Obudziło mnie skomlenie Chack'a. Przetarłam oczy i spojrzałam na śpiącego szatyna. Rozłożył się na całej szerokości łóżka pozostawiając mi jedynie malutki skrawek. Wstałam i poczułam delikatny ból w okolicach intymnych. Czy po seksie tak jest? Starałam się przypomnieć sobie wczorajszy wieczór. Tak, kochałam się z Justinem. Poczułam się dojrzalsza i bardziej kobieca i doceniona. Przyjemne uczucie. Założyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół razem z psem. Wypuściłam małego na podwórko i sięgnęłam poranną gazetę leżącą na trawniku. Na tytułowej stronie było zdjęcie zamordowanego mężczyzny, oczywiście wszelkie informacje były utajnione. Zaciekawił mnie ten materiał. Zawołałam Chack'a, który od razu zjawił się koło moich stóp i zabrał się za gryzienie kapci. Weszłam do środka i postanowiłam zrobić kawę i jakieś kanapki.
Siedząc przy stole czytałam artykuł popijając herbatą, gdy usłyszałam szmery dochodzące z góry. Justin wstał.
- Cześć słonko. - uśmiechnął się schodząc po schodach.
- Hej. - odwzajemniłam uśmiech, gdy chłopak złożył pocałunek na moich wargach.
- Jak się spało? - zapytał.
- Lepiej być nie mogło. - przygryzłam wargę. - Ale wiesz co? Następnym razem, jak będziesz się tak rozwalał na całym łóżku... Śpie z Chack'iem. - puściłam oczko i cmoknęłam w powietrzu.
- Oj no wybacz. Chcę Cię mieć blisko siebie zwłaszcza po wczoraj. - mruknął przy moim uchu delikatnie przygryzając jego płatek.
Justin
Jest idealna. Od początku taka była. Aż trudno uwierzyć, że to był jej pierwszy raz. Dobrze mieć swoją kobietę. Za tydzień ma urodziny, sama mi o tym mówiła. Muszę się poważnie zastanowić, co jej kupić, aby poczuła się wyjątkowo.
- Muszę dziś załatwić parę spraw dotyczących naszego zameldowania. - skłamałem.
- Hm, okej. O której godzinie jedziemy? - zapytała.
- Nie. Ja jadę, ty zostaniesz. - powiedziałem.
Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę, a ja żałowałem, że musiałem ją okłamywać. To wszystko było dla niej. Chciałem dać jej coś niepowtarzalnego, aby wiedziała, że nie jest mi obojętna.
Po śniadaniu ubrałem się i zadzwoniłem do Christiana z pytaniem czy ze mną pojedzie.
Czekając pod jego domem, dokładnie analizowałem ostatnie wydarzenia, które miały miejsce i doszedłem do wniosku, że ona jest tą jedyną, którą pokochałem. Tak prawdziwie. Wiem, to banalne, ale niech ktoś mnie uszczypnie, to była prawda.
- Cześć stary. - powiedział brunet wsiadając do samochodu.
- No siema. - przywitałem się.
- No mów, co jest. W czym mam Ci pomóc? - zapytał zapinając pas.
- Chan ma za tydzień urodziny, chcę jej coś kupić, ale mam w głowie pustkę. - westchnąłem.
- Niech zgadnę. Mam ci pomóc w wyborze prezentu dla Twojej laski? - przerwał. - Stary, ja też jestem facetem i znam się na tym prawie tak samo jak Ty. - zaśmiał się.
- Nikogo innego nie będę prosił, więc pozostałeś mi tylko Ty i nie pierdol. - powiedziałem odpalając silnik.
- Co do tego, to się nie zmieniłeś. - parsknął śmiechem, na co przewróciłem oczami.
Od dwóch godzin chodziliśmy po galerii, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego dla mojej kobiety. Jest tu wszystko, ale nie ma tego, co by przykuło moją uwagę. Na sam koniec weszliśmy do jubilera. Pani ekspedientka była bardzo miła i wyrozumiała wobec nas, do tego bardzo seksowna. Justin opanuj się, masz dziewczynę, do tego cholernie dobrą w łóżku, karciła mnie podświadomość.
- Jak myślisz, spodoba się jej? - zapytałem wsiadając do auta.
- Jeśli to jej się nie spodoba, to sory, ale tej kobiety chyba niczym nie zachwycisz. - zaśmiał się Christian.
- Dobitne pocieszenie. - mruknąłem.
Chanel
- Jestem! - usłyszałam głos szatyna.
- Gdzie tyle czasu byłeś? - zapytałam na wejściu.
- O co Ci chodzi? - zapytał. - Mówiłem Ci przecież, że jadę załatwić pewne sprawy. - dodał.
Nie chciałam się kłócić. Miałam dość smutnych dni, dość wylewanych łez, chciałam się od tego oderwać, albo chociażby odpocząć.
- Nie ważne już. - szepnęłam powracając do czytania gazety.
- Hej, przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało, okej? - uniósł mój podbródek delikatnie całując policzek, na co przytaknęłam.
Chłopak wstał i się oddalił idąc na górę.
Cała sytuacja mnie przerastała. Porwanie, szpital, ucieczka, przeprowadzka, tego było zbyt wiele. Miałam ochotę się rozpłakać. W tym momencie łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie chciałam dłużej siedzieć w domu, więc sięgnęłam kardigan i wyszłam przez taras w stronę plaży, aby w spokoju móc się wypłakać i pozwolić moim myślom ujrzeć światło dzienne. Dzisiejszy dzień nie należał do najcieplejszych, przez co na plaży nie było prawie nikogo oprócz spacerujących staruszków i ludzi z psami. Czy ja z Justinem też kiedyś tak będziemy wyglądać? Szczęśliwi? Nie potrafiłam powstrzymać emocji i wybuchłam niepowtarzalnym płaczem. Usiadłam na piasku i schowałam twarz w dłonie pozwalając łzom dalej spływać.
- Mamo, brakuje mi Ciebie. Brakuje mi was. - szepnęłam do siebie.
Mimo, że minęło dopiero kilka dni od ostatniego listu, czuję potrzebę napisania kolejnego. Chcę aby mama wiedziała, co u mnie. Nawet nie wiedzą, ile ja bym dała wiedząc, co u nich. Schowałam ręce do kieszeni i poczułam jakiś przedmiot. Niespiesznie go wyjęłam i dokładnie zaczęłam lustrować. Był to brelok, który mama dostała od taty na jej 35 urodziny. Poczułam się silniejsza. Mam coś, co będzie mi o nich przypominać. Ucałowałam metaliczny przedmiot i spowrotem schowałam go do kieszeni.
- Hej. - szepnął brązowooki siadając obok. - Szukałem Cię. - dodał.
- Gratuluję, znalazłeś. - mruknęłam patrząc w ocean.
- Przepraszam Cię. Ile razy mam jeszcze to powtarzać? - zapytał.
- Tu nie chodzi o Ciebie! - krzyknęłam. - Tu chodzi o mnie! - dodałam.
Szatyn skupił na mnie swoją całą uwagę nie bardzo rozumiejąc do czego zmierzam.
- Czuję się winna temu całemu zamieszaniu. Nie czuję się na siłach Justin. Jest mi ciężko. Cholernie ciężko. - szlochałam.
- Shh, spokojnie. - chłopak mnie objął gładząc kojąco po plecach. - Masz mnie. - dodał.
- Tęsknie za nimi Justin. Tęsknie za moją rodziną. Świadomość, że już nigdy mogę ich nie zobaczyć jest przytłaczająca. Czuję się bezradna i bezsilna. - czułam narastającą gulę w gardle.
- Nie możesz wrócić. - szepnął spoglądając w ocean. - Jeśli wrócisz, oni Cię zabiją. - dodał.
- Co? - zapytałam.
- Nawet jeśli wrócisz sama, beze mnie, oni Cię znajdą i będę chcieli dotrzeć przez Ciebie do mnie. - przerwał. - A doskonale wiesz, że nie pozwolę, aby ktoś drugi raz Cię skrzywdził. - mruknął.
Nie potrafiłam opisać tego, co w tym momencie czułam. To znaczy, że już nieodwołanie nie wrócę do Cambridge? Nie pozwalałam tej myśli przebiec po moje głowie, jednak ona powracała i z każdym razem stawała się bardziej drastyczna i rzeczywista.
- To dlaczego ich nie zabijesz?! - krzyknęłam zalewając się łzami.
- Chan, uspokój się. To nie jest takie proste. - szepnął.
Nie mogąc dalej uczestniczyć w tej rozmowie pobiegłam w stronę domku. Wbiegłam do środka, od razu znajdując się w sypialni i padłam na łóżko dalej szlochając. To całe zamieszanie było naprawdę męczące, więc poddałam się zmęczeniu i zasnęłam.
- Mamo! To naprawdę Ty? - krzyczałam.
- Chanel kochanie. Uspokój się skarbie. Pamiętaj, że musisz być silna, ja jestem silna, staram się być dla Ciebie, bo wiem, że wrócisz. Kocham Cię, nie zapominaj o tym. - szepnęła kobieta oddalając się.
- Nie, proszę! Zostań! - krzyczałam.
Obudziłam się z zadyszką. To nawet we śnie za mną chodzi. Przetarłam twarz i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18. Nie mając zamiaru schodzenia na dół i oglądania go w tym momencie, sięgnęłam po kartkę i długopis z zamiarem napisania kolejnego listu.
"Witaj Mamo,
Piszę do Ciebie, bo bardzo mi was wszystkich brakuje. Nie radzę sobie z rozłąką, ale wiem, że póki co wrócić także nie mogę. O mnie się nie martw, fizycznie czuję się dobrze. Psychicznie jest trochę inaczej, ale daję radę. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym móc was teraz zobaczyć i uściskać. Wiem, że poprzedni list na pewno nie rozwiał Twoich wszystkich wątpliwości, zbyt dobrze Cię znam. Zapewne do tej pory zastanawiasz się, dlaczego wszystko się tak potoczyło. Tamtej nocy, gdy się ostatni raz widziałyśmy i pokłóciłyśmy, zostałam porwana. Pewien człowiek mnie uratował, ale musiałam wyjechać, aby chronić siebie, zarówno jak i was. Myślę, że nie masz mi tego za złe. Nic więcej niestety nie mogę Ci powiedzieć. Nie wiem czy pamiętasz ten brelok od taty na Twoje 35 urodziny. Znalazłam go w jednym z Twoich kardiganów i pozwól, że go zatrzymam, aby mieć chociaż cząstkę Ciebie przy sobie. Chciałabym Ci powiedzieć, że bardzo Cię kocham, nie miej co do tego wątpliwości, bo nie znasz dnia, ani godziny, kiedy mogę zapukać do Twoich drzwi. Wasza Chan."
Usłyszałam pukanie do drzwi w momencie, gdy zaklejałam kopertę.
- Mogę wejść? - zapytał szatyn.
- Już wszedłeś, więc po co pytasz. - mruknęłam.
Chłopak usiadł na łóżku spoglądając na moje poczynania.
- Możemy porozmawiać? - odezwał się.
- Cały czas rozmawiamy. - odpowiedziałam.
- Przenieśliśmy się tu między innymi dlatego, że mam tu ludzi, którym mogę zaufać w 100%. Od początku miałem w planach prosić ich o pomoc w ujęciu gangu. Chcę, żebyś była bezpieczna i mogła wrócić do Cambridge. - powiedział. - Nie chcę widywać Cię smutnej, bo gdy Cię taką widzą, moje serce się łamie. Nie potrafię znieść tego widoku. - dodał.
Łzy napłynęły do moich oczu i nie myśląc o niczym, rzuciłam się na chłopaka mocno go przytulając. Chciałam, aby wiedział, że jestem mu wdzięczna.
- Napisałaś list? - zapytał spoglądając na mnie.
- Tak, chciałam go jeszcze dziś wysłać, ale chyba nie zdążę już. - szepnęłam.
- Jutro z samego rana się tym zajmę. - rzekł.
Siedziałam tak wtulona w szatyna i wcale nie chciałam go puszczać. Czułam się bezpiecznie i to dzięki niemu...
Widzę tu komentarze
SPORO KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!