Weszłam do domu i... Nikogo nie było. Zdjęłam buty, odwiesiłam kurtkę i zmierzyłam w kierunku kuchni. Na kuchennym krześle siedział nie kto inny jak Chris.
- Dopiero wstałaś? - zapytał na "powitanie".
To nikt nie wie, że dopiero wróciłam? Uff.
- Yy, tak. - mruknęłam unikając wzroku. - Gdzie mama? - zapytałam.
- Pojechała po Twoich braci. - powiedział.
I jego zostawiła samego w domu? Czy ona jest niepoważna?! Jak można ledwo poznanemu facetowi tak bezmyślnie i bezgranicznie ufać?!
- Co będziesz jeść? - zapytał.
- Um, w zasadzie to będę tylko herbatę pić. - odpowiedziałam nieco zirytowana.
- Okej, mi też możesz zrobić przy okazji. - rzekł.
Czy to są jakieś żarty? Mam mu usługiwać? Może jeszcze zrobić kanapki?
Nic nie odpowiedziałam. Odwróciłam się tyłem i wstawiłam wodę na napój, do swojej szklanki wsypałam cukier, a Pan jeśli pija słodką herbatę to sam sobie posłodzi... Co za tupet.
- Proszę. - szepnęłam stawiając herbatę na stół i ruszyłam w kierunku swojego pokoju.
- Nie wypijesz ze mną tutaj? - zdziwienie było wyczuwalne w jego głosie.
- Nie. Mam coś do zrobienia. - szepnęłam idąc przed siebie.
Może jeszcze porozmawiamy o tym jak to byłoby, gdyby się do nas przeprowadził i stworzylibyśmy cudowną kochającą się rodzinę... W oczach zebrały mi się łzy na wszystkie wspomnienia jakie były związane z tatą. Brakowało mi go. Mimo tego, co zrobił, brakowało mi go. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Poczułam wibracje telefonu będąc na górze. Podeszłam do łóżka i spojrzałam na wyświetlacz. Ojciec.
Dobre 10 sekund zastanawiałam się czy odebrać. Chciałam z nim porozmawiać, ale z drugiej strony coś mnie trzymało w pewności, aby tego nie robić.
- Halo. - szepnęłam.
- Chanel? Córciu, co u Ciebie kochanie? - powiedział troskliwym tonem.
- Wszystko w porządku. - poczułam gulę w gardle i czułam, że długo nie wytrzymam.
- Na pewno? Czuję, że coś się dzieje. - mruknął.
- A co ma się dziać? - zapytałam.
- Martwię się skarbie. Nie chcę tracić z wami kontaktu.
Wszystkie emocje, które czułam wcześniej, nienawiść, żal, obrzydzenie... Wszystko wróciło. Nagle słowo tęsknota i współczucie nie istniały dla mnie.
- Jakby Ci na nas zależało byś tego nie robił! Żałuję, że odebrałam ten cholerny telefon! - krzyknęłam do słuchawki po czym rozłączyłam się.
Popierdolone to wszystko. Dosłownie.
Postanowiłam wziąć przysznic, aby odreagować. Sięgnęłam z szafki czyste ubrania i zmierzyłam w kierunku toalety.
Położyłam się na łóżku zalewając się łzami i postanowiłam się zdrzemnąć, czułam zmęczenie po wczorajszym wieczorze.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy, podniosłam się i podeszłam aby je otworzyć.
- Chanel, ktoś chce z Tobą się widzieć. - powiedział Chris.
- Już idę. - mruknęłam.
On tu ciągle siedzi? Upierdliwy typ.
Zeszłam na dół, a w progu ujrzałam tą samą kobietę, która wcześniej kłóciła się z mamą.
- Dzień dobry. - powiedziałam.
- Rosalinda? - szepnęła przykładając dłoń do ust.
- Słucham? - nie rozumiałam tej kobiety.
- Jest Twoja matka? - powiedziała z powagą spoglądając na mnie całą. Czułam się niekomfortowo.
- Nie, nie ma. Przekazać coś? - zapytałam.
- Możesz powiedzieć, że byłam tu i jeszcze wrócę Rousi. - dodała oddalając się.
Przeszły mnie ciarki... To groźnie zabrzmiało. Dlaczego powiedziała na mnie Rousi? Nic nie rozumiem. Mam nadzieję, że mama jakoś mi to wyjaśni. Weszłam do środka zamykając drzwi. Chris stał koło schodów patrząc na mnie.
- Wszystko w porządku? - spojrzał na mój wyraz twarzy, który raczej nie był spokojny.
- Taa, jak najbardziej. Pójdę do siebie. - szepnęłam.
- Mama pisała, że zaraz będzie. Są już chyba w mieście. - dodał.
- Zejdę jak przyjadą. - powiedziałam idąc na górę.
Usiadłam na łóżku chowając twarz w dłoniach. Kim jest ta kobieta? Powinnam się bardziej pilnować od kiedy Justin mi o wszystkim opowiedział. Zrozumiałam, że tu nie ma żartów. Rozmyślając usłyszałam głosy dochodzące z dołu. Mama wróciła. Zeszłam szybko na dół malując na twarzy sztuczny uśmiech.
- Cześć wam. - uśmiechnęłam się.
- Chanel, witaj słonko. - uściskała mnie kobieta. - Jak było na zabawie? - zapytała.
Lepiej abyś tego nie wiedziała...
- W porządku, szybko wróciłam. - przewróciłam oczami.
Podeszłam do chłopców i mocno ich wyściskałam.
- Fu, mamo! - krzyknęli. - Chanel chyba coś się stało bo nas przytula! - obaj zaczęli się wyrywać z uścisku, aż sama ich wypuściłam.
- Chanel, pomożesz mi wypakować zakupy? - zapytała rodzicielka.
- Tak, już idę. - zarzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z domu.
Kiedy stanęłam koło mamy uznałam, że to najlepszy moment aby zapytać ją o tę kobietę, która dzisiaj tu była.
- Mamo. - zaczęłam. - Była tu dzisiaj ta kobieta, z którą wcześniej się kłóciłaś. - dopowiedziałam.
Jajka, które rodzicielka trzymała w ręku upadły na ziemię rozbijając się. Czy coś nie tak powiedziałam?
- Coś mówiła? Czego chciała? Rozmawiałaś z nią? - wyraz jej twarzy wydawał się być spanikowany i wystraszony. Dlaczego?
- Mówiła, że tu jeszcze przyjdzie i jedyne co mnie najbardziej zaskoczyło to powiedziała do mnie Rousi. - powiedziałam zszokowana.
- Rousi? Pff, też mi coś. Pewnie była pijana, albo zwyczajnie się pomyliła, różnie bywa. - machnęła ręką zamykając samochód.
- Nie mamo. Wiem, że coś jest na rzeczy, dlatego proszę Cię abyś mi powiedziała prawdę. - złapałam kobietę za nadgarstek i spojrzałam głęboko w oczy. Widziałam jak jej oczy wypełniają się łzami, a ona sama była bliska rozpłakaniu się.
- Chanel, proszę Cię, porozmawiamy później same, dobrze? - szepnęła spoglądając na mnie błagalnym tonem.
Jak zwykle.
- Idę do Justina. - powiedziałam. - Wrócę wieczorem, jak będziesz miała czas, żeby ze mną porozmawiać. - dodałam. Weszłam do domu, zmieniłam obuwie, wzięłam torebkę wraz z telefonem i gotowa wyszłam z domu.
Kiedy doszłam, zauważyłam Justina na podjeździe koło swojego domu rozmawiającego z jakimś starszym mężczyzną. To nie wyglądało na normalną rozmowę, przypominało bardziej kłótnie. Nie chciałam przeszkadzać w tej niewdzięcznej wymianie zdań, więc stanęłam na chodniku i poczekałam, aż sytuacja się opanuje. Chwilę potem wysoki blondyn odjechał granatowym porsche, a ja wolnym krokiem wkroczyłam na jego posesję.
- Chanel? - zapytał zdziwiony. - Co Ty tu robisz? - podszedł do mnie i złożył delikatny pocałunek na moich wargach.
- Tak, też się cieszę, że Cię widzę. - przewróciłam oczami.
- Coś się stało? - zapytał. - Widzę, że nie jesteś uziemiona. - zaśmiał się.
- Nikt się nie zorientował, że mnie nie ma. - uśmiechnęłam się. - Czy jeśli do Ciebie przyszłam, to coś musiało się stać? - zapytałam unosząc brew. W sumie stało się.
Chłopak nie odpowiedział tylko weszliśmy do jego domu. Nie było słychać żadnych głosów, więc stwierdziłam, że chłopak jest sam. Justin zaprowadził mnie do swojego pokoju zamykając za mną drzwi. Usiadłam na łóżku i pozwoliłam sobie rozejrzeć się po wnętrzu. Nie było jakoś specjalnie urządzone. Stonowane, przytulne, miło się tu przebywa.
- A więc o co chodzi? - spojrzał na mnie siadając obok i obejmując mnie.
- Oh, pamiętasz jak kiedyś mnie odwoziłeś i na podwórku moja mama kłóciła się z inną kobietą? - westchnęłam.
- Tak, ale co to ma wspólnego? - zapytał marszcząc brwi.
- Tyle, że ona dzisiaj znowu przyszła, mówiła, że tu wróci, nazwała mnie Rousi, miała dziwne spojrzenie... Justin, przeraziłam się. - poczułam narastającą gulę w gardle.
- Shh, spokojnie. Rozmawiałaś z mamą? - szatyn gładził mnie po plecach dając ukojenie.
- Tak, to znaczy próbowałam. Powiedziała, że wieczorem powie mi całą prawdę, choć i tak jej nie wierzę. - szlochałam.
Szatyn pocieszał mnie mówiąc ciągle, że wszystko się wyjaśni, że powinnam wrócić i porozmawiać z nią na spokojnie. Kiedy ja nie mogłam! Czułam się odrzucona, miałyśmy się wspierać, miałyśmy być dla siebie jak najlepsze przyjaciółki, a ja nie czuję z nią nawet matczynej więzi. To boli. Bardzo.
- Justin? - zapytałam, gdy chłopak bawił się moimi kosmykami włosów. - Kim był ten mężczyzna na podwórku? - spojrzałam na chłopaka.
- Yy, James. - wyjaśnił, ale ja dalej nie wiem kto to.
- Jaki James? - powtórzyłam pytanie.
- Jesteś za bardzo ciekawska. - mruknął. - Jest to mojego ojca brat, który też zajmuje się czarną robotą. W zasadzie to dzięki niemu w tym siedzę. Oczywiście ojciec nic o tym nie wie i lepiej niech tak zostanie. - dodał.
- Dobrze Cię traktuje? - szepnęłam.
- Co to za pytanie? - zaśmiał się. - Tu nie liczy się dobre traktowanie. Tu chodzi wyłącznie o wykonywanie roboty i tyle. - rzekł.
- W takim razie po co tu był? - przewróciłam oczami.
- Wypłacił mi pieniądze za ten miesiąc. - mruknął. - Nie chcę już o tym gadać. - wpił się w moje usta całując namiętnie, z pasją, zaangażowaniem, tak jak właśnie chciałam.
Rozmawialiśmy ze sobą jeszcze trochę, gdy dostałam wiadomość od mamy, abym wracała. Poprosiłam brązowookiego aby mnie odwiózł.
Kiedy weszłam do mieszkania kobieta siedziała w kuchni. Bez żadnego zastanowienia weszłam do środka.
- Gdzie Chris? - zapytałam.
- Poszedł już. Chciałam sama z Tobą porozmawiać. - szepnęła, a ja usiadłam na krześle naprzeciw kobiety.
- Okej, więc oczekuję wyjaśnień. - rzuciłam.
- Chanel, na początek chcę, abyś wiedziała, że Cię kocham. Jesteś moim cały sercem i to się nigdy nie zmieni bez względu na wszystko. - szlochała.
- Dlaczego płaczesz? - zapytałam zdezorientowana.
- Najwyższy czas, abyś poznała prawdę. - szepnęła wręczając mi pudełko.
Przysunęłam do siebie szkatułkę, a następnie ją otworzyłam. Wewnątrz znajdowały się zdjęcia i łańcuszek w kształcie serca. Wyjęłam zawartość i dokładnie zaczęłam przeglądać fotografie. Była na nich mała dziewczynka na rękach podejrzewam 21 letniej kobiety. Odwróciłam zdjęcie, a z tyłu był napis "Roczek Rousi". Nic nie rozumiałam. To miały być wyjaśnienia?
- O co w tym chodzi? - zapytałam. - Co to za dziecko? Kim jest ta kobieta? - dodałam nieco zdenerwowana. Pierwsze myśli napływały do mojej głowy, a ja nie chcąc, aby to była prawda starałam się szybko je z siebie wyrzucić.
- Kochanie, to jesteś Ty, a ta kobieta... - przerwała. - To Twoja biologiczna matka. - szepnęła.
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!
Zapraszam do wypełnienia ankiety znajdującej się po prawej stronie bloga -->
Cudowny *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! :)
cudownie piszesz <3
OdpowiedzUsuńOMG!!!!
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest takie wspaniałe <3
Channel jest adoptowana :(
Biedna... Teraz jej życie się dopiero, co wywróci XD
Justinek coraz bardziej wplątany w interesy...
Wiesz, że tak go opisujesz, że zaczynam lubić Justina jako tą prawdziwą osobę!!!! Normalnie ósmy cud świata...!!!!!
Czekam na next <333
Kxkd oby Justin teraz Ją wspierał
OdpowiedzUsuńCzytam to i jak się rozdział skończył to moja głowa wyśpiewała mi dam dam dam no tego to się nie spodziewałam z utęsknieniem czekam na nexta
OdpowiedzUsuńBiologiczna matka, o kurcze :o
OdpowiedzUsuńdobry rozdział <3
Ooojej! Jestem w szoku. Twoje opowiadanie jest... przemeganajlepsze! Niczego tutaj nie można sobie zaplanować bo w następnycm rozdziale BACH! mega zaskoczenie! Rewelacja, gratuluję Ci tak dobrego opowiadania! :*
OdpowiedzUsuńZaprosiłaś, więc jestem :)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj nie czytam blogów, które nie mają nic wspólnego z serialem, o którym ja piszę, ale teraz zrobię wyjątek.
Nie ważne o czym jest, a bardziej jak jest napisane.
Ja jestem w szoku.
Twój styl pisania jest, po prostu cudowny.
Przeczytałam ten rozdział, ale nie za bardzo wiem, o co chodzi, więc zaraz zacznę czytać prolog.
Co do rozdziału, to jest arcydzieło.
Jeżeli wszystkie inne są tak wspaniałe, jak ten, to chyba mam nowy ulubiony blog.
Nie przeciągając już tego komentarza...
Czekam na następny rozdział.