnie samej, ale mógłby chociaż powiedzieć prawdę. Myślałam, że jednak powie.

Justin

Nie może teraz nigdzie wychodzić. Nie, dopóki nie jestem pewny, że ten sukinsyn jeszcze oddycha. Źle się czuję nie mówiąc jej prawdy, ale wiem, że robię to dla jej bezpieczeństwa. Znam ją i wiem, że nie pozwoliłaby mi samemu tego załatwić. 
Naszą wtyczką jest Sam, na bieżąco informuje jakie plany ma Jack i kiedy zaatakuje. Dlatego musimy zrobić wszystko by nie doszło do ataku z jego strony. Aktualnie znajdują się 200 km od nas. 
- Christian, za godzinę w ustalonym miejscu. - rozkazałem. - Wszyscy. - dodałem po czym się rozłączyłem.
- Gdzie wychodzisz? - odwróciłem się i ujrzałem Chan stojącą w progu z założonymi rękoma. Cholera.
- Nigdzie... Nie chciałem Ci mówić o imprezie niespodziance dla Ciebie. - skrzywiłem się lekko kłamiąc.
- Dlaczego mnie okłamujesz Justin? - spytała. Jej wyraz twarzy nagle zrobił się poważny. 
- Nie rozumiem... - szepnąłem. 
- Nie rób ze mnie idiotki! Wiem, że Jack jest w Californii i nas szuka! A ty chcesz zrobić z siebie bohatera czy bardziej trupa, co?! - krzyknęła, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
Nie potrafię jej tego wytłumaczyć. Chcę ją ochronić, sprawić aby była całkowicie bezpieczna.
- Chan, ja wrócę. Obiecuję. Pozwól mi tylko zabić tego szmaciarza. Chcę, żebyś mogła wrócić do Cambridge, bo widzę jak cierpisz! Serce mi pęka widząc Twój stan, co wieczór. - westchnąłem. - Kocham Cię. - podszedłem do niej i przytuliłem ją przekazując tyle miłości ile było możliwe.
Wpatrywałem się w nią nic nie mówiąc, a następnie wyszedłem zabierając ze sobą metalową walizkę.
Kiedy dojechałem na działkę, wszyscy już czekali na mnie i na rozkazy.
- Więc co robimy? - odezwał się Matt.
- Sam powiedział, że są w opuszczonej fabryce samochodów koło lasu.
- Wiem, gdzie to jest. - wyrwał się Christian. 
- Świetnie, więc nas tam zaprowadzisz. - powiedziałem.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce ustaliliśmy plan ataku. Wyjąłem broń ze schowka, podzieliłem między chłopakami resztę amunicji i zmierzyliśmy w kierunku budynku. Trey został na zewnątrz i pilnował naszych tyłów. Kiedy wpadliśmy do środka nikogo nie było. 
- Co jest do kur... 
- Witam Panie Bieber. - odwróciłem się i zobaczyłem Jacka, a obok niego stała Chanel.
Jakim cudem do cholery?!
- Zaskoczony? - zaśmiał się przyciągając do siebie dziewczynę. - Spójrz, Twoja wtyczka już nie wetknie Ci żadnych informacji. - wskazał palcem na ciało bodajże Sam'a. 
- Zapłacisz za to, a nawet więcej. - syknąłem. - Wypuść ją. - nakazałem.
Kiedy spojrzałem na Chanel, poczułem się winny temu całemu gównie, przez które przechodzi. Była związana, miała rozmazany makijaż, a łzy dalej wypełniały jej oczy.
- To sprawa między nami, więc wypuść ją do cholery! - krzyknąłem celując w niego bronią.
- Aa, nie ładnie tak Justin. - przerwał. - Na twoim miejscu odłożyłbym tę broń, jeśli jeszcze kiedyś chcesz ujrzeć swoją dziewczynę. - cmoknął w powietrzu celując bronią w Chanel.
Serce podeszło mi do gardła. Moja pieprzona przeszłość...
- To sprawa między nami. Gdybyś nie był fiutem to w cztery oczy byśmy to załatwili. Ale skoro potrzebujesz wsparcia... - przerwałem i parsknąłem śmiechem.
Widziałem pojawiające się żyłki na szyi Jacka, czułem, ze niedługo straci nad sobą kontrolę, a wtedy to wykorzystam. Nie musiałem długo czekać, bo niespełna kilka sekund później wymierzył pistolet we mnie i nacisnął spust. 
- Uciekaj! - krzyknąłem do dziewczyny.
Padłem na ziemie, chwyciłem swoją broń i wycelowałem w mężczyznę, jednak ktoś wcześniej zrobił to za mnie. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem Chanel trzymającą nieruchomo pistolet. Wyglądała tak jakby zobaczyła ducha, ale ujrzenie ducha w tym momencie do tego, co się wydarzyło to nic.

Chanel

Trzymałam broń w dłoni i nie mogłam się ruszyć. Jakbym zamarła, a wszystko dookoła mnie na chwilę znikło. Byłam tylko ja i ta broń. Rzuciłam pistolet i skuliłam się zalewając płaczem. Podbiegł do mnie Justin i mocno przytulił. Jedyne co pamiętam, to tylko Justina wynoszącego mnie z budynku i pogłos syren, prawdopodobnie policji.
Kiedy się obudziłam, chłopak siedział przy moim łóżku wpatrując się w telefon. Usiadłam i spojrzałam na brązowookiego, który od razu odłożył komórkę.
- Jak się czujesz? - zapytał chwytając moją dłoń i czuje gładząc knykcie.
- W porządku. - mruknęłam zabierając dłoń.
Do mojej głowy uderzyły wszystkie wspomnienia z tamtego zdarzenia. Ile bym dała aby zniknęły... Przetaczałam wszystkie informacje i jedyne, czego byłam pewna to zabójstwo Jack'a. 
- Czy Jack... - przerwałam czując narastającą gulę w gardle.
- Prawdopodobnie nie żyje.Twój strzał... Został wymierzony prosto w klatkę piersiową. - wyjaśnił.
Zabiłam człowieka. Nie mogąc w to uwierzyć przyłożyłam dłoń do ust, a w myślach ciągle słyszałam słowa "Zabiłaś go". To było nie do zniesienia. 
- Chcę zostać sama. - wyszlochałam na co chłopak tylko skinął głową i opuścił pokój.
Do mojej głowy coraz częściej uderzała myśl, aby dać sobie i Justinowi czas. Kocham go, ale to wszystko mnie przerasta. Potrzebuję przerwy. Leżałam tak około dwóch godzin. Nie miałam ochoty nawet na jedzenie. Czułam się okropnie. Ten czas, który spędziłam w samotności dał mi odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Zeszłam na dół i zobaczyłam chłopaka siedzącego w salonie. Powoli do niego podeszłam i usiadłam naprzeciwko. To będzie trudna rozmowa.
- Justin? - szepnęłam.
Chłopak spojrzał na mnie swoimi uroczymi oczami, które tak bardzo kochałam. 
- Musimy porozmawiać. - splotłam palce. 
- Możesz już wrócić do Cambridge. - szepnął i wstał.
Co? O czym on mówi? 
- O czym Ty mówisz? - spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Nie ma Jack'a. Jego gang się rozpadł, wszyscy pouciekali, możesz wrócić. - powiedział.
I jak ja mam mu teraz powiedzieć o mojej decyzji? 
- Zdaje się, że chciałaś mi o czymś powiedzieć. - uniósł głowę spoglądając na mnie.
- Tak... Chciałam porozmawiać o nas. - szepnęłam.
Chłopak otworzył szeroko oczy, a w nich można było dostrzec tylko pustkę i nicość.
- Proszę Cię, nie mów tego... - przerwał mi siadając spowrotem. - Nie mów, że mnie zostawiasz. - spojrzał na mnie, a ja czułam, że pękam.
- Justin... - zaczęłam. - To mnie przerosło. Potrzebuję czasu. - dodałam.
- Mówisz jak wszystkie inne! A tymczasem nie wrócisz! - krzyknął, a po jego policzkach spływały łzy.
On naprawdę płacze.
- Przestań tak mówić, proszę. - uspokajałam go. - Kocham Cię jak nigdy nikogo. Jesteś dla mnie wszystkim i zawsze wszystkim będziesz. Nie umiem żyć tak jak Ty. Zabiłam człowieka, nie potrafię tego po prostu wyrzucić z pamięci. To nie jest takie proste. - szlochałam. - Uważam, że oboje potrzebujemy przerwy. - powiedziałam dławiąc się łzami.
- Zostaniesz tu? - szepnął spoglądając na mnie.
- Nie odpoczniemy od siebie jeśli będziemy razem mieszkać. - spuściłam wzrok.
- W takim razie mam się wynieść? - zapytał poważnym tonem.
- Nie... Jeżeli Anastasia nie będzie miała nic przeciwko, to u niej trochę pomieszkam. - wyjaśniłam.
Chłopak nie wykazał żadnych emocji, odwrócił się i opuścił pomieszczenie. Tak będzie dla nas lepiej. 
Po spakowaniu rzeczy, zadzwoniłam do Anastasii informując ją o całej sprawie. Przez telefon dało się wyczuć jej współczucie i chęć pomocy. Następnie zadzwoniłam po taksówkę, która nie całe 30 minut później czekała pod posiadłością. Spojrzałam na mieszkanie i pożegnałam się z Chack'iem. Czując, że szatyn jest na tarasie, podążyłam jego krokami z zamiarem pożegnania się. 
- Jadę już. - szepnęłam podchodząc do niego. 
Z jego strony nie było żadnej reakcji, nie wykazywał również żadnych emocji. Kompletnie nic. Złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku i odsunęłam się z zamiarem wyjścia. Chłopak jednak przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje wargi. Włożyłam w ten pocałunek mnóstwo uczuć. 
- Nie zostawiaj mnie. - szepnął przerywając pocałunek.
- Muszę. To dla naszego dobra. - dodałam i odeszłam chwytając walizkę.
Czułam spływające łzy i nawet nie próbowałam ich powstrzymać, wiedziałam, że to i tak nic by nie dało. Wsiadłam do taksówki, podałam kierowcy adres i ostatni raz spojrzałam na budynek. Następnie odjechałam.
Jesteś dla mnie wszystkim i zawsze wszystkim będziesz...

za błędy przepraszam xx

wypełnij ankietę po prawej stronie bloga--->
SPORO KOMENTARZY-KOLEJNY ROZDZIAŁ
CZYTASZ-KOMENTUJESZ!


niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 18.

Obudziło mnie skomlenie Chack'a. Przetarłam oczy i spojrzałam na śpiącego szatyna. Rozłożył się na całej szerokości łóżka pozostawiając mi jedynie malutki skrawek. Wstałam i poczułam delikatny ból w okolicach intymnych. Czy po seksie tak jest? Starałam się przypomnieć sobie wczorajszy wieczór. Tak, kochałam się z Justinem. Poczułam się dojrzalsza i bardziej kobieca i doceniona. Przyjemne uczucie. Założyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół razem z psem. Wypuściłam małego na podwórko i sięgnęłam poranną gazetę leżącą na trawniku. Na tytułowej stronie było zdjęcie zamordowanego mężczyzny, oczywiście wszelkie informacje były utajnione. Zaciekawił mnie ten materiał. Zawołałam Chack'a, który od razu zjawił się koło moich stóp i zabrał się za gryzienie kapci. Weszłam do środka i postanowiłam zrobić kawę i jakieś kanapki. 
Siedząc przy stole czytałam artykuł popijając herbatą, gdy usłyszałam szmery dochodzące z góry. Justin wstał. 
- Cześć słonko. - uśmiechnął się schodząc po schodach.
- Hej. - odwzajemniłam uśmiech, gdy chłopak złożył pocałunek na moich wargach.
- Jak się spało? - zapytał.
- Lepiej być nie mogło. - przygryzłam wargę. - Ale wiesz co? Następnym razem, jak będziesz się tak rozwalał na całym łóżku... Śpie z Chack'iem. - puściłam oczko i cmoknęłam w powietrzu.
- Oj no wybacz. Chcę Cię mieć blisko siebie zwłaszcza po wczoraj. - mruknął przy moim uchu delikatnie przygryzając jego płatek.

Justin

Jest idealna. Od początku taka była. Aż trudno uwierzyć, że to był jej pierwszy raz. Dobrze mieć swoją kobietę. Za tydzień ma urodziny, sama mi o tym mówiła. Muszę się poważnie zastanowić, co jej kupić, aby poczuła się wyjątkowo.
- Muszę dziś załatwić parę spraw dotyczących naszego zameldowania. - skłamałem.
- Hm, okej. O której godzinie jedziemy? - zapytała.
- Nie. Ja jadę, ty zostaniesz. - powiedziałem.
Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę, a ja żałowałem, że musiałem ją okłamywać. To wszystko było dla niej. Chciałem dać jej coś niepowtarzalnego, aby wiedziała, że nie jest mi obojętna.
Po śniadaniu ubrałem się i zadzwoniłem do Christiana z pytaniem czy ze mną pojedzie.
Czekając pod jego domem, dokładnie analizowałem ostatnie wydarzenia, które miały miejsce i doszedłem do wniosku, że ona jest tą jedyną, którą pokochałem. Tak prawdziwie. Wiem, to banalne, ale niech ktoś mnie uszczypnie, to była prawda.
- Cześć stary. - powiedział brunet wsiadając do samochodu.
- No siema. - przywitałem się.
- No mów, co jest. W czym mam Ci pomóc? - zapytał zapinając pas.
- Chan ma za tydzień urodziny, chcę jej coś kupić, ale mam w głowie pustkę. - westchnąłem.
- Niech zgadnę. Mam ci pomóc w wyborze prezentu dla Twojej laski? - przerwał. - Stary, ja też jestem facetem i znam się na tym prawie tak samo jak Ty. - zaśmiał się.
- Nikogo innego nie będę prosił, więc pozostałeś mi tylko Ty i nie pierdol. - powiedziałem odpalając silnik.
- Co do tego, to się nie zmieniłeś. - parsknął śmiechem, na co przewróciłem oczami.
Od dwóch godzin chodziliśmy po galerii, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego dla mojej kobiety. Jest tu wszystko, ale nie ma tego, co by przykuło moją uwagę. Na sam koniec weszliśmy do jubilera. Pani ekspedientka była bardzo miła i wyrozumiała wobec nas, do tego bardzo seksowna. Justin opanuj się, masz dziewczynę, do tego cholernie dobrą w łóżku, karciła mnie podświadomość.
- Jak myślisz, spodoba się jej? - zapytałem wsiadając do auta.
- Jeśli to jej się nie spodoba, to sory, ale tej kobiety chyba niczym nie zachwycisz. - zaśmiał się Christian.
- Dobitne pocieszenie. - mruknąłem.

Chanel

- Jestem! - usłyszałam głos szatyna.
- Gdzie tyle czasu byłeś? - zapytałam na wejściu.
- O co Ci chodzi? - zapytał. - Mówiłem Ci przecież, że jadę załatwić pewne sprawy. - dodał.
Nie chciałam się kłócić. Miałam dość smutnych dni, dość wylewanych łez, chciałam się od tego oderwać, albo chociażby odpocząć. 
- Nie ważne już. - szepnęłam powracając do czytania gazety.
- Hej, przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało, okej? - uniósł mój podbródek delikatnie całując policzek, na co przytaknęłam.
Chłopak wstał i się oddalił idąc na górę.
Cała sytuacja mnie przerastała. Porwanie, szpital, ucieczka, przeprowadzka, tego było zbyt wiele. Miałam ochotę się rozpłakać. W tym momencie łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie chciałam dłużej siedzieć w domu, więc sięgnęłam kardigan i wyszłam przez taras w stronę plaży, aby w spokoju móc się wypłakać i pozwolić moim myślom ujrzeć światło dzienne. Dzisiejszy dzień nie należał do najcieplejszych, przez co na plaży nie było prawie nikogo oprócz spacerujących staruszków i ludzi z psami. Czy ja z Justinem też kiedyś tak będziemy wyglądać? Szczęśliwi? Nie potrafiłam powstrzymać emocji i wybuchłam niepowtarzalnym płaczem. Usiadłam na piasku i schowałam twarz w dłonie pozwalając łzom dalej spływać. 
- Mamo, brakuje mi Ciebie. Brakuje mi was. - szepnęłam do siebie.
Mimo, że minęło dopiero kilka dni od ostatniego listu, czuję potrzebę napisania kolejnego. Chcę aby mama wiedziała, co u mnie. Nawet nie wiedzą, ile ja bym dała wiedząc, co u nich. Schowałam ręce do kieszeni i poczułam jakiś przedmiot.  Niespiesznie go wyjęłam i dokładnie zaczęłam lustrować. Był to brelok, który mama dostała od taty na jej 35 urodziny. Poczułam się silniejsza. Mam coś, co będzie mi o nich przypominać. Ucałowałam metaliczny przedmiot i spowrotem schowałam go do kieszeni. 
- Hej. - szepnął brązowooki siadając obok. - Szukałem Cię. - dodał.
- Gratuluję, znalazłeś. - mruknęłam patrząc w ocean.
- Przepraszam Cię. Ile razy mam jeszcze to powtarzać? - zapytał.
- Tu nie chodzi o Ciebie! - krzyknęłam. - Tu chodzi o mnie! - dodałam.
Szatyn skupił na mnie swoją całą uwagę nie bardzo rozumiejąc do czego zmierzam.
- Czuję się winna temu całemu zamieszaniu. Nie czuję się na siłach Justin. Jest mi ciężko. Cholernie ciężko. - szlochałam. 
- Shh, spokojnie. - chłopak mnie objął gładząc kojąco po plecach. - Masz mnie. - dodał.
- Tęsknie za nimi Justin. Tęsknie za moją rodziną. Świadomość, że już nigdy mogę ich nie zobaczyć jest przytłaczająca. Czuję się bezradna i bezsilna. - czułam narastającą gulę w gardle.
- Nie możesz wrócić. - szepnął spoglądając w ocean. - Jeśli wrócisz, oni Cię zabiją. - dodał.
- Co? - zapytałam.
- Nawet jeśli wrócisz sama, beze mnie, oni Cię znajdą i będę chcieli dotrzeć przez Ciebie do mnie. - przerwał. - A doskonale wiesz, że nie pozwolę, aby ktoś drugi raz Cię skrzywdził. - mruknął.
Nie potrafiłam opisać tego, co w tym momencie czułam. To znaczy, że już nieodwołanie nie wrócę do Cambridge? Nie pozwalałam tej myśli przebiec po moje głowie, jednak ona powracała i z każdym razem stawała się bardziej drastyczna i rzeczywista.
- To dlaczego ich nie zabijesz?! - krzyknęłam zalewając się łzami.
- Chan, uspokój się. To nie jest takie proste. - szepnął.
Nie mogąc dalej uczestniczyć w tej rozmowie pobiegłam w stronę domku. Wbiegłam do środka, od razu znajdując się w sypialni i padłam na łóżko dalej szlochając. To całe zamieszanie było naprawdę męczące, więc poddałam się zmęczeniu i zasnęłam.
- Mamo! To naprawdę Ty? - krzyczałam. 
- Chanel kochanie. Uspokój się skarbie. Pamiętaj, że musisz być silna, ja jestem silna, staram się być dla Ciebie, bo wiem, że wrócisz. Kocham Cię, nie zapominaj o tym. - szepnęła kobieta oddalając się.
- Nie, proszę! Zostań! - krzyczałam.
Obudziłam się z zadyszką. To nawet we śnie za mną chodzi. Przetarłam twarz i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18. Nie mając zamiaru schodzenia na dół i oglądania go w tym momencie, sięgnęłam po kartkę i długopis z zamiarem napisania kolejnego listu.
"Witaj Mamo,
Piszę do Ciebie, bo bardzo mi was wszystkich brakuje. Nie radzę sobie z rozłąką, ale wiem, że póki co wrócić także nie mogę. O mnie się nie martw, fizycznie czuję się dobrze. Psychicznie jest trochę inaczej, ale daję radę. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym móc was teraz zobaczyć i uściskać. Wiem, że poprzedni list na pewno nie rozwiał Twoich wszystkich wątpliwości, zbyt dobrze Cię znam. Zapewne do tej pory zastanawiasz się, dlaczego wszystko się tak potoczyło. Tamtej nocy, gdy się ostatni raz widziałyśmy i pokłóciłyśmy, zostałam porwana. Pewien człowiek mnie uratował, ale musiałam wyjechać, aby chronić siebie, zarówno jak i was. Myślę, że nie masz mi tego za złe. Nic więcej niestety nie mogę Ci powiedzieć. Nie wiem czy pamiętasz ten brelok od taty na Twoje 35 urodziny. Znalazłam go w jednym z Twoich kardiganów i pozwól, że go zatrzymam, aby mieć chociaż cząstkę Ciebie przy sobie. Chciałabym Ci powiedzieć, że bardzo Cię kocham, nie miej co do tego wątpliwości, bo nie znasz dnia, ani godziny, kiedy mogę zapukać do Twoich drzwi. Wasza Chan."
Usłyszałam pukanie do drzwi w momencie, gdy zaklejałam kopertę.
- Mogę wejść? - zapytał szatyn.
- Już wszedłeś, więc po co pytasz. - mruknęłam.
Chłopak usiadł na łóżku spoglądając na moje poczynania.
- Możemy porozmawiać? - odezwał się.
- Cały czas rozmawiamy. - odpowiedziałam.
- Przenieśliśmy się tu między innymi dlatego, że mam tu ludzi, którym mogę zaufać w 100%. Od początku miałem w planach prosić ich o pomoc w ujęciu gangu. Chcę, żebyś była bezpieczna i mogła wrócić do Cambridge. - powiedział. - Nie chcę widywać Cię smutnej, bo gdy Cię taką widzą, moje serce się łamie. Nie potrafię znieść tego widoku. - dodał.
Łzy napłynęły do moich oczu i nie myśląc o niczym, rzuciłam się na chłopaka mocno go przytulając. Chciałam, aby wiedział, że jestem mu wdzięczna.
- Napisałaś list? - zapytał spoglądając na mnie.
- Tak, chciałam go jeszcze dziś wysłać, ale chyba nie zdążę już. - szepnęłam.
- Jutro z samego rana się tym zajmę. - rzekł.
Siedziałam tak wtulona w szatyna i wcale nie chciałam go puszczać. Czułam się bezpiecznie i to dzięki niemu...


Widzę tu komentarze
SPORO KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!


środa, 19 listopada 2014

Rozdział 17.

Brakowało mi powietrza, więc oderwałam się od chłopaka.
- Chanel, pragnę Cię. - wymruczał podchodząc do mnie chwiejnym krokiem.
- Jesteś pijany. - szepnęłam.
Szatyn zaczął składać pojedyncze pocałunki wzdłuż mojej szyi powodując u mnie gęsią skórkę. Nie zaprzeczę, podobało mi się to, ale nie czułam się gotowa i przede wszystkim nie chciałam tego zrobić, gdy on był w stanie nietrzeźwości.
- Justin, nie. - szepnęłam odpychając chłopaka.
- Wiem, że tego chcesz. Oboje wiemy. - sapnął, a jego noga rozchyliła moje uda, dzięki czemu stałam w rozkroku.
Czułam pożądanie, ale również strach. Właściwie przed czym? To mój chłopak. Powinnam mu zaufać, ale to nie jest ten czas.
- Justin, myślę, że lepiej będzie jeżeli wezmę najpierw prysznic. - mruknęłam do chłopaka i poczułam jego wybrzuszenie w spodniach. O rany.
- Yhm, ale wrócisz? - zapytał sunąc nosem po mojej szyi.
- Nigdzie poza toaletą się nie wybieram. - parsknęłam śmiechem.
Kiedy chłopak mnie puścił, poszłam na górę myśląc, co mogę zrobić aby nie doszło do stosunku. Nie chodzi o to, że nie chciałam, nie byłam po prostu gotowa.
Po skończonym prysznicu powoli zeszłam na dół i zobaczyłam śpiącego szatyna na kanapie. Wyglądał uroczo, niewinnie i naprawdę seksownie bez ubrań. Nie chcąc go budzić, spowrotem udałam się na piętro do naszej sypialni, gdzie położyłam się wygodnie i szczelnie otuliłam kołdrą. Przed snem dużo rozmyślałam o Cambridge. Ciekawe czy mnie szukają, czy ojciec wie o moim zniknięciu? To wszystko znajdowało się pod wielkim znakiem zapytania, który mnie dręczył. Położyłam się na boku i zasnęłam.
Obudziłam się i zerknęłam na budzik. Była dopiero 8 rano. Wiedząc, że już nie zasnę, wstałam i postanowiłam wziąć poranną toaletę. Sięgnęłam czyste ubrania i ruszyłam w kierunku łazienki. Gotowa zeszłam na dół i zobaczyłam w dalszym ciągu śpiącego szatyna. Wyjęłam z torby swoje oszczędności, ubrałam buty i wyszłam w kierunku pobliskiego sklepu z zamiarem kupna świeżego pieczywa. Po drodze spotkałam Christiana, który od razu do mnie dołączył.
- Cześć piękna. - uśmiechnął się i złożył całusa na moim policzku. 
- Hej. - przywitałam się.
- Jak tam nasz ogier się trzyma? - parsknął śmiechem.
- Tak dla jasności do niczego nie doszło, nim się cokolwiek miało wydarzyć, zasnął na kanapie. - zaśmiałam się. - I w dalszym ciągu śpi. - dodałam.
- A dokąd zmierzasz? - zapytał.
- Po jakieś pieczywo świeże, tylko nie znam okolicy i tak podążam nie wiem gdzie w sumie. - westchnęłam.
- Też idę do sklepu, tylko w innym zamiarze. - puścił oczko. 
Brunet zaprowadził mnie do sklepu, który nie był daleko, a droga do niego nie była skomplikowana. Po zrobionych zakupach wracaliśmy.
- Skąd pomysł, aby się tu przenieść? - zapytał przed naszym domem, a w mojej głowie przewrócił się cały scenariusz.
- Powinnam już iść. Dzięki za pomoc. Pa. - uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłam w kierunku posiadłości.
Wiem, może głupio się zachowałam, ale nie chcę mu wszystkiego opowiadać, nie wiem czy w ogóle powinnam cokolwiek mówić. Sądzę, że Justin nie byłby z tego powodu zadowolony, jeśli będzie chciał, to sam mu powie, w końcu są przyjaciółmi, a jeszcze tego nie zrobił.
Kiedy weszłam do domu usłyszałam wołanie chłopaka.
- Chanel! Do cholery, gdzie ty byłaś?! - krzyknął podbiegając do mnie i przytulając.
- Justin, byłam tylko w sklepie. - wyjaśniłam.
- Ale tak sama? - zapytał. - Martwiłem się. Nie zostawiłaś żadnej wiadomości. - powiedział smutnym tonem.
- Nie zostawiłam po spałeś. - przewróciłam oczami. - A towarzyszył mi Christian. - dodałam.
- Oh, ten to się wszędzie wepcha. - machnął ręką.
- Nie bądź zły. Mam świeże bułki. - uśmiechnęłam się i pocałowałam chłopaka.
Weszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać śniadanie, które następnie skonsumowaliśmy na tarasie.
Po skończonym posiłku, Justin wpadł na pomysł, aby pokazać mi Californię. Byłam podekscytowana, to miejsce było wspaniałe, spokojne, takie radosne. Chciałam spędzić z nim trochę czasu w samotności. Gdy tak sobie przypomnieć, to prawie wcale nie przebywaliśmy ze sobą sami. Chciałam to zmienić. Kiedy ja byłam już gotowa do drogi, szatyn ciągle się szykował. Zdecydowałam się zaczekać na niego oglądając telewizję.
- Gotowy! - powiedział z entuzjazmem schodząc po schodach. - Możemy jechać. - dodał.
Wyglądał dobrze.
Na początku zobaczyliśmy Aleję Sław. Później przemierzyliśmy całe targowisko z rozmaitymi przedmiotami, ubraniami, bufetami. Kiedy oboje zgłodnieliśmy, Justin zabrał mnie na "Zaczarowane Wzgórze", do najbardziej ekskluzywnej restauracji. Usiedliśmy przy stoliku, przy którym był nieziemski widok na panoramę miasta. 
- Justin, tu jest pięknie. - szepnęłam zachwycając się widokiem.
- Wiem, ale ty jesteś piękniejsza. - uśmiechnął się.
W tym momencie podszedł do nas kelner, aby wziąć zamówienie. Szatyn zamówił nam obojgu przysmaki, prosto od szefa kuchni. Po skończonym posiłku poczułam zmęczenie. Marzyłam już tylko o gorącej kąpieli.
- Mam coś jeszcze dla Ciebie. - uśmiechnął się szatyn i gestem ręki przywołał do siebie kelnera wraz z bukietem róż i przy naszym stoliku pojawiło się kilku mężczyzn grających na skrzypcach kojące melodie. 
To wszystko zapierało dech w piersiach. Było idealnie. Nie chciałam tego przerywać.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do chłopaka całując go czule w usta i biorąc od niego kwiaty.
Kiedy nadszedł czas wracać, a niebo robiło się coraz ciemniejsze, opuściliśmy to piękne miejsce kierując się do auta.
- To był cudowny dzień. - uśmiechnęłam się.
- Cieszę się, że Ci się podobało. - puścił oczko i otworzył mi drzwi.
W drodze do domu, szatyn zajechał w jeszcze jedno nieznane mi miejsce. 
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam rozglądając się.
O tej porze wszystko było już dość mało widoczne, więc trudno było mi określić lokalizację.
- Niespodzianka. - powiedział chwytając moją dłoń.
Miałam różne przypuszczenia, ale to, gdzie mnie zabrał przebijało wszystko.
- Witaj kochanie w schronisku. - powiedział. - Nie chcę, żebyś czuła się beze mnie samotna, więc chcę Ci podarować kolegę. - puścił oczko.
Zwierzę? Naprawdę? Czułam się przeszczęśliwa. Nigdy nie miałam żadnego pupila, mimo iż tyle razy prosiłam o to rodziców. Teraz nie muszę nikogo prosić o pozwolenie, mogę sama decydować.
- Naprawdę? Jesteś kochany! - rzuciłam się chłopakowi na szyję i zaczęłam szeptać mu do ucha bezustannie "dziękuję".
Kiedy przemierzaliśmy uliczki, moją uwagę przykuł jeden szczególnie uroczy szczeniak. Justinowi również się spodobał. To był znak, że tego właśnie chcemy. Kiedy wzięłam pupila na ręce nie chciałam go już nigdy puszczać. Był uroczy, jak kulka, mała, słodka, urocza kulka. Po wypełnieniu najróżniejszych papierów mogliśmy Chack'a zabrać do domu. Tak, już mu nadałam imię. Przez całą drogę śmialiśmy się razem z Justinem. Czułam jakbyśmy znali się kilka lat, a nie parę miesięcy. To było zupełnie coś innego. 
Po wykąpaniu szczeniaka, czułam się naprawdę padnięta. Zeszłam na dół, gdzie szatyn zrobił dwie gorące czekolady. 
- O boże, kocham Cię. - uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie.
- Tak, wiem. Nie ty pierwsza mi to mówisz. - zaśmiał się.
- Oh, doprawdy? W takim razie może już wcale nie będę mówić. No wiesz... Masz na pęczki tych dziewczyn. - parsknęłam śmiechem, na co chłopak zrobił naburmuszoną minę.
Kiedy szatyn zajął miejsce obok mnie wtuliłam się w niego i razem oglądaliśmy telewizję. 
Czas leciał nieubłagalnie i nim się zorientowaliśmy wybiła północ. Byłam już wystarczająco zmęczona i chciałam wziąć kąpiel przed snem, jednak uniemożliwił mi to chłopak.
Chwycił mnie w pasie przyciągając do siebie i całując namiętnie. 
- Myślałaś, że zapomniałem o wczorajszej sytuacji? - mówił między pocałunkami.
O cholera.
- Justin, jestem zmęczona. - westchnęłam.
- Wiem, że jest coś innego na rzeczy. - powiedział. - Dlaczego nie chcesz się ze mną kochać? - zapytał i się wyprostował.
Co? Dlaczego zaczyna ten temat?
- Nie chodzi o to, że nie chcę. - spuściłam głowę. - Nie czuję się wystarczająco gotowa, boję się. - dodałam.
- Kochanie. - chwycił mój podbródek i unióśł. - Obiecuję, że będę delikatny, a jeśli nie będzie sprawiało Ci przyjemności, przerwę. - dodał czule całując moje wargi.
Czy ja powinnam to robić? Czy powinnam oddać się Justinowi? Oddać moje dziewictwo? 
Szatyn czule całował moje usta i przeniósł się na szyję, gdzie składał mokre pocałunki, a w niektórych miejscach delikatnie przygryzał szyję, przez co powodował u mnie dreszcze. Chwycił za końce mojej koszulki i zaczął ją stopniowo podwijać. 
Poczułam dziwne uczucie w okolicach intymnych. Czy to pożądanie? Pragnę go?
Chłopak zdjął z siebie koszulkę, ukazując wszystkie swoje tatuaże. Tłumaczył mi, że każdy coś oznacza. Może kiedyś zrobi tatuaż, który będzie moim odzwierciedleniem. Następnie zdjął ją ze mnie, sprawiając, że zostałam w staniku. Chwycił obie piersi delikatnie je ściskając, a z moich ust wydał się niekontrolowany jęk. Sięgnął do zapięcia stanika i je rozpiął powodując, że ze mnie spadł, ujawniając moje nagie piersi. Chłopak przybliżył się do nich i zaczął składać pocałunki, następnie wziął do buzi jedną z nich ssając ją, a drugą pieścił dłonią. Ja z kolei usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam drażnić jego skórę paznokciami. Chłopak nieznacznie jęknął. Dłońmi zjechał do moich szortów powoli rozpinając je. Kiedy byłam już całkowicie naga, chłopak zawisł nade mną i zaczął całować moje ciało poczyniając od piersi, kończąc przy mojej strefie intymnej. Czułam się dziwnie, ale wiedziałam, że chcę tego. Zaufałam mu. Brązowooki założył prezerwatywę i spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową wiedziąc, o co mu chodzi. Złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Rozchylił moje uda i powoli we mnie wszedł. Jęknęłam nieznając dotąd tego uczucia. Szatyn zaczął się poruszać, z początku powoli dając mi się oswoić z tym uczuciem, później coraz szybciej. Poczułam coraz większe pożądanie i zbliżający się orgazm.
- Boże. - jęknęłam.
- Wystarczy Justin, mała. - szepnął poruszając się coraz szybciej.
Niekontrolowanie eksplodowałam, a chłopak chwilę po mnie. Opadł na mnie ciężko oddychając. 
- Podobało się? - szepnął pytając.
- Było niesamowicie. Ty byłeś niesamowity. - mruknęłam.
Chwyciłam jego twarz całując go namiętnie. Chwilę później poczułam chęć snu. Chłopak wstał, zdjął prezerwatywę, wyrzucił ją do kosza i powrócił do łóżka kładąc się obok mnie i obejmując.
- Kocham Cię. - szepnęłam.
- Ja Ciebie też. Jesteś moja. - odpowiedział całując moje czoło. - Śpij dobrze, dobranoc. - dodał.
- Dobranoc. - ziewnęłam i nim się zorientowałam, zmorzył mnie sen.

za błędy przepraszam xx


Widzę tu komentarze jak pod poprzednim rozdziałem, wtedy pojawi się kolejny rozdział misiaki!
Wypełnij ankietę znajdującą się po prawej stronie bloga --->
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!


sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 16.

Siedziałam w aucie milcząc przez całą drogę. Obserwowałam miasto za miastem, przez które przejeżdżałam. W tym momencie poczułam się źle. Obiecałam mamie, że będę ją wspierać w tym trudnym okresie, a tymczasem sama uciekam. Czuję się podle, jak egoistka. Justin również się nie odzywał. Może i to lepiej, wiedział pewnie, że nie mam teraz głowy do rozmów. Ciągłe patrzenie przez szybę tylko nasiliło moją chęć snu. Ułożyłam się najbardziej wygodnie jak tylko było to możliwe i powoli odpływałam z wielkim poczuciem winy.
Justin
Serce mi pęka, gdy widzę ją w takim stanie... Nie chciałem aby to wszystko tak się potoczyło. Pieprzony Jack musiał się wmieszać... Teraz najważniejsza jest ona i jej bezpieczeństwo, którego jestem zobowiązany dotrzymać. 
Znużony męczącą podróżą postanowiłem zatrzymać się na pobliskiej stacji benzynowej i chwilę odpocząć. Do końca drogi zostało nam jeszcze dobre 7 godzin. Poczułem wibracje w kieszeni i wyjąłem telefon.
- Halo? - odebrałem.
- Justin? No cześć stary, gdzie jesteś z tą laską? - zapytał.
- Christian, jeszcze nie dojechaliśmy, zostało nam dobre 7 godzin. To nie takie proste. - mruknąłem.
- Dobra, jak będziecie na miejscu to daj znać. - powiedział i się rozłączył.
Christian to mój przyjaciel z Californii. Gdy spędzałem tu wakacje, to tylko z nim. Jest dla mnie jak brat.
Zdecydowałem się przespać 2 godziny, aby w dalszej podróży jechać bezpiecznie. 
Obudziły mnie krzyki Chanel, a raczej piski.
- Chan, spokojnie! - krzyczałem próbując ją obudzić. Miała koszmar. - Chanel, obudź się! - potrząsnąłem dziewczyną, aż w końcu podniosła powieki i spojrzała na mnie przerażona. Nie musiałem pytać, co jej się śniło, wiedziałem, że to było spowodowane moją winą i bez zastanowienia przytuliłem dziewczynę do swojej klatki piersiowej.
- Justin, możemy jechać dalej? - spytała drżącym głosem.
- Tak, już. - odpowiedziałem i spojrzałem na zegarek, gdzie widniała 3 nad ranem.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie i usiadła wyprostowana na miejscu pasażera otulając się kocem.
- Potrzebujesz coś ze sklepu? - zapytałem.
- Nie, dzięki. - mruknęła.
To był dla mnie znak, że nie warto dalej rozwijać żadnych tematów. Odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu kierując się do naszego celu.

Chanel
To jest dla mnie trudniejsze niż mogłam przewidzieć. Zostawiłam swoją rodzinę, prawdopodobnie już nigdy ich nie zobaczę. Nie ujrzę uśmiechu mamy, nie zobaczę braci, nie pożegnałam się nawet z Madison i Nicoll. Sądzę, że one najlepiej z wszystkich przeżyją mój wyjazd. Czy aby na pewno dobrze postąpiłam? Zostawiając to wszystko dla chłopaka? To brzmi banalnie, ale taka jest prawda. A co jeżeli mu się znudzę w Californii i znajdzie sobie inną dziewczynę, a mnie karze się wynosić? Nie mogę dopuścić do siebie tej myśli, to zbyt drastyczne. Nie wiedziałam, że ten ostatni tydzień aż tak dotkliwie przeżyję. To miało zupełnie inaczej wyglądać. Milczałam tak przez kilka godzin, aż dotarło do mnie, że nie mogę się nad sobą cały czas użalać, muszę Justinowi pokazać, że jestem silna mimo tych wydarzeń. 
- Przepraszam. - wydusiłam.
- Za co? - chłopak zmarszczył brwi nie bardzo rozumiejąc.
- Za moje zachowanie, powinnam Ci pokazać, że jestem silna, ale od teraz będę. - szepnęłam.
- Czy Ty siebie słyszysz? Według mnie jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam! - powiedział. - Nie sądziłem, że tyle przetrwasz, a tymbardziej, że poddasz się rozłące z rodziną. - dodał.
- Będę do nich pisać, będą wiedzieć, co u mnie, tylko szkoda, że ja nie. - szepnęłam czując gulę w gardle.
Weź się Chanel opanuj! Musisz być silna! Pokaż mu na jaką twardą laskę trafił!
Po jakimś czasie ujrzałam znak "California", ale Justin powiedział, że i tak mamy jeszcze spory kawałek to domku nad oceanem. Poprosiłam chłopaka, aby włączył radio i puścił jakieś piosenki. Zgodnie z moim poleceniem tak zrobił, a mi od razu uśmiech wkradł się na twarz. Uwielbiałam ten kawałek. Przypominał mi wszystko miłe chwile spędzone tutaj. Może to dziwne, ale takie momenty się zdarzały. Oparłam głowę o zagłówek i wczułam się w ten stan błogości i melancholii. Po około 3 godzinach prawdopodobnie dojechaliśmy. Szatyn zaparkował auto i z niego wysiadł, na co zareagowałam tym samym. Gdy wysiadłam z samochodu, dotarł do mnie szum oceanu, śpiew mew i to czyste, świeże powietrze. Poczułam się jak w raju. Nigdy nie byłam w tym miejscu.
- Tu jest pięknie. - szepnęłam.
- To poczekaj, aż zobaczysz domek. - powiedział chłopak chwytając moją dłoń i prowadząc w kierunku posiadłości.
Posiadłość była piękna, zielona trawa idealnie współgrała z rosnącymi kwiatami, które widziałam po raz pierwszy. Skalisty strumyk, z którego leciała woda, pnącza oplatające dom, a to wszystko było ogrodzone żywopłotem, więc mieliśmy wystarczająco dużo prywatności. Brązowooki otworzył drzwi i jako dżentelmen wpuścił mnie pierwszą. Rozejrzałam się i to wszystko było idealne, chyba aż za bardzo. Kręcone schody prowadzące na piętro, duża kuchnia, przytulny salon i taras. Rzuciłam się chłopakowi na szyję.
- Dziękuję. - szepnęłam wtulając się w niego mocniej.
- To ja dziękuję, że jesteś tu ze mną. - uśmiechnął się gładząc mnie po plecach. - Jak się czujesz? Rana już nie boli? - zapytał.
- Nie jest najgorzej, czuję tylko lekkie ukłucie. - uśmiechnęłam się delikatnie na co chłopak pocałował mnie w policzek.
- Pójdę po walizki. - powiedział i wyszedł z domku.
Ja w tym czasie postanowiłam przeczesać teren poczyniając od piętra, więc dość zwinnym krokiem znalazłam się na górze. Były tu trzy pokoje i toaleta. Jeden z nich na pewno będzie naszą sypialnią. Naszą? Właśnie... Będziemy razem spać? O kurde. Zeszłam na dół i zobaczyłam Justina rozmawiającego z jakimś przystojnym mężczyzną. Podeszłam będąc ciekawa kim jest owy chłopak.
- Cześć. - uśmiechnęłam się do obcego mężczyzny.
- Heeeej. - odpowiedział dokładnie mnie lustrując. - Nie powiedziałeś, że masz TAKĄ dziewczynę. - zwrócił się do Justina stawiając nacisk na słowo.
- Chanel jestem, miło mi. - uśmiechnęłam się.
- Christian. - puścił oczko i ucałował moją dłoń.
- Christian, idź do domu sprawdzić czy Cię tam nie ma. - syknął Justin.
- Oh. - przewrócił oczami. - Nie zmieniłeś się. - parsknął śmiechem. - To do później. Pa Chanel. - dodał i się oddalił.
Weszłam do środka, a Justin za mną. Co to było? Dlaczego się tak zachował? O co mu chodzi?
- Co to do cholery było? - syknęłam.
- Nic. - wzruszył ramionami biorąc torby i zanosząc je na górę.
Nie chciałam mu tego puścić płazem. Nie tym razem.
- Nie udawaj, okej? - powiedziałam zakłądając ręce na piersi. - Dlaczego go tak potraktowałeś? Jesteś zazdrosny? - prychnęłam przewracając oczami.
Chłopak się wyprostował i odwrócił w moim kierunku. Pchnął delikatnie na ścianę, uważając na moją dość świeżą ranę i wpił się w usta.
- Uwierz, że gdybyś była w pełni sprawna, to byłabyś już na tym łóżku, całkiem naga i pode mną. - szepnął w moje usta, a dłonią zjechał na tyłek delikatnie go ściskając, następnie się odsunął i powrócił do poprzedniej czynności.
Spoglądałam na niego oszołomiona.
- Dzisiaj idziemy na ognisko organizowane przez Christiana, którego zdążyłaś poznać. - powiedział rozpakowując swoją torbę.
- Nie mam w czym iść. - mruknęłam.
Nie mam tu wielu rzeczy. Jeszcze nie wszystko zostało przywiezione z Southampton do Cambridge, a mnie już tam nie ma.
- Możemy pojechać na zakupy jeśli chcesz. - przewrócił oczami.
- Nie, nie dzisiaj. Nie mam do tego głowy. - szepnęłam wychodząc z pomieszczenia.
Na dole poczułam burczenie w brzuchu. To był znak, że najwyższy czas coś zjeść. Otworzyłam lodówkę, która o dziwo była cała napełniona jedzeniem. Nie przejmując się zbyt tym faktem wyjęłam potrzebne produkty i zrobiłam kilka kanapek, może Justin też będzie chciał. Zdecydowałam się zjeść posiłek na świeżym powietrzu. Wyszłam na balkon, z którego był wspaniały widok na plażę i wodę. Usiadłam na wiklinowym krześle i zabrałam się za jedzenie. Ludzie wyglądali na szczęśliwych, spełnionych i jakby właśnie o takie życie im chodziło. Pogoda tu jest przez cały rok prawie identyczna. Czasami występują wahania temperatury, ale rzadko dochodzi do deszczu. Sezon letni cały czas tu trwa. Ciepły wiatr okrywał moją skórę, powodując delikatną gęsią skórkę. Mimo wszystko czułam, że tu czeka nas lepsza przyszłość. Czułam się wolna i z każdą minutą bardziej szczęśliwa. Za dwa miesiące będę oficjalną 17-stką. Czego sobie będę życzyć? Unormowania życia, przede wszystkim...
- Chan? - usłyszałam wołanie Justina.
- Tu jestem. - krzyknęłam.
- Rozpakowałem już torby. - powiedział siadając po przeciwnej stronie biorąc kanapkę. - Podoba Ci się tutaj? - zapytał.
- Jest pięknie. Nie sądziłam, że istnieje takie miejsce na ziemi, gdzie może być tak idealnie. - rzekłam uśmiechając się.
- Cieszę się. Jesteś piękna jak się uśmiechasz. - powiedział chwytając moją dłoń i gładzać knykcie. 
Zarumieniłam się. Znowu.
- Jak się rumienisz to również jesteś piękna. - zaśmiał się puszczając oczko na co przewróciłam oczami.
Przez resztę dnia rozmawialiśmy o wszystkim. O nas, o tym cudownym miejscu. Justin opowiadał o swoim dzieciństwie jakie tu spędził. Zazdrościłam mu tych wspomnień. Moje to były jedynie blok mieszkalny, tartak i tak w kółko. Dochodziła 21, powoli zaczynało się ściemniać, więc wypadało zacząć się szykować na ognisko, na które nie miałam zbyt dużej ochoty, ale chciałam zrobić Justinowi przyjemność. Wygrzebałam z szafy jakieś letnie rzeczy po czym wzięłam prysznic i przebrałam się. Gotowa zeszłam na dół, gdzie Justin biegał jeszcze po kuchni jak szalony w poszukiwaniu... czegoś. 
- Co ty robisz? - zapytałam schodząc po schodach.
Chłopak spojrzał w moją stronę i zatrzymał się.
- Nie wyglądasz zbyt kusząco? - zapytał falując brwiami. - To znaczy dla mnie zawsze możesz tak chodzić, ale wiesz... Tam będą też inni faceci. - przewrócił oczami i podszedł do mnie obejmując mnie w talii.
- Hm, jeżeli będziesz mnie pilnował to chyba nic mi się nie stanie, prawda? - zapytałam puszczając oczko i cmokając go w nos. - Czego szukasz? - dodałam.
- Aa, no właśnie. - szatyn mnie puścił i dalej zaczął poszukiwania. - Piwa szukam. - powiedział. - Christian mówił, że kupił, ale za cholere nie powiedział, gdzie je schował. - dodał.
- Oh, faceci. - przewróciłam oczami.
- Jeeest! - krzyknął szczęśliwy chłopak wyciągając z szafki 3 czteropaki alkoholu. - Możemy już iść. - powiedział szczerząc się.
Nawet nie zdążyłam ocenić jego wyglądu, a wyglądał naprawdę dobrze.
Daleko nie musieliśmy iść. Zauważyłam płonące ognisko i około 10 osób łącznie z Christianem, który do nas machał. 
- Siema stary! - krzyknął jakiś chłopak, a Justin zaczął się witać z wszystkimi po kolei.
- To jest Chanel. - przywitał mnie z wszystkimi.
Podeszliśmy jeszcze bliżej, gdzie siedziało dwóch chłopaków w towarzystwie dziewczyn. Czułam ich wzrok na sobie. Mimo iż jestem kulturalną osobą, przywitałam się z Megan i Anastasią. Siedzieliśmy razem wokół ogniska i rozmawialiśmy. Polubiłam ich, nawet dziewczyny. Wydały się miłe. Megan jak się okazało pochodzi z Southampton, a Anastasia ma tam kuzynkę. Kiedy chłopcy oddalili się po alkohol, zostałam wyłącznie z dziewczynami.
- Justin to skarb, ciesz się, że na niego trafiłaś. - uśmiechnęła się Anastasia.
- Wiem. - przytaknęłam. - Znacie go dłużej niż ja, opowiedzcie mi o nim. - nalegałam.
Dziewczyny zaczęły mówić mi różne historie związane z Justinem, jak się okazało, również wiedziały o jego interesach, ale pomijając to, wspominały go jako dobrego brata, który w każdej sytuacji potrafi wesprzeć.
- Jesteśmy! - krzyknął Christian.
- Gdzie Justin? - zapytałam.
Chłopak wskazał palcem za siebie, gdzie szatyn zataczał kółka i krzyczał coś w niebogłosy. No świetnie. 
- Justin, chodź tu! - krzyknęłam.
- Chanel! Kocham Cię! Chodźmy się kochać! - chłopak dalej krzyczał i szedł w kierunku wody.
- Justin wracaj tu! Jesteś pijany! - krzyczałam do chłopaka próbując go zatrzymać.
- Nie! Nigdzie nie idę jeśli nie będziesz się ze mną kochać. - kręcił głową.
- Nie żartuj sobie! Wracaj tu. - stanęłam na brzegu próbując go sprowadzić spowrotem. - Proszę Cię, chodź tu, jesteś pijany. - dodałam.
- Nie, jeśli nie będziesz się ze mną kochać. - powiedział smutnym tonem.
W tym momencie do głowy przyszedł mi pewien plan, który mógł się powieść.
- Justin, ale jeśli chcesz się kochać to musimy iść do domu, bo na plaży na pewno nie. - zaśmiałam się, a reszta przy ognisku zaczęła gwizdać. 
Oni naprawdę w to uwierzyli?! 
- Poważnie? - chłopak spojrzał na mnie szczerząc się i jakby od razu wytrzeźwiał.
- Taak, chodź na brzeg, woda jest zimna. - nakazałam.
Szatyn się wyprostował i najszybciej jak tylko potarfił zjawił się koło mnie.
- To co, idziemy? - poruszył brwiami pytając.
- Tak, tak... - machnęłam ręką do reszty, że muszę zająć się brązowookim na co tylko odmachali.
Kiedy szliśmy w kierunku domku, Justin majaczył coś do siebie, co wyglądało komicznie. Gdy weszliśmy do środka, gwałtownie zostałam pchnięta na ścianę, a szatyn uderzył swoimi ustami w moje intensywnym pocałunkiem.

zmiana w zakładce "bohaterowie" xx

Wypełnij ankietę znajdującą się po prawej stronie bloga ---->
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!
Widzę tu komentarze, następny rozdział pojawi się jak będzie ich ponad 10:))