niedziela, 19 października 2014

Rozdział 007.

Chanel
- Co ty pieprzysz? - warknęłam przez telefon.
- Chanel, ja nie wrócę... - szepnął. - Ja... Ja mam tu swoją rodzinę. - mruknął.
- Co kurwa?! - krzyknęłam. - Jak możesz nam to robić, jak?! - wrzeszczałam do słuchawki, a łzy samoistnie zaczęły spływać po moich policzkach.
Justin zabrał chłopców na dół, aby nie słyszeli tej rozmowy.
- Chanel, nie miej do mnie pretensji, dobrze wiesz, że między mną, a mamą od jakiegoś czasu się nie układało..
- I to jest powód, żeby zdradzać mamę i przy okazji oszukiwać nas wszystkich? - splunęłam.
- Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał, was kochał... Jeśli chcesz wiedzieć, jestem we Florencji. - rzekł.
- Nawet nie licz, że Cię kiedyś odwiedzę... Nie jesteś już moim ojcem, nienawidzę Cię pieprzony egoisto. Nienawidzę! - krzyknęłam powtórnie i się rozłączyłam.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać... Nie wiem jak to rozumieć. Najgorsze jest to, że nie wiem jak mam to powiedzieć mamie... Może w ogóle nie powinnam? Ale ma prawo wiedzieć, że jej własny mąż pieprzył się za jej plecami z inną dziwką. Nienawidzę go, nie mam już ojca... Nigdy nie miałam...
- Chan? - do pokoju wszedł Justin zamykając za sobą drzwi.
- Gdzie chłopcy? - szlochałam.
- Zawiozłem ich do siebie, są z Jaxonem i moimi rodzicami jeśli Ci to nie przeszkadza. - szepnął i usiadł obok mnie na skraju łóżka. - Co się stało? - widziałam w jego oczach przejęcie moim stanem i mimowolnie znowu wybuchnęłam płaczem, a chłopak nic nie mówiąc przytulił mnie czule.
- On odszedł, rozumiesz? Zostawił nas dla innej suki i bachorów... - szlochałam. - Prawdopodobnie dla jego bachorów. - szepnęłam.
- Shh, nie płacz. - chłopak gładził mnie po plecach uspokajając.
- Nie rozumiesz... On od dłuższego czasu wyjeżdżał i to zawszo musiało być w tym samym celu. - uspokoiłam swój oddech.
- Wiem, co przeżywasz, naprawdę. Miałem podobnie, dlatego teraz mieszkam z ojcem i macochą. - wytłumaczył. - Rozumiem Cię, początki są trudne. Jeśli chcesz możemy o tym pogadać. - szepnął tuląc mnie do swojej klatki piersiowej.
Po długiej rozmowie, która była mi bardzo potrzebna, byłam już w lepszym stanie, ale dalej nie wiedziałam jak to powiedzieć mamie... Ona to przeżyje dużo gorzej niż ja.. Wpadnie w depresje, boję się.
Nim się obejrzeliśmy była 20, nie miałam ochoty na nic, tymbardziej na naukę. Postanowiłam, że jutro nie pójdę do szkoły. Zostanę i... Chyba powiem o wszystkim mamie. Justin nie chcąc narażać mnie na stres sam pojechał po moich braci i po kilkunastu minutach był spowrotem. Chłopcy dopytywali się dlaczego tata dzwonił i czemu taka była moja reakcja. To dziwne jak w ciągu paru minut można znienawidzić bliskiego Twojemu sercu człowieka. Na żadne z ich pytań nie odpowiadałam, wyręczał mnie Justin, za co bardzo mu dziękowałam. Thomas i Matthias po kąpieli poszli do siebie, a ja dopilnowałam aby zasnęli. Dopiero później miałam okazję, aby porozmawiać jeszcze z chłopakiem.
- Dziękuję Ci. - powiedziałam od razu, gdy weszłam do pokoju. - Gdyby nie Ty, to nie wiem jakbym się pozbierała. - szepnęłam. - Dalej nie wiem jak się trzymam w tym momencie... - powiedziałam siadając obok chłopaka.
- Nie ma za co. - delikatnie się uśmiechnął. - Poradzisz sobie sama czy może zostać z Tobą? - zapytał.
- A mógłbyś? - spojrzałam w jego brązowe oczy, w których tonęłam jak titanic. - Nie będziesz miał przez to problemów? 
- No coś Ty. - uśmiechnął się. - Tylko im powiem, że wrócę późno, a rano jak mnie nie będzie, to wytłumaczę, że musiałem szybko do szkoły jechać. - puścił oczko.
Uśmiechnęłam się. Tak się dla mnie poświęca, swój czas mi poświęca...
- Myślę, że mam ochotę na gorącą czekoladę, co Ty na to? - uśmiechnął się pruszając brwiami.
- Zawsze i wszędzie. - zasalutowałam i uśmiechnęłam się.
Chłopak zszedł na dół z zamiarem przygotowania napoju. Ja natomiast postanowiłam wziąć prysznic, aby zmyć z siebie chociaż w jakiejś części tę sytuację. Sięgnęłam z szafki czystą bieliznę i wybrałam trochę za dużą koszulkę. Do niej dobrałam szorty, aby Justin nie zauważył mojej bielizny. Po prysznicu zeszłam na dół zauważając talerz z kanapkami na stole i chłopaka niosącego kubki z napojem.
- Pomyślałem, że mogłaś zgłodnieć, więc...- powiedział spoglądając na mnie od góry do dołu i urwał. - Zrobiłem kolacje. - powiedział oblizując usta.
Jedynie się zaśmiałam jego zachowaniem.
Uważaj bo oczy Ci wyskoczą. - wystawiłam język w jego stronę i usiadłam przy stole kładąc na talerzu kanapkę przygotowaną przez chłopaka. - Powiem Ci, że dobre. - oblizałam usta. - Chyba Cię wynajmę na dłużej. - zaśmiałam się.
- Jeśli oferta obejmuje oglądanie Cię w takim stroju, to nie stawiam oporu. - uśmiechnął się upijając łyk czekolady.
Momentalnie poczulam jak moja twarz robi się czerwona pod wpływem jego słów. Karciłam siebie w środku, że jestem taka czuła na słowa, zwłaszcza na jego.
Justin tylko pokiwał i jadł dalej.
Po skończonym posiłku odstawiłam naczynia do zlewu i razem z chłopakiem poszliśmy do mnie na górę. Poczułam lekki powiew wiatru zauważając otwarte okno i szybko je zamknęłam ze względu na ziąb, jaki robił się na zewnątrz. Weszłam  pod kołdrę, usiadłam wygodnie i otuliłam się nią najlepiej jak tylko mogłam.
Justin siedział  naprzeciw mnie koło mojego biurka.
- Aż taki z Ciebie zmarźluch? - chłopak zaśmiał się wstając i usiadł na skraju mojego łóżka. 
Nic nie odpowiedziałam kiwiając jedynie głową.
- Idziesz jutro do szkoły? - zapytał.
- Nie... Rano będę musiała porozmawiać o tej sytuacji z mamą. - wytłumaczyłam.
Na samą myśl o tym łzy napłynęły do moich oczu, a chłopak zauważając to wślizgnął się do łóżka przytulając mnie. Wiedział jak pocieszyć.
- W takim razie też  nie idę. Jutro będzie dzień Justina i Chanel, co Ty na to? - zapytał.
- Z miłą chęcią. - delikatnie uniosłam kąciki ust. - Przepraszam, że się tak rozklejam... - mruknęłam dławiąc się łzami.
- Shh, nic nie mów. - szepnął mi do ucha odgarniając kosmyk włosów.
Spojrzałam w jego oczy i czułam, że będę musiała mu się jakoś odwdzięczyć za to wszystko.
Pod wpływem chwili musnęłam jego wargi swoimi łącząc nas w pocałunku. Początkowo niczego nie odwzajemniał, dopiero po paru sekundach zaczęłam czuć jego dłoń na moim pośladku i nasz pocałunek stawał się coraz intensywniejszy. To uczucie nie było dla mnie nowe... Miałam z nim pewne wspomnienia, które nie należały do najprzyjemniejszych. 
Chłopak dał mi buziaka i odsunął się spoglądając na mnie. Słyszałam jego nierówny oddech i oczy, które mówiły, że chciały więcej.
- Chan, musisz się przespać. - szepnął.
- Ale... Zostaniesz ze mną? - zapytałam z nadzieją.
- Tak. - złożył pocałunek na moim czole. - A teraz chodź spać. - Justin ściągnął koszulkę i położył się.
Odwróciłam się do niego tyłem, a chłopak momentalnie się przysunął i objął mnie ręką. Leżeliśmy w pozycji tak zwanej łyżeczki. Byłam zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami i czułam, że jutrzejszy dzień nie będzie wcale przyjemniejszy. Nim się zorientowałam usnęłam...

Justin
Nie mogłem... Nie mogłem z nią tego zrobić w tym momencie, gdy była w rozsypce, choć bardzo chciałem. Gdy spoglądałem na jej cudowną, śpiącą twarz zrozumiałem, że to wszystko nie powinno się wydarzyć. Jestem cholernym dupkiem. Muszę to skończyć, aby nie potoczyło się dalej... Nie chcę by się o tym dowiedziała od kogoś, w zasadzie nie chcę, aby w ogóle się dowiedziała. Nie chcę, żeby poczuła się jak przedmiot. Jest taka urocza. Na moją ziemie zstąpił chyba anioł pod postacią seksbomby. Tak mogłem jedynie sobie to wytłumaczyć. Jej onieśmielona twarz, gdy flirtowałem z nią... Jeszcze  nigdy chyba, a raczej na pewno nie spotkałem kogoś tak wyjątkowego. Nie chcąc myśleć dalej o tym jakim palantem jestem, zasnąłem.
Gdy się przebudziłem zauważyłem puste łóżko i usłyszałem z dołu krzyki Chan. O kurwa, rozmawiała chyba z matką. Spojrzałem na zegarek, gdzie dochodziła 9. To niezły wynik. Wstałem, przetarłem twarz i postanowiłem skorzystać z toalety i wziąć poranny prysznic. Musiałem się odświeżyć i być gotowy na powrót zapłakanej Chan. 

Chanel
Otworzyłam oczy i ujrzałam chłopaka, który napierał na mnie całym swoim ciężarem. Oh, jest taki słodki jak śpi. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Delikatnie go z siebie zsunęłam, aby się nie obudził, jedynie mruknął coś pod nosem i przekręcił się na drugą stronę. Wstałam i podeszłam do okna sprawdzając czy mama już wróciła. Na podwórku znajdowało się auto, czyli, że kobieta jest już w domu. Westchnęłam i zeszłam na dół.
- Cześć mamuś. - powiedziałam półszeptem.
- Chanel? Ty nie w szkole? - zapytała rodzicielka.
- Yhm, nie. Musimy porozmawiać... - szepnęłam czując narastającą gulę w gardle.
Kobieta nagle pobladła i usiadła na krześle kuchennym.
- Coś z ojcem? - zapytała z przejęciem.
Pff, niech poczeka, aż jej powiem, to nie będzie taka przejęta czy coś mu się stało...
- Nic mu się nie stało, to znaczy chyba bardziej mu odbiło. - urwałam.
- Dziecko, o czym Ty mówisz? - założyła ręce na piersi.
- Zadzwonił wczoraj i powiedział, że nas zostawia, rozumiesz?! - krzyknęłam. - Powiedział, że ma inną rodzinę, że do nas nie wróci! - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
Chyba przesadziłam... Kobieta cała pobladła i gdyby można było ją porównać do nieboszczyka, różnicy wielkiej nie było, przeraziłam się jej stanem...


CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!




11 komentarzy:

  1. Pierwsza! :3
    Świetny, jestem ciekawa czym Juss nie chce jej skrzywdzić ;)
    Kiefyy następny? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam. Przez następne półgodziny będę zastanawiać się jaka może być tajemnica Justina, jak Chan się o tym dowie i co będzie dalej :)
    Cudownie piszesz. Brawo! *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne :* przepraszam ze komentarzy nie dodawalam :c bardzo intersujace co ma do ukrycia justin :D i ten stan mamy Chan :( weny :* ~ Ola z Aska

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejkuu jaka Ty masz wene tworcza! Brawo ;) pisz dalej ;* /malinowaJudi

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno z skąd dy bierzesz pomysły na to to poprostu jest świetne czytam to i się uśmiecham a nauczyciel od wos-u się na mnie dziwnie patrzy czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne! Aż mi pojedyńczę łzy poleciały! Ale co z jej matką? :(
    /Lulu

    OdpowiedzUsuń