czwartek, 16 października 2014

Rozdział 006.

Tydzień później...
Zaczęłam chodzić do szkoły, jeszcze trochę trudno mi się przyzwyczaić i zapamiętać, gdzie i jaka klasa jest. Początki zawsze bywają trudne. Zaprzyjaźniłam się już z Madison i Nicol, oczywiście to nie są jakieś wielkie przyjaźnie tylko zwykłe wspólne spędzanie przerw.
Z Justinem nie rozmawiam od poprzedniego incydentu... Nie wiem dlaczego tak gwałtownie zareagował, ale musiał mieć ku temu jakiś powód. Wiem, że spogląda na mnie w szkole, bo Madi mi to mówiła, ale stwierdziłam, że jeżeli stać go tylko na głupie gapienie się, to nie jest wart mojego czasu. Tak właśnie, stałam się bardziej stanowcza i zaborcza od lekcji wok'u z Panią Beer. Tu wcale nie jest tak źle jak przypuszczałam. Ludzie nie zwracają na mnie uwagi, bo jestem nowa. Dla nich to po prostu kolejna dziewczyna, która się tu przeniosła, i tyle. Widywałam już pare razy laski, które wyglądały jakby pracowały w najstarszym zawodzie świata i miały w tym niezłe doświadczenie, wiecie o czym mówię... Nie chcę i nie mam zamiaru wchodzić im w drogę, oczywiście jeśli postąpią tak samo. Wiem, że jedna z nich klei się do Justina. Febra mnie bierze, gdy o tym słyszę bądź widzę. Czy ja jestem zazdrosna? Zazdrosna o chłopaka, który po pocałunku nie powie nawet cześć i udaje jakbyście się nie znali? No brawo.
- Chan! - tupnęła nogą Madi przywracając mnie do rzeczywistości. - Znowu się gapiłaś... - stwierdziła.
- Ugh, nieprawda. Źle to interpretujesz. - oznajmiłam wyciągając ze szkolnej szafki książkę na ostatnią lekcję.
- Nie licz na to... On jest gejem. - zaśmiała się.
- Co? Co ty pieprzysz? - spojrzałam na nią.
- Ha, no tak. Sam to oznajmił w szkole w zeszłym roku po tym jak zostawił Vanesse. - zatrzepotała rzęsami. - Trzeba przyznać, że niezła z niej suka, więc po części mu się nie dziwie, ale żeby od razu orientacje zmieniać... - zaczęła kiwać przecząco głową.
- Jakim cudem? Przecież on, ugh... To wszystko wyjaśnia. - schowałam twarz w dłoniach.
Dziewczyna nawet słowem się nie odezwała, tylko szła posłusznie obok w kierunku klasy historycznej.
Po zajęciach, które były wystarczająco męczące uciekł mi na dodatek miejski autobus...
- No świetnie! Przecież to były tylko głupie 2 minuty! - krzyknęłam zła na kierowcę, który chwilę temu odjechał.
Nie pozostało mi nic innego jak powrót pieszo. Sprawdziłam rozkład jazdy z nadzieją, że za parę minut będzie kolejny autobus jadący w kierunku mojego zamieszkania. Jak to ja, oczywiście miałam pecha. Najbliższy autobus był o 16:22, w tym czasie już dawno od 14:12 doszłabym do domu. Nie tracąc więcej czasu, ruszyłam przed siebie w kierunku domu. Droga cały czas się dłużyła, a ja myślałam, że się zgubiłam. Jednak w ostatnim momencie podjechało koło mnie auto i automatycznie została uchylona szyba.
- Co ty tu robisz? - kierowcą okazał się być... Justin.
- Idę do domu, a na co to wygląda? - warknęłam.
- To chyba w złym kierunku, nawet nie wiesz, co to za dzielnica. - oznajmił.
- Jak pójdę dalej to się przekonam. - uznałam.
- Nie bądź śmieszna, tu kręcą się sami menele i ćpuny, którzy tylko czekają na takie laski jak Ty. - powiedział nadwyraz poważnie. - Wsiadaj, odwiozę Cię.
- Teraz nagle poczułeś w sobie chęć pomocy, a w szkole ciężko cześć powiedzieć? Pff, zapomnij. - parsknęłam idąc przed siebie.
- Chanel do cholery, wytłumaczę Ci to kiedy indziej, a teraz wsiadaj. - nakazał.
- Co wytłumaczysz? To, że jesteś gejem? Oczywiście jestem tolerancyjna, ale o takim szczególe zapomniałeś powiedzieć na początku naszej znajomości, no popatrz! - klasnęłam w dłonie.
- Chan, proszę Cię... - prosił.
- Pieprz się. - wystawiłam środkowy palec.
- Chanel, obiecuję, że jeśli wsiądziesz ze mną, to później do Ciebie przyjdę i przysięgam, że wszystko wyjaśnię. - błagał.
- Wszystko? - chciałam się upewnić.
- Co do joty, odpowiem na każde Twoje pytanie. - powiedział.
Po dłuższym zastanowieniu wsiadłam do auta na miejsce pasażera obok kierowcy. Czułam się przez chwilę jakbyśmy byli parą, takie właśnie miałam wyobrażenie, ale wszystko zniszczyła wieść, że otóż ten chłopak siedzący obok mnie jest homoseksualistą. Jak taki gorący towar może się marnować? Z mojej twarzy w tym momencie nie dało się nic wyczytać.
Kiedy podróż dobiegła końca, a my podczas jazdy, nawet zdania nie zamieniliśmy postanowiłam jak najszybciej wysiąść. Natomiast uniemożliwił mi to chwyt chłopaka za mój nadgarstek. Au! Co on ma do tego nadgarstka, to boli... Lecz nie ukazałam żadnych emocji z tym związanych, jedynie na niego spojrzałam.
- O której mogę do Ciebie wpaść? - zapytał spokojnym tonem.
- Jak Ci pasuje. - odpowiedziałam obojętnie.
- Będę o 16. - delikatnie się uśmiechnął, ja natomiast bez żadnych emocji opuściłam auto i ruszyłam w kierunku domu, za sobą mogłam usłyszeć jedynie dźwięk odjeżdżającego samochodu.
Weszłam do domu, zdjęłam buty, odwiesiłam kurtkę i w kuchni uslyszałam mamę, bardziej jej szloch.
- Mamo? Co się stało? - zapytałam z przejęciem i usiadłam naprzeciwko kobiety.
- Od 5 dni próbuję się dodzwonić do ojca i nic... Cały czas słyszę, że taki numer nie istnieje. - wybuchła płaczem.
- Mamo, spokojnie... Wiem, że to dziwne, ale może zgubił komórkę, a ktoś ją znalazł i uznał za swoją własność niszcząc kartę. To nie koniec świata, to dopiero 5 dni. - zaczęłam pocieszać rodzicielkę.
- Skarbie, ja za godzinę wychodzę do pracy, chłopcy zjedli już obiad, później możesz tylko dopilnować czy lekcje zrobili. - poinformowała.
- Okej, w takim razie idę do siebie zabrać się za lekcje. - oznajmiłam.
- A właśnie, jak w szkole? Wybacz, że nie pytam nawet, ale ta sytuacja mnie przytłacza... - odetchnęła.
- A w porządku, trochę nam zadają, zaprzyjaźniłam się z dwoma dziewczynami, więc początek uważam za udany. - uniosłam kąciki ust w uśmiechu.
- To dobrze. - kobieta się uśmiechnęła i pogładziła mnie po głowie.
Będąc u siebie sama się zdziwiłam, że tata nie daje znaku życia... Przeważnie dzwonił do mamy dzień w dzień, na dodatek do mnie, bo miał darmowe minuty. A teraz? Teraz nic.
Zmęczona po całym dniu męczących zajęć położyłam się na łóżku z zamiarem chwilowego odpoczynku... Ale nie godziny. Dokładnie. Obudziłam się równo o 16. Mianowicie obudził mnie głos mamy z dołu. Pospiesznie zeszłam na parter i zauważyłam ubraną kobietę. No tak, idzie do pracy. Znowu nie będzie jej całą noc. Przewróciłam oczami z tej rutyny.
- Chan, wychodzę, pamiętaj, zamykaj drzwi na klucz, nikogo nie wpuszczaj i pilnuj chłopców. - nakazała.
- Dobrze mamo, wszystko wiem. - oznajmiłam.
Czuję się jak małe dziecko, któremu wszystko trzeba tłumaczyć krok po kroku, to irytujące.
Po opuszczeniu przedpokoju, zorientowałam się, że miał przyjechać Justin, aby wyjaśnić mi pewne sprawy. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał 16.10. No tak, na dodatek się spóźnia. To wcale nie poprawia jego sytuacji. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie gorącą czekoladę, którą zabrałam do swojego pokoju. Wchodząc do niego od razu zobaczyłam siedzącego chłopaka na moim łóżku. Przeraziłam się jego widokiem. To było niespodziewane. Jak on tu wszedł?
- Co Ty tutaj robisz do cholery?! - krzyknęłam, a czekolada, którą trzymałam w ręce powoli zaczęła parzyć moje opuszki palców. Szybko ją odstawiłam na biurko.
- Cześć, po pierwsze to również cieszę się, że Cię widzę, po drugie to masz fajne drzewo na dworze, a po trzecie mieliśmy coś wyjaśnić. - oznajmił siadając wygodnie.
- Czy ja dobrze rozumiem, że wszedłeś oknem? - zapytałam będąc w szoku.
- No tak, co w tym takiego skomplikowanego... - prychnął.
No tak, jakby inaczej. Przewróciłam oczami.
Usiadłam na krześle przy biurku zamieniając się w słuch.
- No więc słucham wyjaśnień. - stwierdziłam.
- Nie jestem gejem... To było... To było dlatego, żeby Vanessa dała mi spokój. To moja była. - kontynuował. - To wcale nie jest prawda, wiedzą o tym tylko moi kumple i teraz Ty. - skończył.
- No okej... A co z... - przerwałam. - Co z naszym pocałunkiem? Dlaczego tak zareagowałeś? - zapytałam.
Chłopak potarł twarz dłońmi myśląc głęboko po czym uniósł głowę i spojrzał na mnie. 
Patrząc na niego zauważyłam niewielkie blizny na jego dłoniach. Skąd one? Jednak nie chciałam tego teraz roztrząsać.
- To jest zbyt skomplikowane... Widzisz, nie chcę, żebyś myślała, że to mi się nie podobało... - powiedział. - Tylko, nie chcę Cię później zranić, boję się tego, bo widzę, że nie zasługujesz na to. - stwierdził.
Podobało mu się? To znaczy, że ja też mu się podobam? Moja podświadomość w tym momencie przeżywała szok, zachwyt i smutek. Trudno było to pogodzić.
- W takim razie dlaczego nawet cześć nie jesteś w stanie mi powiedzieć? Dlaczego udajesz, że się nie znamy? - zapytałam z pełną powagą. 
Lekcje u Pani Beer się przydają.
- W sumie to nie wiem... Myślałem, że byłaś na mnie zła i nie chcesz, żebym się do ciebie odzywał... - rzekł.
- Tak, byłam zła. Naprawdę zła i w pewnym sensie dalej jestem... - powiedziałam.
- Przepraszam Chan, nie wiedziałem, że to tak wyjdzie, chcę żebyśmy się widywali, rozmawiali ze sobą jak normalni ludzie. - spojrzał na mnie oczami, z których dało się wyczytać smutek.
Jemu chyba naprawdę było przykro.
- Przeprosiny przyjęte. - szepnęłam upijając łyk czekolady.
Chłopak szeroko się uśmiechnął, wstał z łóżka i zmierzył w moim kierunku. Chwycił moją czekoladą i odstawił ją na biurko po czym przytulił mnie.
- Dziękuję. - wyszeptał we włosy.
Mogłam jedynie się uśmiechnąć. W zasadzie wszystko się wyjaśniło. Justin nie jestem gejem, na całe szczęście, pocałunek mu się podobał, nie chce mnie zranić. Ale dlaczego miałby to zrobić?
Nagle do pokoju wpadli chłopcy i zastali nas w nietypowej sytuacji.
- Chanel! - krzyknęli, a ja nagle odsunęłam się od chłopaka.
- Czego? - odpowiedziałam.
- Co tu robi Justin? Jest też Jaxon? - zapytali.
- Nie, nie ma. Czego chcecie? - wywróciłam oczami.
- Tata dzwoni... - powiedzieli.
- Co? - zapytałam natychmiast, a Thomas podał mi telefon.
- Halo? Chanel? - w słuchawce usłyszałam głos ojca.
- Tata? Co się z Tobą działo? - wykrzyknęłam przepełniona złością.
- Chanel, spokojnie. Wszystko jest dobrze... Na lotnisku ktoś mi ukradł telefon, mam zastępczy. - rzekł. - Co u was? - zapytał.
- Dobrze, a co ma być? Mama przechodzi załamanie nerwowe... Nie odzywałeś się przez 5 dni, jak ma być? - parsknęłam.
- Córciu, muszę Ci coś powiedzieć... - szepnął.
- Co się stało? - wyczułam w jego głosie załamanie.
- Ja... Ja nie wrócę. - mruknął.
Ta informacja zwaliła mnie z nóg... 


CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!

Rozdział lepszy niż poprzedni, zaczyna się coś dziać.
Ciekawi dlaczego ojciec Chan nie wróci?

6 komentarzy:

  1. bardzo mi sie podoba, cudownie piszesz

    OdpowiedzUsuń
  2. Piiisz, pisz,pisz,pisz!;*; nie mogę się doczekać kolejnej części ;_;

    OdpowiedzUsuń
  3. Zadaję sobie mnóstwo pytań, dlaczego ojciec Chan nie wróci to tylko jedno z nich :) Nie mogę już doczekać się odpowiedzi na nie! Piszesz świetnie, bardzo mi się podoba! Tak trzymać! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz talent do pisania ;) czekam na ciag dalszy. /malinowaJudi

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak moglas urwać w tym momencie? ;/
    Czekam na dalsze wyjaśnienia :3

    OdpowiedzUsuń
  6. jak mogłaś skończyć w tym momencie? :(

    OdpowiedzUsuń