sobota, 11 października 2014

Rozdział 004.

Chłopak nachylił się i... Wiedziałam, co chciał zrobić...
Strzepał mi coś z kurtki, nie miałam pojęcia, co to mogło być.
- Boisz się pająków? - spytał.
- Ja? Dlaczego pytasz? - odpowiedziałam wyraźnie zaskoczona.
- Bo właśnie jeden... chciał się z tobą zaprzyjaźnić. - zaśmiał się.
- Co?! - zaczęłam panikować.
- Spokojnie, już go nie ma, zdjąłem go z Ciebie. - rzekł wyraźnie rozśmieszony moją reakcją.
- Oh. - przewróciłam teatralnie oczami. - Dzięki za odprowadzenie. - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Spoko, nie ma za co. - puścił oczko. - To od poniedziałku będziesz w szkole, tak? - zapytał.
- Tak. - odparłam.
- Wiem, że to pytanie, które teraz zadam nie jest na miejscu, bo przecież dzisiaj się właściwie poznaliśmy, ale chciałabyś podać mi swój numer? - zapytał ze spuszczoną głową.
Podać mu swój numer? Już teraz? A to nie jest za szybko? Mogę mu zaufać? Szybko Chanel, myśl!
- Hmm, okej. Ale pod warunkiem, że nie będziesz ani dzwonił, ani pisał bo północy. - zaśmiałam się dyktując mu numer.
- W porządku, w takich godzinach raczej mam, co robić. - uśmiechnął się.
- W taki razie może będziemy razem jeździć do szkoły? Co ty na to? Oczywiście ja jako kierowca. - zaśmiał się.
- Nie chcę się jakoś specjalnie wyróżniać, więc na razie dzięki, ale nie. - odpowiedziałam.
- Jak wolisz, pamiętaj, że zawsze jestem do Twojej dyspozycji. Dobranoc - mruknął i wolnym krokiem odszedł.
- Okeej, dzięki. Dobranoc. - odpowiedziałam.
Weszłam do domu, zdjęłam kurtkę i buty i od razu zmierzyłam w kierunku salonu. W głowie karciłam siebie za myśli jakie miałam jeszcze pare minut temu... Czy ja naprawdę myślałam, że on może mnie pocałować? Czy ja tego chciałam? Bo chyba skoro o tym myślałam, to raczej tak... Ale z chłopakiem, któego znałam od paru godzin? W głowie miałam mnóstwo pytań i zero jakiej kolwiek odpowiedzi.
Siedząc w salonie i rozmyślając o całych spotkaniu, do domu weszli rodzice wraz z chłopcami.
- Cześć słonko, wybacz, że tak późno jesteśmy, ale korki były niesamowite. - tłumaczyła rodzicielka.
- Tak, Twoja mama ma rację. Nigdy więcej wieczorem nigdzie nie jadę. - rzekł tata z palcem uniesionym ku górze.
- Nic się nie stało, zjadłam coś w domu. - skłamałam. - Jestem zmęczona, pójdę do siebie. - stwierdziłam.
- Zmęczona?! A niby po czym? - parsknęła mama.
- Żebyś wiedziała, że też coś robiłam i mam prawo być zmęczona. - fuknęłam.
Nie zwracając uwagi na to, czy kobieta coś odpowiedziała ruszyłam na górę zamykając za sobą drzwi. Położyłam się na łóżko i leżałam dobre 15 minut patrząc się zwyczajnie w sufit. Usłyszałam dźwięk sms'a. Natychmiast sięgnęłam po komórkę z szafki i odczytałam treść.
"Jeszcze raz dziękuję za spotkanie, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się Ciebie gdzieś wyciągnąć, dobranoc:*"
Uśmiechnęłam się i wysłałam jedynie uśmiechniętą emotkę.
Wstałam z łóżka, podeszłam do szafki, z któej wyjęłam czystą bieliznę i zmierzyłam w kierunku łazienki.
Po 30 minutach byłam już po kąpieli. Ledwo zdążyłam usiąść na kanapie, a usłyszałam wołanie rodziców z dołu. Niespiesznym krokiem zeszłam na dół i dosiadłam się do stołu, gdzie byli już rodzice.
- Chanel... - zaczął mężczyzna. - Jutro z rana jadę na konferencję... - przerwał. 
Przecież wiem, że jedzie, już to mówił.
- I chcę, abyś wiedziała, że Cię kocham. Ciebie, Twoją mamę i chłopców. - skończył.
- Tato, ja Ciebie też kocham, ale czy coś się stało? - zapytałam zdezorientowana.
- Nic kochanie, chcę żebyś to wiedziała. Nie będzie mnie dwa tygodnie, zaopiekuj się proszę mamą i braćmi, pomóż im. - pogładził moje knykcie.
- Okeej... Możesz na mnie liczyć. - powiedziałam.
- No chodź tu do mnie. - nakazał i rozłożył ręce.
Wyraźnie zszokowana zaistniałą sytuacją wstałam i przytuliłam się.
- Teraz możesz iść do siebie jeśli chcesz. - uśmiechnął się.
- Yy, za chwilę. Mam jeszcze do was jedno pytanie... - stwierdziłam i spowrotem usiadłam na krześle.
- Tak? - spytała mama.
- Dzisiaj u was w pokoju zauważyłam jakiś album i postanowiłam go przejrzeć... - urwałam. - I widziałam zdjęcia dziadków, wasze, Thomasa i Matthiasa, ale nie było ani jednego mojego. Dlaczego? - zapytałam.
Małżonkowie początkowo spojrzeli na siebie jakby porozumiewali się bez rozmowy i zwrócili do mnie.
- Ale jak to? Na pewno są tylko nie w tym albumie. Jeszcze nie wszystko dotarło z Southampton. Dlaczego to dla Ciebie takie ważne? - spytała kobieta.
- Nie jest dla mnie ważne. Byłam po prostu ciekawa... - rzekłam. - Idę do siebie. Pa tato. - podeszłam, przytuliłam mężczyznę i zmierzyłam w kierunku schodów prowadzących do mojego pokoju.
Będąc na górze nie zrozumiałam ich spojrzenia. Podświadomość tłumaczyła mi, że coś przede mną ukrywają... W tym momencie miałam kompletny mętlik. Nie chciałam więcej tego rozważać, więc usiadłam wygodnie na łóżku i sięgnęłam po notebooka. 
Po sprawdzeniu powiadomień, maili i innych błachostek dotarło do mnie, że jest północ. Przetarłam oczy ze zmęczenia i uznałam, że pora iść spać. Po wyłączeniu urządzenia ułożyłam się wygodnie w łóżku i nawet nie wiedząc kiedy usnęłam...
Zbudziły mnie promienie słońca. 
- Ugh, ciągle zapominam zasłonić rolety... - mruknęłam pod nosem.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i sięgnęłam po telefon w celu sprawdzenia godziny. Dochodziła 11. To był chyba mój nowy rekord. Przeciągnęłam się i leniwie wstałam. Usłyszałam wołanie mojego żołądka "Daj mi jeść!".
Zeszłam na dół, w celu zrobienia śniadania i przestania wysłuchiwania jego prostestów... Gdy podeszłam do lodówki, na jej przodzie widniała karteczka od mamy, "Chanel, miałam pilne wezwanie do pracy, prawdopodobnie zostanę jeszcze na nocnej zmianie, odbierz chłopców ze szkoły o 15, chodzą do West High School. Pamiętaj o dzisiejszej wizycie u lekarza, są twoje wyniki. kocham:)"
Znowu to samo... Odkąd dostała nową pracę nic więcej się nie liczy... Ważne są zarobki, bo przecież "to dla nas". Tak oczywiście za każdym razem się tłumaczyła.Tylko szkoda, że za każdym razem, gdy zostajemy sami, a tata ma wyjazdy służbowe... Do tego jeszcze ten bezsensowny lekarz o 13.
Po zrobieniu płatek czekoladowych, poszłam do pokoju gościnnego i włączyłam kanał informacyjny wiadomości. W czasie, gdy jadłam i jednocześnie oglądałam udało mi się usłyszeć o napadzie na opancerzony konwój, którym przewożone były pieniądze o łącznej wartości 12mln . Ktoś kto ukradł taką sumę pieniędzy, nie zrobił tego jedynie dla własnej korzyści. Tak wnioskowali reporterzy i śledczy. Dla mnie to było śmieszne, że jedna osoba obrabowała opancerzony konwój...
Po skończonym posiłku umyłam po sobie naczynie i odłożyłam je na suszarce. Wzięłam kilka tabletek Następnie udałam się do pokoju w zamiarze wyszykowania się do wyjścia. 
Po doborze ubrań do makijażu, wyszłam z domu zabierając ze sobą torebkę. 
Mając na kartce zapisany adres dotarłam po jakiś 20 minutach, a więc byłam przed czasem.
Weszłam do środka i usiadłam grzecznie w poczekalni, czekając na moją kolej. Po niespełna 10 minut, Pani siedząca w recepcji w poczekalni wywołała moje nazwisko.
- Okej, więc idę. - szepnęłam do siebie.
Chwyciłam klamkę i weszłam do środka. Czekał na mnie dość przystojny młody lekarz. Hm, to nie jest ten, co wcześniej...
- Dzień dobry. - rzuciłam na przywitanie i usiadłam na krześle tuż przed nim.
- Witam. - odparł grzebiąc coś w papierach.
Pf, grzecznością nie grzeszy...
- Pani Chanel Miley Cyrus? - zapytał spoglądając na mnie.
- Owszem. - odparłam.
- Są już Pani wyniki. 
"No wiem, przecież tylko po to tu przyszłam geniuszu, brawo..." - mówiłam w myślach.
- Tak? I co z nimi? - udałam pełną powagę.
- Cóż... Muszę przyznać, że nie wiedziałem, ze jest Pani aż tak atrakcyjna. - uśmiechnął się.
- Możemy przejść do rzeczy? Spieszy mi się. - rzuciłam.
Teraz mu się flirtu zachciało? Dla mnie to już nie ważne czy przystojny czy nie, na początku nawet na mnie nie spojrzał.
- Oczywiście. - wyprostował się. - Pani wyniki znajdują się na tej kartce, sądzę, że wszystko jest w porządku. Ma Pani lekki niedobór magnezu, ale to nie jest przyczyna bólu głowy. Przepiszę tabletki, które powinny to unormować i przede wszystkim wypiszę Pani skierowanie do innego lekarza, który zajmuje się tym zawodowo. Sądzę, że tam będzie miała Pani lepszą opiekę. - powiedział wypisując receptę na kartce.
- Kolejne proszki, świetnie... - szepnęłam do siebie myśląc, że słyszę to wyłącznie ja.
- Tak, jeżeli chce Pani żyć bez żadnych chorób. - spojrzał na mnie z pełną powagą wyczuwalną nawet w głosie.
W tym momencie zrobiłam się cała czerwona... Boże...
- Yy, to wszystko? - zapytałam wstając z krzesła.
- Tak, niech Pani się tylko oszczędza. - nakazał podając mi receptę.
- Do widzenia. - rzuciłam na pożegnanie i w ekspresowym tempie opuściłam gabinet.
Co za wstyd... Karciłam się w myślach za moją niewyparzoną buzie.
Po wykupieniu recepty spojrzałam na zegarek, który wskazywał 14.30. Musiałam jeszcze odebrać chłopców ze szkoły, więc nie opłacało mi się póki co wracać do domu. Zmierzałam ulicami szukając West High School. Po kilkunastu minutach szukania wreszcie znalazłam cel. Podeszłam do budynku i weszłam do środka. Rozejrzałam się na boki w poszukiwaniu braci i miałam farta, bo siedzieli na ławeczkach z innymi dziećmi. Wolnym krokiem podeszłam do nich.
- Cześć chłopaki, gotowi do wyjścia? - rzuciłam na przywitanie i zapytałam.
- Hej Chanel, co ty tu robisz? - zapytał Matthias.
- Gdzie mama? - zawtórował Thomas.
- Mama jest w pracy, wróci późnym wieczorem, dlatego ja tu jestem. - uśmiechnęłam się delikatnie. - To jak, idziemy? - zapytałam.
- No ale mieliśmy iść dzisiaj do Jaxona. - odparł zasmucony Thomas.
Jaxona? Jaxo, Jaxon... Coś mi mówi to imie...
- Czeeeeeeść młody! 
Odwróciłam się aby ujrzeć... Justina, który właśnie przyjechał po brata, Jaxona! Dlatego to imie było dla mnie znajome.
- O hej Chan, co za spotkanie. - zaśmiał się.
- No cześć, faktycznie, niespodziewane. - ukazałam delikatny uśmiech.
Chan? Czy on właśnie nazwał mnie Chan? 
- Chłopcy chodźcie, idziemy do domu. - ponagliłam.
- Chan, może was podwieźć? - zapytał Justin.
- Nie dzięki, świeże powietrze dobrze im zrobi. - wskazałam na braci.
- Nalegam, to kawałek drogi.. - odparł.
- Chanel, prooooooosimy. - obaj chłopcy zaczęli marudzić.
- Oh, no dobra, ale żeby mi się to nie powtórzyło... - wywróciłam oczami.
Chłopak się jedynie uśmiechnął i wziął plecak Jaxona podcza, gdy on sam biegał jeszcze z moimi braćmi po podwórku.
- Co dzisiaj robisz? - zapytał chłopak.
- Pilnuję tych tam. - wskazałam na chłopców.
Justin pokiwał tylko głową w geście zrozumienia.
- A dlaczego pytasz? 
- Myślałem, że może gdzieś Cię porwę. - puścił oczko.
- Nie da rady, mama jest na podwójnej zmianie i dopiero w nocy wróci. - spuściłam głowę.
- A co byś powiedziała, gdybym wpadł do Ciebie z Jaxonem? Twoi bracia z moim małym na pewno by się sobą zajęli. - uśmiechnął się czekając na moją odpowiedź.
- Hm, w sumie to czemu nie. - uśmiechnęłam się.
- To świetnie. - odwzajemnił uśmiech.
Całą drogę milczeliśmy, tylko trójka łobuzów z tyłu nie mogła wytrzymać ani minuty bez wypowiedzenia żadnego słowa. 
Po zaparkowaniu pod moim domem chłopcy wysiedli i ruszyli w kierunku budynku. Sama chciałam już wysiąść, ale chłopak chwycił mój nadgarstek.
- O 17 będziemy u was. - uśmiechnął się i puścił oczko.
- Okej. - ukazałam białe zęby i wysiadłam z auta.
Odwróciłam się jeszcze na chwilę i ujrzałam jak chłopak odpala silnik i patrzy się w moją stronę, więc mu pomachałam, w zamian otrzymałam to samo.
Po wejściu do mieszkania zdjęłam buty i odwiesiłam kurtkę.
- Chłopcy do lekcji! - nakazałam.
- Jejku, dlatego nie lubię jak mamy nie ma w domu. - powiedział smutny Thomas.
- Nie, do lekcji teraz, bo za godzinę przyjdzie do was Jaxon, więc jeśli chciecie się bawić, musiscie mieć odrobione lekcje. Później do was przyjde i sprawdze prace, jasne? - powiedziałam uśmiechając się.
- Serio? O jak fajnie! Jednak nie brakuje mi mamy! - krzyknął szczęśliwy chłopak.
- Jestem na dole jakby co! - krzyknęłam, gdy obaj byli już w połowie schodów.
Usiadłam na sofie i usłyszałam dźwięk sms'a dochodzącego z torebki. Wstałam i szybkim, sprawnym ruchem wyjęłam telefon sprawdzając kto jest nadawcą wiadomości...
- Poważnie? Znowu? - powiedziałam sama do siebie i usiadłam na kanapie.


CZYTASZ?=SKOMENTUJ!

OCEŃ MOJEGO BLOGA W ANKIECIE ZNAJDUJĄCEJ SIĘ PO PRAWEJ STRONIE -->

Kolejny rozdział! Liczę na komentarze:(
Jak myślicie, kto napisał do Chan i dlaczego tak zareagowała? ;)


PS. Dziękuję Emilii za wykonanie szablonu!:)

19 komentarzy:

  1. rozdział świetny jak zwykle :) widzę, że wygląd bloga się zmienił, bardzo mi się podoba

    OdpowiedzUsuń
  2. Super jak zawsze. Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Obstawiam, że to jej były napisał, ugh.
    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wow. masz talent. czekam na kolejne rozdz;) :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się ta notka masz to coś ;*
    Zapraszam do mnie http://marrtiiina.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podoba i czekam na kolejną część. :) http://ask.fm/Ajjlon to mój profil. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny, czekam na nowy:)
    zapraszam tez do siebie: www.we-were-born-for-thisx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. nie moge doczekac sie nastpenego !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam na wiecej! / malinowaJudi

    OdpowiedzUsuń
  10. Swietny czekam na dalsze rozdzialy... Ueielbiam czytac twoje oppwiadania....😃😃😃

    Tvd-holiczka

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział :D już nie mogę się doczekać kolejnego :* ciekawe kto był nadawca tego SMS <3 weny :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapomniałam się podpisać xd ~ Ola z Aska

    OdpowiedzUsuń
  13. Aww genialne! ;Pewnie jak zwykle ten jej były chłopak, buu.
    Ale poza tym idealne, coraz bardziej mi się podoba :)
    /Lulu

    OdpowiedzUsuń