wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 13.

Chłopak zrobił krok do przodu, a ja momentalnie w tył, przez co natknęłam się na maskę jego samochodu. Szatyn chwycił mój policzek pogłębiając pocałunek, ale mi zaczynało brakować powietrza.
- Nie mogę się Ci oprzeć. - szepnął muskając moje wargi.
- Jesteś trzeźwy? - zaśmiałam się i spojrzałam na chłopaka.
- Wątpisz w moje słowa? - poruszył zabawnie brwiami. - Mogę Ci to zaraz udowodnić. - przygryzł wargę chwytając moje udo.
- Justin, nie. Rozmawialiśmy o tym. - szepnęłam i odepchnęłam lekko chłopaka.
Spojrzałam na zegarek, gdzie dochodziła dopiero północ, miałam jeszcze parę godzin do powrotu, a na imprezę nie chciałam już wracać, nie wiedziałam, co mogę jeszcze robić. Poddałam się.
- Odwieziesz mnie do domu? - spytałam.
- Co? Tak szybko? - spojrzałm zdezorientowany.
- Nie chcę już tam wracać... - powiedziałam przechylając głowę na bok pokazując na dom.
- W takim razie zapraszam Cię do siebie. - uśmiechnął się ukazując białe zęby.
- Wolę jechać do domu, naprawdę. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Ale ja nalegam, obiecuję, że nie będziesz się nudzić, a później Cię odwiozę. - puścił oczko otwierając drzwi od auta.
Nie do końca pewna zamiarów chłopaka wsiadłam do auta na miejsce pasażera i zapięłam pas. Brązowooki okrążył samochód i usiadł obok mnie odpalając silnik i wyjeżdżając spod podjazdu. Jechaliśmy nieznaną mi drogą, w sumie nie znam jeszcze połowy tego miasta, ale wiem jak wyglądają uliczki prowadzące do mojej posiadłości i Justina, a te nie były nimi...
- Gdzie jedziemy? - zapytałam rozglądając się za okno.
- Do mnie. - uśmiechnął się.
- To nie jest droga prowadząca do Twojego domu. - mruknęłam spoglądając na chłopaka.
- Bo nie jedziemy do mojego domu, tylko domku letniskowego nad jeziorem. - zaśmiał się. - Spokojnie, chyba nie boisz się ze mną przebywać, co? - spojrzał na mnie, a następnie na drogę.
Nic już nie odpowiedziałam. Ciekawe dlaczego nie zabierze mnie do siebie do domu, tylko do jakiegoś domku letniskowego, który pewnie znajduje się w środku lasu, świetnie. Mogę się wszystkiego spodziewać. Przecież to Justin Bieber, tutejszy kryminalista, jest niebezpieczny, czy może zrobić mi krzywdę? Chyba nie jest do tego zdolny.
- Hej, już jesteśmy. - powiedział delikatnie mnie szturchając.
Powolmnie wysiadłam z auta idąc za chłopakiem w kierunku małego domku. Rozejrzałam się i szczerze mogę powiedzieć, że jest to jedno z najpiękniejszych widoków jakie było dane mi ujrzeć. Księżyc w pełni uzupełniał się z wodą, która delikatnie poruszała się pod wpływem wiatru. Lustrzane odbicie było niesamowite.
- Wchodzisz? - zapytał spoglądając na mnie.
- Yy, tak, już idę. - uśmiechnęłam się delikatnie i weszłam do środka.
Wnętrze było spokojne, neutralnie wystrojone, podobało mi się. Było naprawdę przytulnie. Zdjęłam buty, a stopami dotknęłam miękkiego dywanu, który w najbardziej przyjemny sposób jaki mógł być pieścił moją skórę. Następnie usiadłam na kanapie, a chłopak w ten czas zdążył przynieść z aneksu kuchennego dwie lampki i szklaną butelkę, w której jak mniemam znajdował się alkohol.
- Jesteś głodna? - zapytał stawiając na stoliku przedmioty.
- Nie. Justin, nie sądzę, że powinnam pić alkohol. - mój wyraz twarzy przypominał zapewne w tym momencie grymas.
- Nie martw się, to nie jest wino, lekki drink. Oczywiście jeśli nie masz ochoty nie będę Cię zmuszał. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam kiwając aby nalał trunek.
Jest idealny, wszystko potrafi zrozumieć. Tylko... czy jemu to nie przeszkadza? Moja niedostępność? Może to ukrywa? Oh.
- To domek Twoich rodziców? - zapytałam rozglądając się po wnętrzu.
- Nie. - powiedział. - Jest wyłącznie mój. - dodał.
- Twój? Kupili Ci? - zmarszczyłam brwi nie bardzo go rozumiejąc.
- Nie, sam kupiłem, rodzice nie mają o nim pojęcia. - rzekł podając mi lampkę.
Zazdroszczę mu. Ma swój dom, w sumie tylko domek letniskowy, ale jest tu wszystko, co do przeżycia potrzebne. Zapewne kupił to za pieniądze z konwoju. To zarazem intrygujące i rozczarowujące. Świadomość, że chłopak, w którym się zakochałam jest przestępcą jest przerażająca, ale i podniecająca, ma to w sobie trochę adrenaliny. Właśnie... Zakochałam... Czy on o tym wie? Może mu powiedzieć? A jeśli nie czuje tego samego? Lubię przebywać w jego otoczeniu, wręcz czuję się świetnie.
- Chanel? - z zadumy wyrwał mnie jego głos.
- Tak? - spojrzałam na chłopaka.
- Powiedz mi coś... Jak to jest, że powiedziałem Ci o sobie więcej niż komukolwiek, a Ty dalej ze mną jesteś, tutaj i teraz i nie uciekłaś. - spojrzał w moje oczy szukając w nich odpowiedzi, ale ona była prosta i jednoznaczna.
- Bo...  - przerwałam. Bo Cię kocham Justin. - szepnęłam spoglądając na chłopaka.
Oczy chłopaka ciągle były skierowane na mnie, nie wiedziałam, co myśli, co czuje, tymbardziej nie wiedziałam na zareaguje.
- Chanel. - chłopak usiadł koło mnie łapiąc moje dłonie i gładząc knykcie. - Jesteś pewna tych słów? Jesteś pewna, że chcesz pakować się w to gówno, w którym siedzę? - zapytał.
- Justin, jeżeli Ty sobie z tym radzisz, to ja również sobie poradzę. - szepnęłam spoglądając w jego oczy.
Szatyn jedynie się uśmiechnął i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej. Mogłam usłyszeć bicie jego serca, to było coś czego nigdy nie zapomnę.
- Nie chcę, żeby coś Ci się stało, więc od tej pory będziesz musiała mnie słuchać. - przerwał.
Że co proszę?
- Będziesz musiała rozumieć dlaczego w taki, a nie inny sposób będę reagował na inne osoby, z którymi się zadajesz. Przede wszystkim na Maisona, do którego w dalszym ciągu nie jestem przekonany. - dodał, a ja przewróciłam oczami i zaśmiałam się. - Tu nie ma nic śmiesznego. Nie chcę, aby któregoś dnia drzwi otworzyła mi Twoja matka i powiedziała, że zniknęłaś. - powiedział z przerażającą powagą. - Musisz zrozumieć moje zachowanie w stosunku do Ciebie. - szepnął i ujął mój podbródek aby mnie pocałować, ale nagle rozgległo się głośne pukanie do drzwi. Nie... To było wręcz dobijanie się. Tak Chanel, masz swoją odrobinę adrenaliny. - podpowiadała mi podświadomość. Chłopak wstał i nakazał mi, abym była cicho. Tak też postąpiłam. Szatyn zza kurtki wyjął pistolet i podszedł do drzwi pytając kto się za nimi znajduje. Usłyszałam kilka męskich głosów, a chłopak odetchnął i bez wahania otworzył drzwi. Poczułam ulgę, ale również strach. Teraz tak będę się zachowywać, gdy ktoś zapuka mi do drzwi? To śmieszne, ale mnie wcale nie rozbawia.
- Stary, nie powiedziałeś, że masz gościa. - zaśmiał się jeden z chłopaków.
- Wy nie powiedzieliście, że przyjedziecie. - mruknął witając się z nimi.
Wstałam i podeszłam koło Justina, a ten objął mnie w talii, a mi nagle nogi się ugięły.
- To jest Chanel, a to Trey, Jason, Mike i Nicolas. - przedstawił wszystkich chłopaków.
- Miło mi. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- No mnie tymbardziej miło. - zaśmiał się Mike i ucałował moją dłoń, a ja natychmiast się speszyłam.
- Wchodzicie? - zapytał szatyn.
- Niee, nie chcemy wam przerywać. - puścił oczko bodajże Trey. - Wpadniemy innym razem. - dodał.
Justin tylko ich wyprosił i zamknął drzwi.
- Ta broń była konieczna? - pokazałam na pistolet, który leżał na szafce.
- Um, ostrożności nigdy za wiele. - podrapał się po głowie i usiadł spowrotem obok mnie. - Czy ktoś Ci mówił, że jesteś piękna? - zapytał kładąc dłoń na moim odkrytym udzie.
- Nie, więc możesz być z siebie dumny, bo jesteś pierwszą osobą. - zaśmiałam się przygryzając wargę.
- Na pewno kłamiesz, to niemożliwe... I nie przygryzaj wargi kochanie. - szepnął, a jego ręka przemieszczała się w górę.
Cholera, lepiej będzie jeśli nie będę go bardziej prowokować, ale z drugiej strony podoba mi się to.
- Kochanie? - szepnęłam pytając. 
- Nie podoba Ci się? - zapytał.
- Nie, wręcz przeciwnie. - uśmiechnęłam się.
Chłopak przybliżył się do mojej twarzy tak, że dzieliły nas tylko centymetry... A może milimetry? 
- Mogę czegoś spróbować? - oblizał usta spoglądając na mnie.
Po wypowiedzeniu tych słów, do moich nozdrzy dotarł zapach mięty. Tak bardzo chciałam ją poczuć. Z drugiej strony nie wiedziałam czego się spodziewać, nie wiedziałam, co ma na myśli, trudno jest podjąć decyzje nie wiedząc czego ona właściwie dotyczy. Z lekkim wahaniem kiwnęłam głową zgadzając się. Szatyn chwycił mój podbródek jedną ręką, a drugą dalej gładził moje udo. Delikatnie mnie pocałował i czekał na moją reakcję. Nie byłam temu przeciwna, mógł do woli działać. Następnie nie widząc sprzeciwu z mojej strony pocałował mnie ponownie, ale tym razem z większą pasją poglębiając pocałunek. Powoli się przesunęłam, a chłopak napierając na mnie sprawił, że położyłam się na łóżku. Brązowooki zawisł nade mną i ściągnął z siebie koszulkę rzucając ją na podłogę. Powtórzyła się sytuacja z mojego domu, kiedy był w samym ręczniku... W tym momencie pozwoliłam sobie dotkąć jego nagiej klatki. Przejechałam wzdłuż wyrzeźbionego torsu okrążając powstałe blizny. Chłopak nachylił się i spojrzał w moje oczy swoimi czekoladowymi. Rozpiął moją sukienkę, całując obojczyki sprawiając, że czułam się niesamowicie. Jednak w dalszym ciągu nie byłam gotowa na takie zbliżenie. Gdy ją ze mnie zdjął, zostałam w samej koronkowej bieliźnie. Poczułam się niepewnie i niekomfortowo. To była dla mnie świeża sprawa. Nie ma się, co dziwić.
- Jesteś piękna, nie krępuj się. - uśmiechnął się całując mnie wzdłuż szyi.
- Justin, przepraszam. - szepnęłam i odepchnęłam delikatnie szatyna od siebie i podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Co się stało? - zapytał chwytając moją dłoń.
- Ja... Ja nie potrafię w tym momencie... - szepnęłam chowając twarz w dłoniach.
- Sh, nic się nie stało. Poniekąd to mój błąd, nie powinienem Cię zmuszać. - przytulił mnie mocno całując w czoło.
Przytuliłam się do chłopaka i nie wiadomo kiedy zasnęłam.
Obudziło mnie zimne powietrze docierające do moich nagich nóg. Leniwie otworzyłam oczy i zauważyłam, że Justina nie było koło mnie. Jednak to nie było najgorsze. Szybko chwyciłam telefon, gdzie dochodziła 11 przed południem. Przyłożyłam dłoń do ust wiedząc, że jak wrócę do domu, to do 18nastki z niego nie wyjdę. Zauważyłam zmierzajacego chłopaka w moim kierunku z tacą pełną świeżych owoców i pieczywa.
- Dzień dobry piękna. - uśmiechnął  się stawiając tacę na stoliku.
- Hej. - mruknęłam ukazując zęby.
- Wyspana? - zapytał. 
- W miarę. - przeciągnęłam się. - To dla mnie? - zapytałam.
- Oczywiście. - powiedział. - Wybacz, że nie obudziłaś się przy mnie, ale ktoś musiał się zająć śniadaniem dla księżniczki. - dodał uśmiechając się, a ja poczułam jak moja twarz robi się purpurowa.
- Lubię jak się rumienisz. - puścił oczko i cmoknął moje wargi. 
Po skończonym posiłku spowrotem położyłam się do łóżka. Było mi tak wygodnie i ciepło, że nie miałam ochoty się nigdzie ruszać. Niestety wszystko zepsuł szatyn, który ściągnął kołdrę, a do mojego ciała momentalnie dotarło chłodne powietrze.
- Justin! - krzyknęłam. - Zimno mi. - ukazałam smutny wyraz twarzy.
- Ja chętnie Cię ogrzeję. - puścił oczko.
Przewróciłam oczami i sięgnęłam po swoją wczorajszą sukienkę z zamiarem jej założenia, bo wiedziałam, że z mojej drzemki już nic nie wyniknie. Po porannej toalecie nadszedł najwyższy czas aby wrócić do domu i wysłuchać morałów mamy. 
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam wchodząc do kuchni, gdzie znajdował się chłopak.
- Jasne, ale nie chcesz jeszcze trochę zostać? - zapytał podchodząc do mnie i obejmując w talii.
- Dobrze wiesz, że chętnie bym została, ale obiecałam mamie, że późno nie wrócę, a już dochodzi południe. - mruknęłam.
- Oh, okej. - szepnął i cmoknął czubek mojego nosa.
Czuję się wszystko zaczyna się układać. Już nie mam takiego żalu do ojca, że nas zostawił. W zasadzie nawet jestem ciekawa, co u niego. Jednak od kilku dni nie próbował dzwonić. Może zrezygnował? Ale jeśli mu zależy to nigdy nie zrezygnuje. 
- Zobaczymy się dzisiaj? - zapytał szatyn zatrzymując się pod moim domem. 
- Wątpie, chociaż bardzo bym chciała, ale czuję, że zostanę uziemiona na kilka tygodni. - mruknęłam.
- Przepraszam, to przeze mnie. Obiecałem, że Cię odwiozę. - pochylił się aby mnie pocałować.
- I dotrzymałeś słowa... Tylko nie w tym czasie, co trzeba było. - wytknęłam język i cmoknęłam chłopaka, jednak ten pogłębił pocałunek.
- Muszę iść. - szepnęłam między pocałunkami. 
- Nie musisz. - mruknął dalej mnie całując.
- Justin, idę. - oderwałam się od brązowookiego i cmoknęłam go w czoło na pożegnanie.
Wychodząc z samochodu pomachałam mu na pożegnanie, a chłopak chwilę później odjechał. Oh, teraz najgorsza część... Boże, błagam Cię, abym wyszła z tego cała. - modliłam się w myślach.
Weszłam do domu i...

za błędy przepraszam, nie miałam czasu nawet aby sprawdzić xx


Widzę tu KOMENTARZE.
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!


11 komentarzy:

  1. Kocham Cię! ;****

    OdpowiedzUsuń
  2. Justin jest taki czuły i kochany :) Cały czas się uśmiechałam czytając ten rozdział. Chcę więcej i więcej :) Bardzo mi się podoba! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. to jest bardzo dziwne. czytalam baardzo wiele roznych opowiadan, ale to po prostu cale dnie siedzi mi w glowie, caly czas tylko czekam na kolejny rozdzial :D masz ogromny talent
    Justin jest taki slodki :3
    zycze ci aby dalej tak dobrze ci szlo z pisaniem kolejnych rozdzialow :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, jak zawsze! Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. jeejciu piszesz świetne opowiadania !! czekam na następny rozdział, a ten jak zawsze supii :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie napisane, czasami tajemniczo i tak powinno być, musi być jakiś smaczek, kwintesencja... czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  7. nie mogę się doczekać następnej części :)) :* / ask -- KrólowaDArmii ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. WOW!!!
    CUDO!!!!
    Bardzo się cieszę, że mnie zaprosiłaś :)
    Twoje opowiadanie jest rewelacyjne!!!
    Z niecierpliwością czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne *-*
    Kiedy nstępny? ;3
    Chcę już wiedzieć co się stało jak weszła ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja chce więcej Justin jest świetny
    już ni moge się doczekać nexta ;-)

    OdpowiedzUsuń