poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 010.

- Co to kurwa jest? - szepnęłam przykładając dłoń do ust dalej trzymając papier... a raczej zdjęcie.
Tak... Zdjęcie, na którym byłam ja z Justinem. Jest ono z dzisiejszego dnia, ale, co dziwne, nasze twarze są podziurawione jakby ktoś chciał zrobić nam krzywdę. Z kolei z tyłu widniał dopisek "Lepiej się pilnuj, mała." Zaczynałam się martwić, nie pomijając faktu, że byłam przerażona. Pierwsza myśl, to aby zadzwonić do Justina. Może on coś wie? Albo pomyśli, że jesteś wariatką? - podpowiadała mi moja podświadomość. Oh, to co mam zrobić? Ktoś faktycznie chciał, abym się wystraszyła i udało mu się to w 100%. Jak w tym momencie mogę racjonalnie myśleć? No jak?! Poza tym, to znajdowało się w moim pokoju, na moim łóżku. Ktoś się tu włamał... Pewnie przez to okno i dzięki drzewu, tak jak Justin ostatnim razem. Kto mógł to zrobić? Może Vanessa? Ale ona prędzej by się zabiła, niż miałaby wejść po drzewie do cudzego domu, pf. Jeden podejrzany mniej... Reszty ludzi ze szkoły nie znam, więc każdego mogę osądzać.
Starając się nie myśleć o tej sytuacji poszłam do łazienki, w której już nie czułam się bezpiecznie. Nawet w łazience docierały do mnie te myśli. Po krótkim prysznicu wróciłam do pomieszczenia i z ręcznikiem na głowie, który otulał moje świeżo umyte włosy, usiadłam na łóżku włączając laptopa. Dalej byłam przerażona. Z takimi sprawami nie ma żartów. Natychmiast sięgnęłam po telefon i napisał wiadomość do Justina.
"Cześć, wybacz, że niepokoję Cię o tej porze, ale sądzę, że jest coś, o czym powinieneś wiedzieć..."
Nim się spostrzegłam otrzymałam wiadomość.
"Hej, co jest?:)"
"Dostałam list, a właściwie zdjęcie z treścią... Nasze zdjęcie, na którym była groźba. Justin, jestem przerażona, nie czuję się bezpiecznie we własnym domu."
"Zaraz będę. Nie ruszaj się."
- Co? On tu zaraz przyjdzie? Ja z tym ręcznikiem? O nie! - szybko ruszyłam do łazienki, rozczesałam włosy i niczym burza wysuszyłam je układając w niechlujnego koka.
Gdy wyszłam z łazienki zobaczyłam szatyna siedzącego na łóżku i wpatrującego się w fotografię.
- CzeCześć. - zająkałam się i usiadłam obok niego. 
- Wiesz kto mógł to zrobić? - zapytał nie spuszczając wzroku ze zdjęcia.
- Skąd mam wiedzieć? Nie znam tu ludzi, lepiej ty mi powiedz. - szepnęłam.
Chłopak przeczesał dłonią włosy i spojrzał na mnie.
- Wiedziałem, że to zły pomysł, abyśmy się przyjaźnili... - mruknął.
Ż e   c o   k u r w a ? O czym on mówi? Dlaczego pieprzy takie głupoty? Czegoś żałuje? Żałuje, że mnie poznał? Klasyczne.
- O czym Ty mówisz? - spojrzałam na niego nie wytrzymując napięcia.
- Zrozum, nie jestem zwykłym nastolatkiem. Jak myślisz, od czego mam te blizny na klatce i rękach, co?! - spojrzał głęboko w moje oczy, a ja nie wiedziałam dalej, o co chodzi i nie chcąc mu przerywać nic nie odpowiedziałam. - To Ci wyjaśnię. Mam problemy. Od 3lat jestem wplątany w czarne interesy... A ten kto się w tym gównie babra nie wyjdzie z niego tak łatwo. - dokończył, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. - Dlaczego nic nie mówisz? - zapytał.
- A co mam powiedzieć? Dopiero teraz dowiaduję się o Tobie całej prawdy, oczywiście jeśli nie masz jeszcze czegoś do ukrycia. - schowałam twarz w dłoniach. - Czyli, że co? Twoi kumple z GANGU wzięli mnie na haczyk? - specjalnie położyłam nacisk na "gang" i zapytałam. 
Chłopak niechętnie kiwnął głową.
- Wiem, że to jest popieprzone, cholernie Cię przepraszam, nie wiedziałem, że będą nas śledzić... Myślałem, że Jack sobie odpuści chociaż Ciebie... - szepnął i chwycił moją dłoń. - Jeżeli nie chcesz mnie już znać, zrozumiem. - westchnął.
- Co za Jack? - zapytałam zdezorientowana.
- Jakby Ci to powiedzieć... Mój szef od ostatniej akcji. - wytłumaczył.
- Akcji? Jakiej akcji Justin? Co ty zrobiłeś?! - krzyknęłam nie mogąc dłużej znieść tej niewiadomej.
- Prędzej czy później i tak się dowiesz, więc... Zapewne słyszałaś o napadzie na konwój, który przewoził łącznie 12mln€, więc od tej akcji Jack jest szefem. - dokończył.
Nie mogłam w to uwierzyć... Chłopak, w którym się zadurzyłam, którego uważałam za przykładnego nastolatka, okradł konwój i jest przestępcą. To zbyt wiele jak na jeden dzień. 
- Justin, wyjdź stąd. - szepnęłam zabierając dłoń, którą gładził.
- Chanel, proszę... Nie chcę Cię stracić i właśnie o takim zranieniu wtedy mówiłem. - spojrzał na mnie swoimi karmelowymi oczami, w których było widać żal. Ale to nie rusza mnie teraz. Okłamał mnie.
- Proszę wyjdź, chcę wszystko przemyśleć. - wstałam pokazując ręką w stronę okna. Chłopak nic nie mówiąc opuścił mój pokój, a ja? Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Łzy spływały po moich policzkach jak wodospad, którego nie potrafiłam opanować. To wszystko było pokręcone, stawało się coraz gorsze. Jutro minie dokładnie drugi miesiąc odkąd tu jesteśmy, a ja już mam dość. Zbyt wiele emocji, to nie ma moje siły. Przykryłam się szczelnie kołdrą i powoli odpłynęłam...
- Nie! Zostaw mnie! Rozumiesz?! - krzyczałam. - Błagam! Ja nic nie wiem! - błagałam i szlochałam. 
- Jesteś taką samą suką jak inne... jak inne... jak inne... - w oddali słyszałam męski, dojrzały głos.
Ocknęłam się zlana zimnym potem. Co to było? Już nawet miewam koszmary... Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą... cień? Postura mężczyzny. Szybko zapaliłam nocną lampkę mając nadzieję, że to omamy, które okazały się być prawdą. Już nawet o tym śnie. Spojrzałam na zegarek koło lampki, który wskazywał 03:15. Niechętnie położyłam się spowrotem i postarałam się zasnąć, co udało mi się dopiero po 4 nad ranem.
Kilka godzin później zadzwonił budzik informując, że czas najwyższy wstawać. Z niewielką chęcią wstałam i przeciągnęłam się. Następnie ruszyłam do łazienki wziąć poranną toaletę.
Zeszłam na dół czując unoszący się w powietrzu zapach syropu klonowego. Mmm, mama wstała. 
- Cześć. - rzekłam. Weszłam do kuchni i ujrzałam rozpromienioną kobietę przygotowującą naleśniki. Co się dzieje?
- Witaj słonko, ile chcesz omletów? - zapytała z uśmiechem stając nade mną z patelnią wypełnioną jedzeniem.
- Dwa proszę. - szepnęłam.
- Jak się spało? - zapytała w wyraźnie poprawionym humorze.
- Ddobrze. - odpowiedziałam. - Czemu jesteś taka szczęśliwa? - zapytałam zerkając na rodzicielkę.
- A czy ja już stara kobieta nie mogę się uśmiechać z samego rana? Po prostu czuję się dobrze i zamierzam to wykorzystać. - odpowiedziała. - Jeśli chcesz jeszcze to są w mikrofali, ja się zbieram do pracy. - dodała.
- Co? A Twój urlop? - zapytałam zdezorientowana.
- Odwołałam. Nie ma sensu wykorzystywać wolnych dni na płakanie i użalanie się, córciu. - kobieta cmoknęła moje czoło i wyszła do przedpokoju. - Chłopcy wrócą sami koło 14, ja będę dziś znacznie później, nie czekaj z kolacją. Kocham. - powiedziała, a następnie wyszła trzaskając drzwiami.
Okej... Nie poznaję własnej matki, ale poza tym jest okej. W sumie nie jest... Wcale. Nie chcąc dłużej być w domu zabrałam torbę z zeszytami, ubrałam się ciepło i wyszłam zamykając mieszkanie. Stwierdziłam, że mam jeszcze sporo czasu do przyjazdu autobusu, więc czy bym poczekała czy poszła, wyszłoby na to samo. Nie tracąc ani minuty ruszyłam przed siebie. 
Kiedy doszłam do budynku zwanego szkołą, akurat zadzwonił dzwonek na lekcję. Mam wyczucie czasu. Pospiesznie zmierzyłam w kierunku klasy historycznej, gdyż taka była moja pierwsza lekcja. W drodze pod klase zostałam przygwożdżona do szkolnych szafek. Sprawcą był Justin.
- Co Ty robisz?! - syknęłam z bólu jaki poczułam.
- Dlaczego kurwa chodzisz pieszo do szkoły? - dało się wyczuć jad jakim tryskał.
- Nie Twój interes. - założyłam ręce na piersi.
- Nie rozumiesz, że chodzi mi o Twoje bezpieczeństwo? Nie powinnaś chodzić sama! Od teraz ze mną jeździsz do szkoły i wracasz. - nakazał.
No już... Czuj się Bieber, nie będziesz mi rozkazywał. Potrafię za siebie decydować.
- Śmieszny jesteś. - prychnęłam. - Będę chodzić tak i tam, gdzie mi się podoba. Nawet do tych ćpunów. - wyjaśniłam.
- Ja nie żartuje. Będę czekać o 14.30 pod szkołą. - rzekł, a następnie odszedł wzdłuż korytarza.
- Nigdzie z Tobą nie pojadę! - krzyknęłam przez, co kilka osób zwróciło na mnie uwagę. - Pieprz się Bieber. - szepnęłam po nosem i podążyłam do klasy.
Gdy weszłam do środka wszyscy zajmowali swoje miejsca, ale nauczycielki nie było. 
- Uff, nie spóźniłam się. - usiadłam obok Madison i wyjęłam książki. - Cześć. - przywitałam się.
- No hej skarbie. - uśmiechnęła się i przytuliła mnie na powitanie. Co wszyscy dzisiaj tacy szczęśliwi? No oprócz Pana Biebera...
- Czemu Cię wczoraj nie było? - zapytała trzepocząc rzęsami.
- Oh, źle się czułam. - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Żałuj! Była akcja! Vanessa poturbowała jedną laskę za to, że wywaliła na nią tacę ze śniadaniem. Mowię Ci... - kontynuowała, a moją uwagę zwrócił młody chłopak siedzący obok Alexa. Niewysoki brunet, o zielonych oczach, z grzywką postawioną na żel.
- Kto to jest? - zapytałam Madison przerywając jej wyczerpującą opowieść. 
- Maison (Mejson*) - nowy chłopak prosto z Belgii. Gorący towat, co nie? - puściła oczko, na co tylko się zaśmiałam. Faktycznie. Nie wydawał się być jakoś specjalnie przystojny, ale urzekał mnie swoim uśmiechem.
Po zajęciach z Panią Feer nadszedł czas na lunch. Razem z Madison i Nicoll usiadłyśmy w rogu stołówki, ponieważ w samym centrum znajdowały się stoliki vip, przy których siedziały same "gwiazdy". Oczywiście tylko oni o sobie tak myśleli. To było komiczne. 
Czas leciał i nim się spostrzegłam ostatnia lekcja dobiegła końca i wreszcie mogłam wrócić spokojnie do domu. No prawie spokojnie... Na parkingu przed szkołą czekał na mnie Justin. Cóż, chociaż będę szybciej w domu... Powolnym krokiem szłam w kierunku chłopaka, aż nie zatrzymał mnie... Maison? Czego on chce?
- Chanel? - zapytał. 
- Taak, a Ty jesteś pewnie Maison, nowy kolega w klasie. - uśmiechnęłam się promiennie.
- Tak właśnie. Mam pytanie. - przerwał i przejechał dłonią po włosach. - Pożyczyłabyś mi notatki z dzisiaj? - dodał.
- Ou, no pewnie. - rzekłam wyciągając z torby zeszyty i podając je chłopakowi.
- Dzięki wielkie, nie wiem jak Ci się odwdzięczę. - puścił oczko. 
- Nie musisz, to nic takiego. - uznałam.
Chłopak tylko się uśmiechnął i pożegnał, a ja podeszłam do chłopaka, który opierał się o maskę samochodu z założonymi rękoma. Ciekawe czy to auto kupił czy też ukradł, hm. I ciekawe czy jego rodzice o tym wiedzą... Pf, oczywiście, że nie! Gdyby wiedzieli, Justin już dawno wylądowałby w więzieniu i nie miał takiego samochodu. 
- Kto to był? - zapytał wskazując na nowopoznanego kolegę.
- Maison. Nie muszę Ci się tłumaczyć. - powiedziałam wsiadając do samochodu i zapinając pas.
- Jak uważasz, ale wydaje się podejrzany. - uznał.
- Serio? Teraz wszystkich będziesz tak osądzał? Daj spokój, to nowy kolega z klasy, dopiero co się przeniósł, daj mu się zaklimatyzować. - powiedziałam wpatrując się w szybę.
Szatyn nic nie odpowiedział tylko ruszył spod budynku szkoły. Przez całą drogę milczeliśmy. Jedynie muzyka dobiegająca z radia nie cichła. Brązowooki chyba postanowił przerwać ten stan, gdyż się odezwał.
- Dalej jesteś zła? - zapytał. Nie no coś Ty! Będę skakać z radości, że zadużyłam się w kryminaliście!
- A jak sądzisz? - szepnęłam spoglądając na domy, które mijaliśmy.
- Chan, przepraszam. Daj mi szansę. Nie chcę Cię okłamywać, dobrze wiesz, że zależy mi na naszej przyjaźni. - wyjaśnił, a mnie od środka aż ściskało. Modliłam się wewnątrz aby nie wybuchnąć płaczem. Z trudem to powstrzymywałam.
- Przyjaźni. Właśnie! Ty nie chcesz psuć przyjaźni, której dla mnie nie ma... Czy Ty nie zauważyłeś, że ja się w Tobie zadużyłam?! - pisnęłam czując narastającą gulę w gardle, a chłopak zatrzymał się pod moim domem. - Po tym wszystkim, po tym całowaniu, Ty mówisz tylko o przyjaźni? Z każdą przyjaciółką tak postępujesz? W takim razie gratuluję, ale ja nie chcę do nich należeć! - krzyknęłam wychodząc z samochodu.
- Chanel, nie wiedziałem... Przepraszam... - krzyknął, ale ja nie miałam zamiaru się odwracać. 
Tyle mu opowiedziałam o moim życiu, streściłam mu wszystko... Moje problemy z Taylorem również, a on mi dopiero teraz powiedział kim naprawdę jest. To chore. Czy ja nie mogę prowadzić normalnego życia i zakochać się w zwykłym chłopaku? Muszę trafiać na dupków? Jestem już na nich chyba skazana.


Widzę wyświetlenia, komentarze też chcę.
Zapamiętajcie Maisona, pojawi się jeszcze.

CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!

12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Nie moge sie doczekać kolejnego :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry rozdział! /malinowaJudi

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetny. Ciekawi mnie ten nowy kolega, coś czuję, że nieźle namiesza. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. PROSZE NAPISZ DZISIAJ NEXTA! ��

    OdpowiedzUsuń
  5. nie moge sie doczekac! i juz czuje ze ten maison nie bedzie grzeczny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. moEsz DAC zdjecia maisona prosze ??? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcie Maisona jest w zakładce: BOHATEROWIE :)
      Rozdział jak zawsze super! Straszliwie ciekawi mnie jaki okażę się być ten nowy chłopak. I jak dalej potoczy się historia z Taylorem :) Nie mogę doczekać się dalszych części! :*

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń