Siedziałam w aucie milcząc przez całą drogę. Obserwowałam miasto za miastem, przez które przejeżdżałam. W tym momencie poczułam się źle. Obiecałam mamie, że będę ją wspierać w tym trudnym okresie, a tymczasem sama uciekam. Czuję się podle, jak egoistka. Justin również się nie odzywał. Może i to lepiej, wiedział pewnie, że nie mam teraz głowy do rozmów. Ciągłe patrzenie przez szybę tylko nasiliło moją chęć snu. Ułożyłam się najbardziej wygodnie jak tylko było to możliwe i powoli odpływałam z wielkim poczuciem winy.
Justin
Serce mi pęka, gdy widzę ją w takim stanie... Nie chciałem aby to wszystko tak się potoczyło. Pieprzony Jack musiał się wmieszać... Teraz najważniejsza jest ona i jej bezpieczeństwo, którego jestem zobowiązany dotrzymać.
Znużony męczącą podróżą postanowiłem zatrzymać się na pobliskiej stacji benzynowej i chwilę odpocząć. Do końca drogi zostało nam jeszcze dobre 7 godzin. Poczułem wibracje w kieszeni i wyjąłem telefon.
- Halo? - odebrałem.
- Justin? No cześć stary, gdzie jesteś z tą laską? - zapytał.
- Christian, jeszcze nie dojechaliśmy, zostało nam dobre 7 godzin. To nie takie proste. - mruknąłem.
- Dobra, jak będziecie na miejscu to daj znać. - powiedział i się rozłączył.
Christian to mój przyjaciel z Californii. Gdy spędzałem tu wakacje, to tylko z nim. Jest dla mnie jak brat.
Zdecydowałem się przespać 2 godziny, aby w dalszej podróży jechać bezpiecznie.
Obudziły mnie krzyki Chanel, a raczej piski.
- Chan, spokojnie! - krzyczałem próbując ją obudzić. Miała koszmar. - Chanel, obudź się! - potrząsnąłem dziewczyną, aż w końcu podniosła powieki i spojrzała na mnie przerażona. Nie musiałem pytać, co jej się śniło, wiedziałem, że to było spowodowane moją winą i bez zastanowienia przytuliłem dziewczynę do swojej klatki piersiowej.
- Justin, możemy jechać dalej? - spytała drżącym głosem.
- Tak, już. - odpowiedziałem i spojrzałem na zegarek, gdzie widniała 3 nad ranem.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie i usiadła wyprostowana na miejscu pasażera otulając się kocem.
- Potrzebujesz coś ze sklepu? - zapytałem.
- Nie, dzięki. - mruknęła.
To był dla mnie znak, że nie warto dalej rozwijać żadnych tematów. Odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu kierując się do naszego celu.
Chanel
To jest dla mnie trudniejsze niż mogłam przewidzieć. Zostawiłam swoją rodzinę, prawdopodobnie już nigdy ich nie zobaczę. Nie ujrzę uśmiechu mamy, nie zobaczę braci, nie pożegnałam się nawet z Madison i Nicoll. Sądzę, że one najlepiej z wszystkich przeżyją mój wyjazd. Czy aby na pewno dobrze postąpiłam? Zostawiając to wszystko dla chłopaka? To brzmi banalnie, ale taka jest prawda. A co jeżeli mu się znudzę w Californii i znajdzie sobie inną dziewczynę, a mnie karze się wynosić? Nie mogę dopuścić do siebie tej myśli, to zbyt drastyczne. Nie wiedziałam, że ten ostatni tydzień aż tak dotkliwie przeżyję. To miało zupełnie inaczej wyglądać. Milczałam tak przez kilka godzin, aż dotarło do mnie, że nie mogę się nad sobą cały czas użalać, muszę Justinowi pokazać, że jestem silna mimo tych wydarzeń.
- Przepraszam. - wydusiłam.
- Za co? - chłopak zmarszczył brwi nie bardzo rozumiejąc.
- Za moje zachowanie, powinnam Ci pokazać, że jestem silna, ale od teraz będę. - szepnęłam.
- Czy Ty siebie słyszysz? Według mnie jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam! - powiedział. - Nie sądziłem, że tyle przetrwasz, a tymbardziej, że poddasz się rozłące z rodziną. - dodał.
- Będę do nich pisać, będą wiedzieć, co u mnie, tylko szkoda, że ja nie. - szepnęłam czując gulę w gardle.
Weź się Chanel opanuj! Musisz być silna! Pokaż mu na jaką twardą laskę trafił!
Po jakimś czasie ujrzałam znak "California", ale Justin powiedział, że i tak mamy jeszcze spory kawałek to domku nad oceanem. Poprosiłam chłopaka, aby włączył radio i puścił jakieś piosenki. Zgodnie z moim poleceniem tak zrobił, a mi od razu uśmiech wkradł się na twarz. Uwielbiałam ten kawałek. Przypominał mi wszystko miłe chwile spędzone tutaj. Może to dziwne, ale takie momenty się zdarzały. Oparłam głowę o zagłówek i wczułam się w ten stan błogości i melancholii. Po około 3 godzinach prawdopodobnie dojechaliśmy. Szatyn zaparkował auto i z niego wysiadł, na co zareagowałam tym samym. Gdy wysiadłam z samochodu, dotarł do mnie szum oceanu, śpiew mew i to czyste, świeże powietrze. Poczułam się jak w raju. Nigdy nie byłam w tym miejscu.
- Tu jest pięknie. - szepnęłam.
- To poczekaj, aż zobaczysz domek. - powiedział chłopak chwytając moją dłoń i prowadząc w kierunku posiadłości.
Posiadłość była piękna, zielona trawa idealnie współgrała z rosnącymi kwiatami, które widziałam po raz pierwszy. Skalisty strumyk, z którego leciała woda, pnącza oplatające dom, a to wszystko było ogrodzone żywopłotem, więc mieliśmy wystarczająco dużo prywatności. Brązowooki otworzył drzwi i jako dżentelmen wpuścił mnie pierwszą. Rozejrzałam się i to wszystko było idealne, chyba aż za bardzo. Kręcone schody prowadzące na piętro, duża kuchnia, przytulny salon i taras. Rzuciłam się chłopakowi na szyję.
- Dziękuję. - szepnęłam wtulając się w niego mocniej.
- To ja dziękuję, że jesteś tu ze mną. - uśmiechnął się gładząc mnie po plecach. - Jak się czujesz? Rana już nie boli? - zapytał.
- Nie jest najgorzej, czuję tylko lekkie ukłucie. - uśmiechnęłam się delikatnie na co chłopak pocałował mnie w policzek.
- Pójdę po walizki. - powiedział i wyszedł z domku.
Ja w tym czasie postanowiłam przeczesać teren poczyniając od piętra, więc dość zwinnym krokiem znalazłam się na górze. Były tu trzy pokoje i toaleta. Jeden z nich na pewno będzie naszą sypialnią. Naszą? Właśnie... Będziemy razem spać? O kurde. Zeszłam na dół i zobaczyłam Justina rozmawiającego z jakimś przystojnym mężczyzną. Podeszłam będąc ciekawa kim jest owy chłopak.
- Cześć. - uśmiechnęłam się do obcego mężczyzny.
- Heeeej. - odpowiedział dokładnie mnie lustrując. - Nie powiedziałeś, że masz TAKĄ dziewczynę. - zwrócił się do Justina stawiając nacisk na słowo.
- Chanel jestem, miło mi. - uśmiechnęłam się.
- Christian. - puścił oczko i ucałował moją dłoń.
- Christian, idź do domu sprawdzić czy Cię tam nie ma. - syknął Justin.
- Oh. - przewrócił oczami. - Nie zmieniłeś się. - parsknął śmiechem. - To do później. Pa Chanel. - dodał i się oddalił.
Weszłam do środka, a Justin za mną. Co to było? Dlaczego się tak zachował? O co mu chodzi?
- Co to do cholery było? - syknęłam.
- Nic. - wzruszył ramionami biorąc torby i zanosząc je na górę.
Nie chciałam mu tego puścić płazem. Nie tym razem.
- Nie udawaj, okej? - powiedziałam zakłądając ręce na piersi. - Dlaczego go tak potraktowałeś? Jesteś zazdrosny? - prychnęłam przewracając oczami.
Chłopak się wyprostował i odwrócił w moim kierunku. Pchnął delikatnie na ścianę, uważając na moją dość świeżą ranę i wpił się w usta.
- Uwierz, że gdybyś była w pełni sprawna, to byłabyś już na tym łóżku, całkiem naga i pode mną. - szepnął w moje usta, a dłonią zjechał na tyłek delikatnie go ściskając, następnie się odsunął i powrócił do poprzedniej czynności.
Spoglądałam na niego oszołomiona.
- Dzisiaj idziemy na ognisko organizowane przez Christiana, którego zdążyłaś poznać. - powiedział rozpakowując swoją torbę.
- Nie mam w czym iść. - mruknęłam.
Nie mam tu wielu rzeczy. Jeszcze nie wszystko zostało przywiezione z Southampton do Cambridge, a mnie już tam nie ma.
- Możemy pojechać na zakupy jeśli chcesz. - przewrócił oczami.
- Nie, nie dzisiaj. Nie mam do tego głowy. - szepnęłam wychodząc z pomieszczenia.
Na dole poczułam burczenie w brzuchu. To był znak, że najwyższy czas coś zjeść. Otworzyłam lodówkę, która o dziwo była cała napełniona jedzeniem. Nie przejmując się zbyt tym faktem wyjęłam potrzebne produkty i zrobiłam kilka kanapek, może Justin też będzie chciał. Zdecydowałam się zjeść posiłek na świeżym powietrzu. Wyszłam na balkon, z którego był wspaniały widok na plażę i wodę. Usiadłam na wiklinowym krześle i zabrałam się za jedzenie. Ludzie wyglądali na szczęśliwych, spełnionych i jakby właśnie o takie życie im chodziło. Pogoda tu jest przez cały rok prawie identyczna. Czasami występują wahania temperatury, ale rzadko dochodzi do deszczu. Sezon letni cały czas tu trwa. Ciepły wiatr okrywał moją skórę, powodując delikatną gęsią skórkę. Mimo wszystko czułam, że tu czeka nas lepsza przyszłość. Czułam się wolna i z każdą minutą bardziej szczęśliwa. Za dwa miesiące będę oficjalną 17-stką. Czego sobie będę życzyć? Unormowania życia, przede wszystkim...
- Chan? - usłyszałam wołanie Justina.
- Tu jestem. - krzyknęłam.
- Rozpakowałem już torby. - powiedział siadając po przeciwnej stronie biorąc kanapkę. - Podoba Ci się tutaj? - zapytał.
- Jest pięknie. Nie sądziłam, że istnieje takie miejsce na ziemi, gdzie może być tak idealnie. - rzekłam uśmiechając się.
- Cieszę się. Jesteś piękna jak się uśmiechasz. - powiedział chwytając moją dłoń i gładzać knykcie.
Zarumieniłam się. Znowu.
- Jak się rumienisz to również jesteś piękna. - zaśmiał się puszczając oczko na co przewróciłam oczami.
Przez resztę dnia rozmawialiśmy o wszystkim. O nas, o tym cudownym miejscu. Justin opowiadał o swoim dzieciństwie jakie tu spędził. Zazdrościłam mu tych wspomnień. Moje to były jedynie blok mieszkalny, tartak i tak w kółko. Dochodziła 21, powoli zaczynało się ściemniać, więc wypadało zacząć się szykować na ognisko, na które nie miałam zbyt dużej ochoty, ale chciałam zrobić Justinowi przyjemność. Wygrzebałam z szafy jakieś letnie rzeczy po czym wzięłam prysznic i przebrałam się. Gotowa zeszłam na dół, gdzie Justin biegał jeszcze po kuchni jak szalony w poszukiwaniu... czegoś.
- Co ty robisz? - zapytałam schodząc po schodach.
Chłopak spojrzał w moją stronę i zatrzymał się.
- Nie wyglądasz zbyt kusząco? - zapytał falując brwiami. - To znaczy dla mnie zawsze możesz tak chodzić, ale wiesz... Tam będą też inni faceci. - przewrócił oczami i podszedł do mnie obejmując mnie w talii.
- Hm, jeżeli będziesz mnie pilnował to chyba nic mi się nie stanie, prawda? - zapytałam puszczając oczko i cmokając go w nos. - Czego szukasz? - dodałam.
- Aa, no właśnie. - szatyn mnie puścił i dalej zaczął poszukiwania. - Piwa szukam. - powiedział. - Christian mówił, że kupił, ale za cholere nie powiedział, gdzie je schował. - dodał.
- Oh, faceci. - przewróciłam oczami.
- Jeeest! - krzyknął szczęśliwy chłopak wyciągając z szafki 3 czteropaki alkoholu. - Możemy już iść. - powiedział szczerząc się.
Nawet nie zdążyłam ocenić jego wyglądu, a wyglądał naprawdę dobrze.
Daleko nie musieliśmy iść. Zauważyłam płonące ognisko i około 10 osób łącznie z Christianem, który do nas machał.
- Siema stary! - krzyknął jakiś chłopak, a Justin zaczął się witać z wszystkimi po kolei.
- To jest Chanel. - przywitał mnie z wszystkimi.
Podeszliśmy jeszcze bliżej, gdzie siedziało dwóch chłopaków w towarzystwie dziewczyn. Czułam ich wzrok na sobie. Mimo iż jestem kulturalną osobą, przywitałam się z Megan i Anastasią. Siedzieliśmy razem wokół ogniska i rozmawialiśmy. Polubiłam ich, nawet dziewczyny. Wydały się miłe. Megan jak się okazało pochodzi z Southampton, a Anastasia ma tam kuzynkę. Kiedy chłopcy oddalili się po alkohol, zostałam wyłącznie z dziewczynami.
- Justin to skarb, ciesz się, że na niego trafiłaś. - uśmiechnęła się Anastasia.
- Wiem. - przytaknęłam. - Znacie go dłużej niż ja, opowiedzcie mi o nim. - nalegałam.
Dziewczyny zaczęły mówić mi różne historie związane z Justinem, jak się okazało, również wiedziały o jego interesach, ale pomijając to, wspominały go jako dobrego brata, który w każdej sytuacji potrafi wesprzeć.
- Jesteśmy! - krzyknął Christian.
- Gdzie Justin? - zapytałam.
Chłopak wskazał palcem za siebie, gdzie szatyn zataczał kółka i krzyczał coś w niebogłosy. No świetnie.
- Justin, chodź tu! - krzyknęłam.
- Chanel! Kocham Cię! Chodźmy się kochać! - chłopak dalej krzyczał i szedł w kierunku wody.
- Justin wracaj tu! Jesteś pijany! - krzyczałam do chłopaka próbując go zatrzymać.
- Nie! Nigdzie nie idę jeśli nie będziesz się ze mną kochać. - kręcił głową.
- Nie żartuj sobie! Wracaj tu. - stanęłam na brzegu próbując go sprowadzić spowrotem. - Proszę Cię, chodź tu, jesteś pijany. - dodałam.
- Nie, jeśli nie będziesz się ze mną kochać. - powiedział smutnym tonem.
W tym momencie do głowy przyszedł mi pewien plan, który mógł się powieść.
- Justin, ale jeśli chcesz się kochać to musimy iść do domu, bo na plaży na pewno nie. - zaśmiałam się, a reszta przy ognisku zaczęła gwizdać.
Oni naprawdę w to uwierzyli?!
- Poważnie? - chłopak spojrzał na mnie szczerząc się i jakby od razu wytrzeźwiał.
- Taak, chodź na brzeg, woda jest zimna. - nakazałam.
Szatyn się wyprostował i najszybciej jak tylko potarfił zjawił się koło mnie.
- To co, idziemy? - poruszył brwiami pytając.
- Tak, tak... - machnęłam ręką do reszty, że muszę zająć się brązowookim na co tylko odmachali.
Kiedy szliśmy w kierunku domku, Justin majaczył coś do siebie, co wyglądało komicznie. Gdy weszliśmy do środka, gwałtownie zostałam pchnięta na ścianę, a szatyn uderzył swoimi ustami w moje intensywnym pocałunkiem.
zmiana w zakładce "bohaterowie" xx
Wypełnij ankietę znajdującą się po prawej stronie bloga ---->
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!
Widzę tu komentarze, następny rozdział pojawi się jak będzie ich ponad 10:))
WOW!!!!
OdpowiedzUsuńCUDO!!!!!
Pięknie opisałaś Californię <3333
Pijany Justin najlepszy XD
Czekam na next <333
O matko chyba najlepszy rozdzial ze wszystkich !!! chcialabym byc na jej miejscu <3
OdpowiedzUsuńCudowny rozdzial <33
OdpowiedzUsuńno cudowny!
OdpowiedzUsuńMeeega *-* jeju serio, jest fantastyczny, zresztą jak wszystkie :)
OdpowiedzUsuńTo jest piękne. Jejku zazdroszczę Ci takiego talentu do pisania! Wielkie brawa za to :)
OdpowiedzUsuńSuuuuuper rozdział ;) ♡
OdpowiedzUsuńOjej jak pieknie wszystko *-* /malinowaJudi
OdpowiedzUsuńswietny rozdzial, kocham czytac twoje dzielo, oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńswietnie ci idzie, obralas dobry kierunek:)
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze kolejne rozdzialy beda rownie zajebiste, powodzenia i dziekuje :)
jestem ciekawa jak opiszesz ich stosunek :) kocham to opowiadanie i czekam na kolejne <33
OdpowiedzUsuńJeju cudowny, zakochałam się *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Akcja sie rozwija, nie moge doczekać sie następnego! :)
OdpowiedzUsuńIde się chyba powiesić to jest mega a ja popadam w kompleksy gdyż mój blog nigdy nie będzie taki dobry już nie moge się doczekać nexta i życze weny
OdpowiedzUsuńAww to jest genialne! haha uwielbiam <3
OdpowiedzUsuń/L