piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 23.

- Wczoraj byłaś cudowna. - mruknął sunąc po nosem po mojej szyi powodując delikatne dreszcze.
- Ty też byłeś całkiem niezły. - zaśmiałam się.
- Cieszę się, że wróciłaś. Brakowało mi Ciebie, bardzo. Dopiero kiedy Cię straciłem, uświadomiłem sobie jakim dupkiem byłem i ile dla mnie znaczysz. Nie chcę Cię już stracić, nigdy więcej. - spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami.
Po śniadaniu się przebrałam i wyszłam na taras rozkoszując się widokiem, za którym tak bardzo tęskniłam. Moją uwagę przykuło miejsce, w którym wczoraj organizowano moje przyjęcie. Z czystej ciekawości ruszyłam w tamtym kierunku, a brązowooki razem ze mną.
- Jezu, jaki tu burdel. - szepnęłam przykładając dłoń do ust.
- Tylko dziwek brakuje. - parsknął śmiechem szatyn, a ja zmroziłam go wzrokiem.
Podczas, gdy ja spędzałam noc z Justinem, impreza dalej trwała. Z tego, co tu widzę, w najlepsze. Dookoła były porozrzucane butelki i puszki po alkoholu. Plaża w okolicy 50 metrów wyglądała jak po napaści, dosłownie. 
- Dzwonię po Anę, niech mi to wyjaśni. - syknęłam wyjmując telefon.
Wiem, że to była moja impreza, powinnam kontrolować co tu się dzieje, ale nikt z gości nie był dzieckiem! Mogliby chociaż upilnować porządku.
- Ana? - spytałam. - Ana, słyszysz mnie? 
- Chaaaaaan. - przeciągnęła.
- Ana, powiedz mi dlaczego na plaży jest taki syf?! - zacisnęłam szczękę. - Czy chociaż jedna rzecz może być do  końca zrobiona bez żadnych komplikacji? 
- Chanel, spokojnie. To była tylko impreza, paru chłopaków jeszcze doszło i się rozkręciło. - usprawiedliwiła.
Byłam wściekła. Jacyś obcy faceci przyszli na moje przyjęcie, w zasadzie się wprosili i nawet nie raczyli po sobie posprzątać. Bez dłuższego zastanowienia zabrałam się za sprzątanie. Po drodze mijałam dziwne rzeczy m.in. prezerwatywy, na których widok zrobiło mi się niedobrze. 
- Ugh, co tu się działo... - zmarszczyłam brwi.

Justin

Kiedy skończyłem pomagać Chan w sprzątaniu, wzięliśmy oboje kąpiel i pojechaliśmy do Any po resztę jej rzeczy. 
- Ana, otwórz! - krzyczała brunetka.
Po chwili drzwi się uchyliły i ku moim oczom ukazał się mężczyzna, ubrany jedynie w bokserki. Spojrzałem na nią i wyglądała jakby zobaczyła ducha.
- Koleś, ubierz się. - ominąłem mężczyznę i wszedłem do środka, a za mną Chan.
- Ana? - zawołała dziewczyna.
- Chan? - pisnęła dziewczyna i podbiegła przytulając Chanel.
Po zebraniu wszystkich rzeczy jakie tu zostały, mogliśmy wrócić do domu, jednak dziewczyny cały czas rozmawiały.
W drodze do domu milczeliśmy, nie lubię takiej ciszy. 
- O czym rozmawiałyście? - zapytałem.
- Ten mężczyzna, którego widziałeś prawie nago, jest prawdopodobnie moim przyszłym pracodawcą. - powiedziała wpatrując się w szybę. 
Gdybym teraz coś pił, byłbym pewien, że się zachłysnę.
- O czym Ty mówisz? - spojrzałem na nią.
- Christian pomógł mi znaleźć pracę... - szepnęła.
- Przecież Ty nie jesteś pełnoletnia, jakim cudem do chuja możesz pracować. - przerwałem. - Nie mów mi tylko, że podrobiłaś papiery. 
Kątem oka spojrzałem na dziewczynę i nie musiałem słyszeć jakiejkolwiek odpowiedzi, ponieważ jej mina mówiła wszystko za siebie.
- Wiesz, że to nielegalne? Wiesz, że możesz dostać za to kilka lat? - powiedziałem spokojnym tonem.
- A jak inaczej miałam płacić dla Any za czynsz? To nie jest takie łatwe Justin. - mruknęła.
- Najważniejsze, że już nie będziesz musiała tam chodzić, bo jesteś ze mnąi ja Ci nie pozwolę pracować. - powiedziałem.
- Co? Ale ja chcę tam pracować. Justin, jeżeli znowu coś się stanie i nie będziemy razem, jak ja będę się utrzymywać? - krzyknęła. - Nie chcę być ciągle na Twoim utrzymaniu. 
- Porozmawiamy o tym w domu. - mruknąłem patrząc na drogę.
Nie mam do niej siły. Po cholere chce tak bardzo pracować? Czegoś jej brakuje? A może to mi czegoś brak? Nie, nie mogę dopuścić do siebie tej myśli.
Dojechaliśmy do domu, dziewczyna w ten czas zdążyła już wejść, a ja parkowałem samochód.
Muszę mieć na oku tego Lincolna, nie wiem czemu, ale nie podoba mi się ten typ. Jej oczywiście tego nie powiem. Zacznie mi mówić, że wszystko wyolbrzymiam, zresztą jak zawsze. Ale to chyba dobrze jeśli facet jest czujny, tak? 

Chanel

Czy on oszalał? Choćby miał mnie zamknąć w domu i tak będę tam chodzić. Nie ma prawa mi niczego zabraniać. Nie jest moim ojcem, bratem, czy mężem. Jest tylko i wyłącznie moim chłopakiem. 
Do tego to spotkanie z Lincolnem. Spaliłam się ze wstydu. Zaskoczył mnie jego widok. Tu, w mieszkaniu, w którym jeszcze wczoraj mieszkałam. Rozmawiałam z Anastasią. To właśnie on jest jednym z nieproszonych gości wczoraj. To, co najbardziej mnie widzi, to fakt, że Ana spędziła z nim noc. No cóż... 
Siedziałam w sypialni rozpakowując torby, kiedy mój telefon zaczął dzwonić.
- Tak słucham. - odezwałam się.
- Pani Cyrus? - usłyszałam męski głos.
- Przy telefonie. 
- Z tej strony James Lincoln. Chciałem Panią poinformować, że dostała Pani pracę, póki co na okres próbny, ale jestem pewien, że to z pewnością się przedłuży. - przerwał, a ja mogłam sobie tylko wyobrazić jego uśmiech. - Czy byłaby Pani gotowa zacząć pracę od jutra? - usłyszałam.
Już od jutra? Tak szybko? W końcu coś mi się udało.
- Oczywiście. - powiedziałam nie mogąc strącić uśmiechu ze swojej twarzy.
- W takim razie zapraszam jutro o 8 rano. Do zobaczenia Panno Chanel. 
Jestem taka szczęśliwa! Mam pracę, nareszcie! Chciałabym opowiedzieć o tym rodzicom, zapewne byliby ze mnie dumni... Kąciki moich ust wygięły się powodując delikatny uśmiech, a w oczach zebrały mi się łzy, jednak powstrzymałam ich spłynięcie słysząc wchodzącego do góry szatyna. 
- Co jest? Z kim gadałaś? - zapytał podchodząc do mnie i czule całując w czoło.
- Nic, od jutra zaczynam pracę. Właśnie dzwonili z firmy. - uśmiechnęłam się powracając do poprzedniej czynności.
- A ty znowu zaczynasz... - westchnął. - Daj sobie z tym spokój, po co Ci praca. Mamy przecież pieniądze, więc o co chodzi?- zapytał.
- Poprawka, Ty je masz. One nie są moje, nie czuję się dobrze Justin wiedząc, że wydajesz na mnie swoje oszczędności. - wyjaśniłam. 
- Ale ja chcę na Ciebie wydawać moje pieniądze skarbie. - przetarł dłońmi twarz.
- Tu nie chodzi tylko o pieniądze Justin. Nie chcę wiecznie siedzieć w tym samym miejscu. Wiesz jakie to dołujące, że codziennie nigdzie się nie wychodzi? - powiedziałam.
- Jak chcesz to możemy codziennie chodzić do restauracji, gdziekolwiek! - uniósł ręce ku górze.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi... Postanowione, jutro o 8 wychodzę do pracy kochanie. - uśmiechnęłam się i cmoknęłam powietrze.

Następnego dnia...
Stanęłam przed lustrem dokładnie się w nim przyglądając. Czy wyglądam odpowiednio? Upięłam włosy, zostawiając ich końce popuszczone, co dawało idealny efekt końcowy. Może zbyt elegancko? Moja podświadomość podpowiadała mi, że jestem histeryczką. Poniękąd się z nią zgadzałam, ale to wyłącznie w ewentualnych przypadkach. 
- Przestań się już tak przyglądać, wyglądasz dobrze. - przewrócił oczami szatyn otwierając drzwi.
- Oh, łatwo Ci powiedzieć. - zacisnęłam usta w wąską linię i wyszłam z domu.
Jestem zestresowana. Zastanawia mnie to na jakim stanowisku na początku będę pracować. Czy moje współpracownice będą miłe? Oh.
- O której po Ciebie przyjechać? - zapytał.
- Zadzwonię. - uśmiechnęłam się i złożyłam delikatny pocałunek na ustach szatyna, po czym wysiadłam z auta kierując się do ogromnego budynku.
Podeszłam do lady recepcyjnej, gdzie przywitała mnie miła, dość szczupła blondynka. 
- Chanel Cyrus, do Pana Lincolna. - przedstawiłam się.
- Proszę usiąść w poczekalni, Pan James ma w tym momencie ważne spotkanie. - uśmiechnęła się.
Posłusznie usiadłam w wyznaczonym miejscu i korzystając z okazji, zapoznałam się z wnętrzem tego miejsca. Cały budynek był szklany, więc trudno w nim o jakąkolwiek prywatność, no chyba poza toaletami. Lada recepcyjna wykonana z trwałego drewna, idealnie komponująca się z klimatem jaki tu panuje. Po prawej stronie od wejścia, znajdują się windy, które mogą prowadzić aż na 38 piętro. Żebym tylko tam nie musiała pracować.
- Witam. - skinął mężczyzna.
- Dzień dobry. - wstałam.
- Możemy zaczynać, rozumiem? - zapytał spoglądając na mnie.
- Oczywiście. - ukazałam swoje białe zęby.
- Na początku chciałbym Pani opowiedzieć o tym miejscu. Chociaż mam nadzieję, że wie Pani czym się zajmujemy.
- Nie przyszłabym do pracy, nie wiedząc w jakiej dziedzinie się Pan i pańska firma rozwija. - poprawiłam włosy.
- Interesujące... Bardzo. - uśmiechnął się poprawiając krawat. 
Nie zdążyłam nawet ocenić jego stroju... Granatowy garnitur z najlepszego materiału jaki można sobie wyobrazić, koszula z rozpiętymi dwoma guzikami i krawat jako idealnie uzupełnienie całości. 
- Co do wczorajszej sytuacji... - przerwał.
- Nie, spokojnie. Nic się nie stało, był to po prostu przypadek, kto by się spodziewał. - zaśmiałam się, ale dalej starałam się zachować elegancję. 
- To dobrze. Poza tym najlepsze życzenia, proszę wybaczyć, że spóźnione. - ucałował moją dłoń.
- Dziękuję bardzo, ale nie trzeba było. - czułam jak moje policzki robią się czerwone. 
Po oprowadzeniu po prawie całym budynku, Pan Lincoln zaprowadził mnie do pomieszczenia, w którym rzekomo miałam pracować. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, ostatnie 8 pięter, to są jedynie sale konferencyjne, które nie będą miały ze mną do czynienia. Poczułam ulgę. Dostałam własne biuro. Zezwolono mi na przekształcenie jego wnętrza, ale bez tego i tak było przytulne i dojrzałe. Kanapa w rogu, szklany stolik, biurko, komputer i inne potrzebne urządzenia do pracy w takim miejscu. 
- Dobrze, jeśli będzie Pani czegoś potrzebowała proszę nacisnąć na telefonie 3. Jest to numer mojego biura. - wyjaśnił. - Za chwilę jedna z sekretarek przyniesie Pani dokumenty, które wymagają poprawek. Jakieś błachostki, gramatyka, pisownia, informacje. Następnie proszę je dostarczyć do mnie. - powiedział łagodnym tonem opuszczając pomieszczenie.
Niemożliwe. Mam własne biuro, przepiękny widok i pracę marzeń, a mam tylko 17 lat! Oby nikt stąd się o tym nie dowiedział, muszę porozmawiać z Aną na ten temat, żeby niczego nie powiedziała swojemu aktualnemu kochankowi. 
- Witam. Jak idzie praca? - spojrzałam ku górze i dostrzegłam Jamesa. 
- W porządku, dziękuję. - posłałam serdeczny uśmiech.
Mężczyzna spoglądał na mnie przez dłuższą chwilę. Zaczęło robić się dość dziwnie i niekomfortowo.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam spoglądając na mężczyznę.
- Nie, proszę pracować. Podziwiam jedynie piękno. - ukazał swoje idealnie białe zęby i wyszedł.
Mój pracodawca jest kobieciarzem, okej. 
Po skończeniu nakładania poprawek na wszelkie faktury i innego rodzaju papiery mogłam wrócić do domu. Zadzwoniłam do Justina, jednak nie odbierał. Ponawiałam próbę kilkakrotnie i ciągle nic.
- Pani jeszcze tutaj? - usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się i dostrzegłam gotowego do wyjścia Jamesa, który trzymał w swojej ręce teczkę i płaszcz. 
- Czekam na kogoś. - odpowiedziałam. 
- Może Panią podwieźć? Jadę w tym samym kierunku, więc to nie będzie żaden problem, wręcz przeciwnie.
- Nie, dziękuję naprawdę. 
Kolejny raz i dalej nic... Czy on nie może tego telefonu trzymać przy tyłku? To takie trudne?
- Może jednak? - zaśmiał się podchodząc bliżej.
- Wie Pan, może tak będzie lepiej. - uśmiechnęłam się chowając telefon.
- Prosze przodem i nalegam aby mówiła Pani do mnie po imieniu, James. - przedstawił się.
- W taki razie ja również, Chanel. - podałam dłoń, a James ją ucałował.
Jest czuły, delikatny i traktuje mnie jak dojrzałą, młodą kobietę, a nie jak dziewczynkę. Podoba mi się to.

za błędy przepraszam xx


zapraszam do wypełnienia ankiety znajdującej się po prawej stronie bloga --->
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!:)


29 komentarzy:

  1. Pisz dłuższe rozdziały bo to tak wciąga :) Coraz bardziej się rozkręca<3 czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mg sie doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby to ten bratanek ? :)
    Jak zawsze boski .Czekam z niecierpliwością;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mg się doczekać następnego!! Napisz go jak najszybciej PROOOOOOOOSZE!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  6. świetnie piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejkuuu pieknie piszesz <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham te opowiadania *_* !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ile musi być kom żebys dodała następny? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie chodzi o to, żebym napisała określoną ilość i jedna osoba będzie pisać 20 różnych komentarzy, bo wiem, że tak się tu zdarza...
      rozdział nie pojawi się z dnia na dzień, jeśli by tak miało być to uwierzcie, że nic sensownego nie wynikłoby z tego. trzeba mieć wenę, motywację i własne przemyślenia.
      jeśli napisałabym, że chcę 100 komentarzy to co? napisałabyś tyle?

      Usuń
  10. Nie podoba mi się Lincoln... coś kombinuje, jestem pewna! Co do rozdziału to trochę szkoda, że nie było opisanej sceny ich 'miłości' xD czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. nie piszę pornoli tylko opowiadanie, czasem będą takie sceny, ale bez przesady:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny jak zawsze, czekam na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przecudownie! :)
    Ach, i może trochę późno ale szczęśliwego nowego roku! Dużo weny i motywacji Kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mnie osobiscie nie za bardzo podoba ten rozdzial. Jest ok, ale wole gdy Jus jest z nia razem. Ale jest ok. Mam nadzieje ze ten James nic jej nie zrobi. Ps. Szczesliwego nowego roku! Opoznienie ale..-o.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justin z Chanel są razem przecież, nie będę cały czas ciągnąć tej samej fabuły, bo byłoby to nudne.

      Usuń
    2. Twoje opowiadania są genialne czytam wszystkie ;* czekam na dalsze części
      <33

      Usuń
  15. Mnie też się to osobiście podoba. Oczywiście Justin pewnie "nie słyszał" telefonu xd
    Czekam! ;*
    I zapraszam ;d
    http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Coś mi się nie podoba ten James..
    No nic. Dalej jestem zachwycona opowiadaniem <3
    /L

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudo *_* pisz dalej kochana ;*/ MalinowaJudi

    OdpowiedzUsuń