niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 31.

Nieustępliwie dobijałem się do drzwi, wiedząc, że ktoś musi być w środku.
- Frank! Otwórz te pieprzone drzwi do cholery! - krzyknąłem uderzając w nie z podwójną siłą.
- Już, już, nie spinaj się... Chwila. - usłyszałem lajtowy głos chłopaka, to oznaczało jedno, był na haju.
Drzwi się otworzyły, po czym w progu stanął młody smarkacz według mnie, ale nie chodziło mi teraz o to. Potrzebowałem towaru, a on był zaufanym dilerem, więc uznałem, że z łatwością go od niego dostanę.
- Potrzebuję towaru. - syknąłem wchodząc do środka.
- Justin, dawno Cię u mnie nie było. Sprawy się komplikują? - zaśmiał się. - Plotki szybko się roznoszą. - parsknął siadając w fotelu.
- Gdyby nie chodziło w tym momencie o narkotyki, przyrzekam, że moja pięść chętnie zaprzyjaźniłaby się z Twoją twarzą. - syknąłem. - Jeśli dobrze pamiętam, Twój nos miał wcześniej inny kształt. - spojrzałem na niego lustrując dokładnie.
- Stary, spokojnie. Ty czegoś potrzebujesz, ja to mam i po sprawie. - uniósł ręce w geście obronnym.
Tak jak myślałem.
Będąc w domu, usiadłem spokojnie przy stoliku, na którym rozsypałem całą zawartość małej paczuszki. Dokładnie i z precyzją podzieliłem to na dwie części, tworząc cienkie, długie linie. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się czy warto do tego wracać. Ciężko było mi trzeźwo myśleć.
Bez dłuższego wahania, biały proszek trafił do moich nozdrzy powodując początkowo lekkie pieczenie, a następnie powolną ulgę i poczucie szczęścia. Będąc w błogim stanie, rozluźniłem się i zacząłem myśleć... w zasadzie o wszystkim.
W mojej głowie pojawiały się różne myśli. Początkowo znajdowała się w nich Chan. Była piękna, uśmiechnięta i przede wszystkim moja, w moich ramionach. Z późniejszą chwilą czułem, że ją tracę, tracę przez moją głupotę. Przez moje lekkomyślne zachowanie. Wstałem chcąc pozbyć się tego, co w tej chwili znajdowało się w moim organizmie, jednak nim wykonałem jakiś ruch, moje ciało opadło bezwładnie na podłogę. Ostatnie, co pamiętam, to widok Chanel i jej łzy spływające po policzkach z mojego powodu.

Chanel 

2 dni później...
Jestem spięta. Za godzinę mam spotkanie z biologiczną matką. Co ja jej powiem? W zasadzie jestem bardziej ciekawa, co ona powie mi. Dlaczego mnie zostawiła, dlaczego nie utrzymywała ze mną kontaktu? Mam tak wiele pytań, mimo wszystko i tak się obawiam tego, co mnie czeka.
Gotowa do wyjścia, zeszłam na dół, gdzie czekała kobieta wraz z chłopcami. 
- Wyglądasz pięknie, dojrzale. - przerwała. - Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytała z troską.
- Jeśli nie pójdę teraz, możliwe, ze taka okazja już się nie trafi. - szepnęłam biorąc torebkę i wychodząc z domu.
Mama jest sama, chociaż może i to dobrze. Nie potrafię zliczyć ilu mężczyzn miała od rozstania z ojcem. Od mojego wyjazdu na pewno paru ich jeszcze było. Chcę aby była szczęśliwa, z tym jedynym. W sumie ma chłopców, którzy wyrastają na porządnych, przystojnych mężczyzn. Cieszę się. Natomiast ojciec wczoraj wrócił do Californii. Wiem, że pewnego dnia się tam spotkamy, ale na razie odganiam tę myśl. 
Doszłam na wyznaczone miejsce i zajęłam miejsce przy stoliku czekając na matkę. Dziwnie to brzmi. Mam już jedną kobietę w swoim życiu, którą traktuję jak mamę, dziwnie się czuję myśląc, że jest ktoś jeszcze kogo mogłabym tak nazywać.
- Rosie? - zapytał łagodny głos.
Spojrzałam w tym kierunku i przytaknęłam. To była ta sama kobieta. Niska brunetka z zielonymi oczami przysiadła się obok mnie. 
- Proszę mówić Chanel. - wykrztusiłam. 
Myślałam, że to będzie łatwiejsze. Moje serce się łamało kiedy na nią spoglądałam. Czułam... nienawiść? Mogłam to tak nazwać i w zasadzie czuć. Nikt chyba nie byłby zdziwiony moją postawą.
- Dobrze, jak wolisz, Chanel. - uśmiechnęła się delikatnie. - Powiedz mi proszę, dlaczego chciałaś się spotkać? - zapytała.
- Skoro Ty nie miałaś na tyle odwagi aby to zrobić, musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Poza tym, taka okazja może się więcej nie powtórzyć. - powiedziałam w momencie kiedy przystojny kelner znalazł się przy naszym stoliku.
- Witam, mogę przyjąć zamówienie? - zapytał z entuzjazmem.
- Poproszę sok pomarańczowy. - uśmiechnęłam się w jego kierunku.
- Ja również. - dodała kobieta.
Mężczyzna opuścił nasz stolik informując, że do pięciu minut powinien się zjawić z naszym zamówieniem.
- Wracając do rozmowy. - przerwała. - Zapewne pierwszym nurtującym Cię pytaniem jest to, dlaczego Cię porzuciłam, nieprawdaż? - spojrzała na mnie.
Przytaknęłam głową.
- Kochanie, to nie było wcześniej takie proste. - szepnęła. - Miałam 17 lat kiedy zaszłam z Tobą w ciążę. Nie planowałam tego. - pokręciła głową.
Była w moim wieku kiedy zaszła w ciążę? To dziwne, bo ja w tym momencie czuję się gotowa do bycia matką. Chciałabym mieć kiedyś dziecko, jednak mój stan zdrowia nie pozwala na to.
- Oddałaś mnie do okna życia czy zabrano Ci mnie później? - mruknęłam chowając twarz w dłoniach.
- Oddałam. Wiedziałam, że sobie nie poradzę... Mężczyzna, z którym zaszłam w ciążę, wystraszył się obowiązku jaki musiałby mieć i odszedł. Sama na pewno nie dałabym rady. Zrozum mnie. - szlochała.
W tym momencie przystojny kelner powrócił z naszym zamówieniem. Stawiając na naszym stoliku szklanki soku, do mojej była dołączona karteczka. Podejrzewam, że od niego, ale w tym momencie nie mogłam się na tym skupić.
- Nawet nie wiesz ile ja bym dała, żeby zajść w ciążę w tym wieku. - westchnęłam i upiłam łyk soku.
- O czym Ty mówisz? To jest wielki obowiązek, nie dasz sobie rady. Masz przed sobą całe życie, nadejdzie jeszcze ten czas. - stwierdziła spoglądając na mnie.
- Skąd możesz to wiedzieć? Obowiązek? Mną się nawet nie opiekowałaś, więc skąd możesz to wiedzieć? - szlochałam. - Jestem chora, nie zostało mi wiele. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to ciężkie. - spuściłam głowę.
- Chora? O czym Ty mówisz? - szepnęła kobieta przykładając dłoń do ust.
- Mam guza. Pół roku temu się o tym dowiedziałam... Przywykłam już do tej myśli, jednak nigdy nie przywyknę do tego, że nie zostanę matką. Nigdy. - powiedziałam sucho.
- Ile Ci zostało? - zapytała unikając kontaktu wzrokowego. 
- Nie wiem. Może pół roku, może dwa miesiące... - wzruszyłam ramionami. 
Kobieta dłuższą chwilę przetwarzała to, czego się ode mnie dowiedziała. Doskonale rozumiem, że to duży szok, ale to ja jestem chora, więc nie potrzebuję litości.
- Dlaczego nigdy mnie nie odwiedziłaś? - zapytałam.
- Twoja matka Ci nie powiedziała? - zmarszczyła brwi. - Jak myślisz, dlaczego się przeprowadziłaś do Cambridge? Twoja matka za wszelką cenę chciała uniknąć prawdy. Szukałam Cię, aż  w końcu zaufana osoba podała mi możliwy Twój adres. Znalazłam Cię... Widywałam jak wracałaś ze szkoły. Tyle razy chciałam Cię zatrzymać, ale się bałam, a później jak Twoja rodzina dowiedziała się o mnie, postanowili uciec. Najprawdopodobniej chcieli Cię uchronić przed tą skomplikowaną prawdą. - wyjaśniła.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z moich ust nie mogły wyjść żadne słowa opisujące to, co w tym momencie czułam. Fakt, kojarzyłam tą kobietę, jednak nie miałam pojęcia skąd. Teraz kiedy wszystko się wyjaśniło... Teraz już jestem uświadomiona.
W chwili kiedy chciałam coś powiedzieć, poczułam wibracje telefonu. Spoglądając na ekran, gdzie widniał numer Christiana, odebrałam.
- Chan? Mamy problem. Musisz o czymś wiedzieć. - powiedział zdenerwowanym tonem, który dało się wyczuć.
- Christian, co się dzieje? Coś z Justinem? - zapytałam będąc w coraz większym niepokoju.
- Chanel, Justin jest w szpitalu. Przedawkował narkotyki. - szepnął.
- Co takiego? - wykrztusiłam czując napływające łzy do moich oczu. 
Nie, to nie może być prawda. Mój Justin, mój szatyn, mój brązowooki... Mógł przecież umrzeć. Dlaczego sięgnął po narkotyki? Boże, a jeśli to przeze mnie? Nie wybaczyłabym sobie tego jakby umarł. Umarłabym razem z nim.
- Uznałem, że powinnaś wiedzieć. Jest w szpitalu św. Marii. - dodał.
- Dzięki, powiedz mi jak się czuje? - zapytałam z troską.
- Jest w ciężkim stanie, nic nie zagraża jego życiu, ale nie wybudził się jeszcze. - szepnął.
- Jutro tam będę. - powiedziałam po czym się rozłączyłam chowając telefon.
Teraz już nic więcej się nie liczyło. Chciałam być tylko przy moim chłopaku. Trzymać jego dłoń, gładzić ją, mówić, że wszystko będzie dobrze i troszczyć się o niego.
- Przepraszam, ale muszę iść. - mruknęłam wstając.
- Wszystko w porządku? Spotkamy się jeszcze? - chwyciła moją dłoń.
- Przepraszam, nie mam teraz do tego głowy. Dziękuję za spotkanie. - pożegnałam się i wyszłam z kawiarni zalewając się łzami.

Justin

Uchyliłem powieki, a ostre światło dotarło do moich oczu, przez co musiałem je przymknąć. Powoli kojarzyłem fakty. 
- Kurwa. - przyłożyłem dłoń do ust przypominając sobie, że przedawkowałem te świństwo.
- Obudził się. - usłyszałem po drugiej stronie pokoju. 
Zobaczyłem zbliżającego się Christiana rozmawiającego przez telefon. Chwilę potem usiadł obok mnie wpatrując się.
- Co Ty idioto chciałeś udowodnić? - syknął.
- Daj mi żyć, chciałem się tylko rozluźnić. - mruknąłem. - Jak się tu znalazłem? - spojrzałem na chłopaka unosząc brwi.

*Christian flashback*
- Justin, jesteś tu? - krzyknąłem, a echo rozniosło się po całym domu. - Ana dzwoniła mówiąc, że byłeś jakiś nieswój w klubie. - dodałem.
Wszedłem do salonu i ujrzałem chłopaka leżącego na podłodze. Podbiegłem do niego i zacząłem go budzić, jednak to nie skutkowało. Spojrzałem na stolik, gdzie były resztki białego proszku. Wiedziałem, co to oznaczało. Szybkim ruchem wybrałem numer alarmowy i zadzwoniłem.
- Halo? Potrzebuję karetkę! Natychmiast! Przedawkował narkotyki. Dopiero, co go znalazłem, nie wiem! Pospieszcie się! - rzuciłem i się rozłączyłem.

- Znalazłem Cię w domu. Ana prędzej dzwoniła, abym sprawdził, co się z Tobą dzieje, bo podobno byłeś w klubie i odmówiłeś jej usług. - westchnął. - Stary, co Ty odwalasz? - syknął.
- Prawie przeleciałem Ane! Rozumiesz? Prawie zdradziłem Chanel. - przetarłem twarz dłońmi. - Czuję się jak gówno. - mruknąłem patrząc przez okno.
- Chan jutro tu będzie. - szepnął.
- Co? O czym Ty mówisz? - zapytałem zdziwiony.
- Dzwoniłem do niej i przejęła się Tobą kretynie, dlatego jutro ma samolot powrotny i tu przyjedzie. - wyjaśnił.
Ona wróci... Wróci bo mnie kocha czy dlatego, że prawie się zabiłem? 

za błędy przepraszam xx

Chciałabym was przeprosić, że tak długo nie ma rozdziałów,
ale sami wiecie, że również musicie się postarać kochani.
Mam wspaniałych czytelników! :)

BĘDĘ SIĘ CIESZYŁA Z CAŁKIEM SPOREJ ILOŚCI KOMENTARZY, NIE MA OGRANICZENIA:)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


WSZYSTKIEGO DOBREGO DLA JUSTINA Z OKAZJI 21 URODZIN!
STARZEJE SIĘ TEN NASZ KIDRAUHL:)

24 komentarze:

  1. Kocham to! Ona nie może umrzeć! Niech się okaże, że to nie prawda i ona nie ma raka, tylko coś innego, mniej szkodliwego ;'(

    OdpowiedzUsuń
  2. ojejku, jakie to fajne ale takie smutne... :c kochana pisz dalej ale błagam Cię żeby wszystko się ułożyło ! Buźki :) / Ilona z aska.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz wspaniałe opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest nareszcie... znaczy nie fajnie ze szpital narkotyki i Justin ale Chan wroci. Taku ckliwy rozdzialik i czekam na kolejny mam nadzieje ze bedzue szybko weny zycze @TheUnfairLifes

    OdpowiedzUsuń
  5. Pr0 Jak zaczne czytać to nic mnie odciągnie dopóki nie skończe

    OdpowiedzUsuń
  6. Super świetny rozdział. Popłakałam się :')

    OdpowiedzUsuń
  7. Super świetny rozdział. Popłakałam się :')

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, kocham <3333
    To jest takie jkhsdlhd *o*

    OdpowiedzUsuń
  9. Coś Zajebistego <3 kocham jak piszesz i wgl ;3 Może Rosie będzie miała jeszcze dziecko ? Mhm ... A Justin ... Naćpał się i myśli że będzie dobrze ? Ehh :/ pozdrawiam i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Cuddowne ! Kocham to ! Wspaniale

    OdpowiedzUsuń
  11. Powalasz mnie! <33

    OdpowiedzUsuń
  12. Jesteś najlepsza!! *-*

    OdpowiedzUsuń
  13. Matko jedyna co on zrobił?:( niech chan do niego wraca:( Rozdział mega, do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże ;'( ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Och. Głupiutki Justinek. Szkoda mi Chan. Boże, tak pragnęłabym, aby nie umierała, ale jest to zapewne absurdalne pragnienie. Kocham to opowiadanie i czekam na next. Weny zycze.

    OdpowiedzUsuń
  16. ojejku :( tego się nie spodziewałam .. czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bo ciee kocha! Zrooozum! Czekam na nn-o.

    OdpowiedzUsuń
  18. Daalej! The best!

    OdpowiedzUsuń
  19. Wow tego sie nie spodziewalam czekam na kolejny. Sorki ze sie nie rozpisuje ale zrobie to w odpowiednim czasie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Matko naprawdę się tego nie spodziewałam. Zaskakujesz mnie z każdym kolejnym rozdziałem. ;)
    Mam nadzieje, że szybko pojawi się nn ♥
    zapraszam do mnie xx
    http://fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl/

    OdpowiedzUsuń
  21. To sie porobiło *o*

    OdpowiedzUsuń
  22. Jezu, kiedy będzie następny rozdział? Już się nie mogę doczekać *_*. Od niedawna zaczęłam czytać twoje FF, ale tak bardzo się wciągnęłam. Jest po prostu zajebisty <3. Trzymaj za Ciebie kciuki, pisz dalej :*

    OdpowiedzUsuń