piątek, 24 października 2014

Rozdział 009.

Szliśmy tak z dobre 10 minut w absolutnej ciszy, aż doszły do mnie odgłosy... aut/gokartów lub innego ustrojstwa. Tak, to chyba były gokarty. Justin zabrał mnie na gokarty?! Czy on oszalał?
- Justin, czy to jest to, o czym myślę? - zapytałam przerażona.
- No chyba mi nie powiesz, że boisz się jeździć gokartami... - parsknął śmiechem.
- Justin, to nie jest śmieszne. Ja nigdy nie jeździłam, nie mam o tym zielonego pojęcia. - wyjaśniłam, a chłopak jedynie wywrócił oczami.
- To Cię nauczę. - spojrzał na mnie i po chwili pociągnął za rękę w stronę budynku.
Boże... Przecież ja zrobię tu z siebie pośmiewisko. Będę skończona. Oby nie było tu nikogo znajomego.
Gdy weszliśmy do środka, od razu rzuciły mi się w oczy znajome twarze ze szkoły. Świetnie. Wśród nich zauważyłam Vanesse i jej pupilki. Mogę zwymiotować tym całym różem, który okrywa jej sztuczną opaleniznę? Nieważne.
- Chan, chodź. - zawołał Justin.
- Oh, już idę. - chłopak wyrwał mnie z zadumy.
Podeszliśmy do okienka, gdzie jak sądzę płaciło się za wypożyczynie gokartów. Nie dało się nie zauważyć oczu ludzi, które błądziły za nami. A no tak, Justin Drew Bieber z dziewczyną? Tutaj? On przecież jest "gejem". Zaśmiałam się na samą myśl, jacy Ci ludzie są naiwni. W sumie, ja na początku również uwierzyłam w opowieści Madison. To przez to, że ta dziewczyna jest taka urocza i jej po prostu nie da się nie wierzyć, poza tym o niczym nie ma pojęcia, to chyba jest ten plus. Ale pora wykorzystać homoseksualność Justina. 
Podeszłam do chłopaka i wyciągnęłam portfel, jednak szybko zatrzymał mnie.
- O nie, ja Cię zaprosiłem, więc ja ponoszę koszty. - uśmiechnął się i zapłacił ekspedientce.
Nie miałam nawet szansy, aby zaprzeczyć. Chłopak po prostu powiedział i tak się stało. Nie lubię takich sytuacji. 
- Chodź ubrać kombinezon. - poinformował.
- No idę, idę. - mruknęłam.
Czułam, że Vanessa gotuje się od wewnątrz widząc mnie z Justinem. Nie jest mi jej żal, a niech ta tona tapety, która o dziwo jeszcze się jej trzyma, rozmaże się. Wiem, bywam chamska, ale trzeba sobie radzić. Po ubraniu całego sprzętu potrzebnego do jazdy, oczywiście nie pomijając środków bezpieczeństwa typu kasku czy ochraniaczy, weszliśmy na tor. Kilka osób już jeździło i było widać, że naprawdę mają wprawę w porównaniu do mnie... 
- Chodź, pojedziemy razem i pokażę Ci, co i jak. - uśmiechnął się i chwycił mnie za nadgarstek. 
Znowu mnie złapał, ahh. Jednak, gdy zauważył na horyzoncie Vanesse, od razu puścił. To mnie zabolało, ale rozumiem go dlaczego to zrobił. Nie mam mu tego za złe, nie jesteśmy razem, nie mogę mieć. 
Kiedy wsiadłam do naprawdę ciasnego pojazdu dołączył do mnie chłopak. No świetnie, teraz to już się ruszyć nie da. Delikatnie się poprawiłam, czując, że jest mi niewygodnie, westchnęłam. 
- No śmiało, oprzyj się. - chłopak uniósł ręce ku górze. 
Zdezorientowana nie wiedziałam początkowo, o co mu chodzi. Po chwili zrozumiałam, że mam go objąć. Zrobiłam to.
- Justin, Vanessa patrzy. - spojrzałam na dziewczynę, następnie szepnęłam chłopakowi do ucha.
Nastolatek jedynie spojrzał w kierunku dziewczyny i wzruszył ramionami dając mi znak, że nie obchodzi go to. Ulżyło mi, naprawdę. Chłopak ruszył, a ja momentalnie się ocknęłam. Natychmiast mocniej go objęłam, na co chłopak się zaśmiał. Jeździliśmy około 30 minut, a Justin nagle się zatrzymał. 
- Czemu się zatrzymałeś? - zapytałam.
- Ty w ogóle nie patrzysz jak ja się tym posługuję. - zrobił naburmuszoną minę. - A miałaś się nauczyć. - dodał.
- Mi się podoba tak jak jest. - uśmiechnęłam się i oparłam głowę o plecy chłopaka.
Po zrobieniu kolejnych 3 okrążeń, nasz czas się skończył i musieliśmy opuścić tor. Po przebraniu się w nasze ubrania, wyszliśmy z budynku, nie mówiąc ani słowa. Postanowiłam to przerwać.
- Podobało mi się, dziękuję. - uśmiechnęłam się i pocałowałam chłopaka w policzek. 
- Nie ma za co, to dla mnie przyjemność, ale jeszcze nie wracamy do domu. - uśmiechnął się.
- Jak to? - zdziwiłam się. Już wystarczająco się na mnie wykosztował... Nie chcę, aby mi wszystko sponsorował, a jak się sprzeciwię to i tak wyjdzie na jego, więc to nie ma sensu. 
- Normalnie słonko. Mam jeszcze coś w zanadrzu. - puścił oczko i chwycił moją dłoń, po czym splótł palce.
Czy ja śnie? Uszczypnij mnie ktoś, bo to chyba sen!
Kilka minut później doszliśmy do niewielkiego lasu, gdzie drzewa przed nami zasłaniały wszystko, co się znajdowało w oddali. Zauważyłam, że chłopak wchodzi na drzewo po szczebelkach, których wcześniej nie zauważyłam. Spojrzałam w górę i ujrzałam niewielki, skromny domek. Jakie to urocze.
- Chodź. - krzyknął.
Powoli wspięłam się na górę i dostrzegłam jezioro, które skrywało się za tymi wszystkimi drzewami. Widok był oszałamiający.
- Tu jest pięknie. - szepnęłam.
Gdy się odwróciłam w kierunku chłopaka spostrzegłam, że wyciąga jakiś kosz i koc. Domyśliłam się, że to będzie piknik, chyba najlepszy w całym moim życiu.
- To wszystko dla mnie? - usiadłam już na ułożonym kocu.
- Tak, chciałem Ci jakoś poprawić humor, nie wiedziałem dokładnie w jaki sposób, ale sądzę, że to, co wymyśliłem nie było najgorsze.
- Nie było najgorsze? Żartujesz? To było chyba najlepsze do tej pory, co przeżyłam. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Cieszę się. - chłopak wyciągnął z koszyka owoce, dwa piwa owocowe, małoprocentowe i chińszczyznę. Czy może mnie coś jeszcze tak wspaniałego spotkać? 
- Mam nadzieję, że pijesz chociaż takie alkohole. - uśmiechnął się. Jedynie się delikatnie uśmiechnęłam, a do pamięci wpłynęły wspomnienia. O nie...
- Smacznego. - szepnęłam z lekkim uśmiechem. Chłopak tylko skinął głową i zabrał się za jedzenie.
Po skończonym posiłku usiadłam wygodnie i zaczęłam sączyć trunek z butelki. Justin dosiadł się do mnie i chyba zauważył, że coś jest nie tak.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Nic... - skłamałam.
- Chan, przecież widzę. - chłopak położył dłoń na moim ramieniu, a mi momentalnie łzy napłynęły do oczu.
- Wspomnienia...
- Chcesz o tym pogadać? - zaproponował.
- Jak Ci powiem, to mnie znienawidzisz. - szlochałam.
- Nie mów tak. Przeszłość nie ma nic wspólnego z teraźniejszością. Chciałbym poznać Twoją historię i spróbować pomóc.
- Tu nie da się już nic zrobić, to już nie jest ważne.
- Chanel, proszę. - spojrzał na mnie swoimi urzekającymi czekoladowymi oczami.
Oh, nie lubię się nad sobą użalać, ani tymbardziej jeśli ktoś ma to robić...
- Pamiętasz Taylora? - zapytałam.
- No tak, to ten z dzisiaj. - odparł.
Wzięłam głęboki oddech.
- To jest mój były chłopak i... Przez niego kiedyś trafiłam kilka razy na oddział ratunkowy.
Chłopak szeroko otworzył oczy. Wiedziałam, że w tym momencie muszę skończyć to, co zaczęłam mówić. Widziałam jak przetwarza kilka razy te same informacje.
- Kilka razy byłam bliska od utraty życia. Byłam uzależniona od narkotyków, przez niego... Po pierwszym razie przepraszał, że nie wiedział, co to za substancja, że tak nie miało być, że mnie kocha, abym dała mu kolejną szansę... Jednak to wszystko się powtarzało, a ja głupia mu dalej ufałam... Po ostatnim razie z nim zerwałam, to było jakieś 9 miesięcy temu. 
- Ale... - chłopak nie dokończył.
- Jeśli chodzi Ci o to czy byłam na odwyku to nie... Nie widziałam takiej potrzeby, chociaż wszyscy nalegali... Nie czułam się uzależniona od narkotyków, tylko od niego. Chciałam, aby był szczęśliwy, że to biorę, abym czuła się kochana kiedy jestem mu podwładna. To był chory związek. - wytarłam pojedynczą łzę z policzka.
- Jest mi naprawdę przykro. - szepnęł spoglądając na mnie. Widziałam w jego oczach, że naprawdę było mu przykro, doceniałam to.
- Nie, nie chcę użalania się nade mną. Zrozumiałam swoje błędy i teraz jest już dobrze... No prawie, oprócz tego, że tu zamieszkał na jakiś okres czasu. - westchnęłam.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, a jeśli będzie próbował się zbliżyć do Ciebie to mu w tym przeszkodzę. - powiedział z powagą i momentalnie cały się spiął.
- Justin spokojnie, to nie będzie konieczne. Ponoć z tym skończył, rozpoczął praktyki w tutejszym hotelu, ale to nie zmienia faktu, że nie chcę go znać. - spojrzałam na niego i spróbowałam go rozluźnić.
Dochodziła 19, a na dworze robiło się szaro. Stwierdziliśmy, że pora wracać. Chłopak pomógł mi zejść, gdyż mam lęk wysokości. Głupia ja, nie pomyślałam o tym prędzej. Po 5 minutach byliśmy już na dole i szliśmy w kierunku mojego domu. Justin obiecał, że będzie mnie odprowadzał. To mi akurat nie przeszkadzało. Szliśmy w ciszy, ale tym razem podobała mi się. Każdy miał czas, aby o czymś pomyśleć... Justin na pewno miał dużo rzeczy do przemyślenia, ja również i nie chciałam przerywać tej błogości. W tym momencie chciałabym móc czytać mu w myślach, to taka przydatna umiejętność, której nigdy nie zdołam posiąść. 
Po niecałych 20 minutach doszliśmy do budynku, w którym od niecałych dwóch miesięcy mieszkałam. 
- Chcę Ci podziękować za dzisiejszy dzień. Naprawdę świetnie się bawiłam. - uśmiechnęłam się.
- Ja Ci bardziej dziękuję. Nie musisz się martwić, niczego nikomu nie powiem, możesz mi zaufać.
W tym momencie przypomniały mi się blizny na dłoniach i nie tylko tam, Justina. Zastanawiałam się czy poruszyć ich temat. Zdecydowałam się.
- Justin... Mam pytanie. - powiedziałam ściszonym głosem.
- Tak? - odparł.
- Wiem, że to może nie jest odpowiedni moment na tego typu rozmowy, a może wręcz odwrotnie, ale nie o to chodzi... Powiesz mi skąd masz te blizny? - chwyciłam jego dłoń i uniosłam ją ku górze.
Chłopak natychmiast zesztywniał i zabrał swoją dłoń.
- Chan, to nie jest dobry czas i miejsce na takie wyjaśnienia... - spuścił głowę.
- Nieprawda, ja Ci o sobie powiedziałam, nie wiem czy jest coś jeszcze, czego o mnie nie wiesz, dlatego oczekuję tego samego od Ciebie. - rzekłam.
- Chanel.... Jesteś uparta. - odpowiedział, a następnie wpił się w moje usta.
Początkowo nie wiedziałam, co się dzieje, dopiero po paru sekundach zaczęłam odwzajemniać pocałunek i delektować się jego ustami. 
- Dobranoc. - chłopak oderwał się od moich warg i ruszył w kierunku swojego domu.
On właśnie zmienił "temat". Oczywiście jeśli zmianą tematu, można nazwać całowanie się.
- Dobranoc. - mruknęłam i weszłam do domu.
Zdjęłam wierzchnie i weszłam do kuchni, gdzie zauważyłam siedzącą na krześle mamę i chłopców jedzących kolację. 
- Smacznego. - rzekłam z uśmiechem.
- Dziękiiii. - powiedzieli chłopcy.
- Gdzie byłaś tak długo? Zegarka nie masz? - spytała kobieta.
- Miałam telefon ze sobą, mogłaś dzwonić. - wyjaśniłam.
- A myślisz, że tego nie robiłam? - uniosła brwi i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Przepraszam, miałam chyba wyciszony... - przewróciłam oczami.
- Nie odpowiedziałaś, gdzie byłaś. - zawtórowała.
- Byłam z kolegą na gokartach, a później na pikniku. - wytłumaczyłam.
- Z kolegą? - zapytała zdziwiona. 
- Tak, z kolegą... A ty, co dziś robiłaś? - zmieniłam temat.
- Zrobiłam zakupy, odebrałam chłopców, odebrałam pocztę i... - przerwała.
- I? - ponagliłam.
- I dostałam pozew o rozwód. - dokończyła.
- Co? Tak szybko? Ale chyba nie z Twojej winy?! - zapytałam zdziwiona.
- Nie... Ojciec nawet zaproponował, że będzie płacił łącznie na was 2000€ miesięcznie. - powiedziała kobieta.
Skinęłam głową rozumiejąc jej słowa. 
- A jak się czujesz? - zapytałam z troską.
- Nie jest źle... Jutro mam wolne, więc postaram się ogarnąć te papiery i co nieco w domu. - wyjaśniła.
- To dobrze... A rozmawiałaś z Thomasem i Matthiasem? - zapytałam.
Kobieta jedynie kiwnęła przecząco głową. Kiedyś będzie musiała im powiedzieć, niedługo sami zaczną pytać. Od tego nie ma odwrotu.
- Okej... Ja idę do siebie.
- Jutro do szkoły idziesz moja panno. - nakazała.
- Przecież wiem... - przewróciłam oczami i ruszyłam w kierunku swojego pokoju.
Gdy byłam na górze zauważyłam leżącą karteczkę na łóżku. Podeszłam do mebla i podniosłam skwarek papieru.
- O boże.

Widzę tu komentarze:)
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!

ZMIANA W ZAKŁADCE "BOHATEROWIE"


9 komentarzy:

  1. 'O boże'? Tak skończyłaś czy ja śnię i nie widzę dalszego ciągu? Moja ciekawość sięga do maksimum. Teraz nic tylko czekać do następnej części! *może zdradzisz kiedy planujesz dodać? :)
    Jest cudownie. Brawo! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj na pewno nie dam rady, możliwe, że jutro pod wieczór, a jeśli nie, to do środy na pewno się pojawi;)

      Usuń
  2. Super! /malinowaJudi

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, nie mogę się doczekać nastepnego! Masz talent dziewczyno, naprawdę :) do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietne, ale jak moglas skonczyc w takim momencie,he? :c ;D nie moge sie doczekac nastepnego ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wytknę Ci to, co mi również wytykano w poprzednim ff. Mianowicie - za dużo dialogów, a za mało opisów. + Mam nadzieję,że wpadniesz tutaj, jest już prolog i liczę na komentarze. :) http://change-your-life-again.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju *.* zajebisty , serio strasznie mi się podoba *o* Czekam na następny rozdział / ask -- karolinka02

    OdpowiedzUsuń
  7. Super! Kocham to opowiadanie <3
    /Lulu

    OdpowiedzUsuń