Czy ten policjant jest idiotą czy tylko udaje? Przecież to pewne, że gdybym wiedziała, że James był pod wpływem narkotyków, nie wsiadłabym z nim do auta.
- Czy Pan sobie żartuje? - parsknęłam spoglądając na niego.
- Nie, mówię całkowicie poważnie. - przerwał. - Poza tym, w jego aucie znaleziono 5 gram czystej amfetaminy. - dodał spoglądając na kartkę, z której płynnie czytał. - Wie Pani, gdzie możemy go znaleźć? - spojrzał pytająco.
To dlatego James tak się skradał kiedy byłam w szpitalu? To o te narkotyki chodzi? Bał się, że go wydam? Niedorzeczne.
- Jestem tylko jego pracownicą, skąd mam wiedzieć takie rzeczy?! - wybuchłam.
- Panno Cyrus, gdyby była Pani wyłącznie jego pracownicą nie jechałaby Pani z nim. - stwierdził.
- Czy to koniec przesłuchania? Bo widzę, że to wszystko nie zmierza w odpowiednim kierunku. - wycedziłam i wstałam.
Nie czekając na odpowiedź opuściłam pomieszczenie.
- Świetnie, jest środek nocy, a ja nie mam czym wrócić do domu. - syknęłam do siebie.
Idąc dość dobrze oświetlonymi ulicami, myślałam o całym zdarzeniu. James niewydawał się podejrzany, jego oczy były normalne tamtego wieczoru, a przecież po każdym narkotyku źrenice się zmieniają. Wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać, ale nie miałam nawet pojęcia, gdzie go szukać. Rozpłynął się. Byłam jego pracownicą, ale to nie upoważniało mnie do wiedzy, gdzie mieszka.
Poczułam wibrowanie w kieszeni dżinsów i wyjęłam telefon, na którym było zdjęcie szatyna.
- Chanel? - usłyszałam. - starałam się go w jakikolwiek sposób uspokoić, chociaż wiedziałam, że to bardzo duże wyzwanie. - Wracam do domu, niedługo będę. - szepnęłam.
- Ja się pytam gdzie jest, a nie za ile będziesz! - jego ton głosu stawał się coraz niższy, przez co dostałam gęsiej skórki.
- Ugh, wracam z komisariatu. - westchnęłam. - Jestem na rogu Washingtona. - dodałam.
- Nie ruszaj się, zaraz będę. - rzucił i się rozłączył.
Czuję, że to nie będzie miłe spotkanie. Przecież nic mi nie jest, dlaczego on musi być taki zaborczy?
Nie musiałam długo czekać. Szatyn zjawił się kilka minut od naszej ostatniej rozmowy. Posłusznie wsiadłam do auta zapinając pas, nie odzywajac się.
- Po cholere tam byłaś? - syknął.
- Gdybyś nie spał jak zabity, wiedziałbyś, że sami po mnie przyszli! - krzyknęłam nie mogąc dłużej znieść jego traktowania.
Uważał, że to on jest najsilniejszy, reszta to tylko szare istoty. Potrafił być czuły, kochany, a znikąd robił się oschły. Mój Justin był bipolarny, przez co nie mogłam wyczuć w jakim był nastroju.
Kiedy dojechaliśmy, wysiadłam z auta najprędzej jak tylko mogłam i udałam się do sypialni, wcześniej zamykając drzwi na klucz. Nie miałam ochoty spać z nim w jednym łóżku. Niech poczuje się odrobinię samotny, dzięki swojemu zachowaniu.
Położyłam się na łóżku, a łzy z moich policzków spływały równomiernie. Nie były to łzy złości czy żalu. Były to łzy tęsknoty za dawnym brązowookim. Słyszałam na dole szatyna, który na pewno nie miał w zamiarze iść spać. Jedyne, co przyszło mi na myśl, był alkohol. Kolejny raz po niego sięgnął. Zamknęłam powieki i starałam się jak najszybciej zasnąć.
Następnego dnia...
Byłam już prawie gotowa do wyjścia, poprawiłam jedynie makijaż i zeszłam na dół.
Umówiłam się z ojcem w kawiarni. Widać, że chce odbudować nasze relacje, co bardzo mnie cieszy.
- Dokąd idziesz? - usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka.
- Wychodze, umówiłam się z kimś. - mruknęłam zakładając buty.
- Dlaczego zamknęłam drzwi do pokoju? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Bo nie chciałam spędzać nocy z pijanym chłopakiem, wystarczy? - syknęłam i wyszłam.
Jeżeli nie choroba, to on mnie kiedyś wykończy, to jest pewne.
- Witaj córciu. - posłał uroczy uśmiech i usiadł naprzeciwko mnie. - Co u Ciebie, opowiadaj. - zapytał podekscytowany.
Powiedzieć mu o chorobie, że umieram? Nie wiem jak to zniesie, ale kiedyś będzie musiał się o tym dowiedzieć. Teraz to chyba nie jest najlepszy czas na tego typu rozmowy.
- W porządku, nie narzekam. - uśmiechnęłam się.
W tym momencie podeszła do nas młoda kobieta z kartką i długopisem, kelnerka.
- W czym mogę pomóc? - posłała uroczy uśmiech ukazując przy tym swoje białe zęby.
- Kawę. - szepnęłam w kierunku mężczyzny.
Mężczyzna zamówił dwie kawy, kobieta zapisała zamówienie i oddaliła się.
- Lepiej powiedz mi jak czuje się Lilly? - zapytałam.
- Wczoraj ją wypisano, ale musi się oszczędzać, co w tym wieku jest bardzo trudne. - zaśmiał się. - Trudno ją trzymać cały czas w łóżku. - dodał.
Lilly to jego córka? Wcześniej o tym nie myślałam... Czy wypada mi zapytać? Nie chcę zepsuć atmosfery...
- Mam pytanie. - przerwałam. - Lilly to Twoja córka? - zapytałam.
Mężczyzna dokładnie na mnie spojrzał analizując wypowiedziane przeze mnie słowa po czym się odezwał.
- Nie, to córka Evy z pierwszego małżeństwa. - posłał spokojny uśmiech. Kolejny raz ten uśmiech wywołał u mnie wspomnienia dzieciństwa. Tym razem wspólne gotowanie z mamą, tata wracający z pracy i rozkoszujący się przyrządzonym przez nas posiłkiem.
Szczerze mówiąc, ta informacja sprawiła, że poczułam się lepiej, znacznie lepiej. Mam dwóch młodszych braci, niech póki co tak pozostanie.
W tym momencie do naszego stolika przyszła ta sama młoda kobieta, tym razem z naszymi napojami. Oboje podziękowaliśmy i powróciliśmy do naszej rozmowy.
- Chanel, córeczko... - przerwał. - Za kilka miesięcy jadę do Cambridge po reszte rzeczy, pojechałabyś ze mną? - zapytał z troską.
Za kilka miesięcy? Miałam w planie jechać już za kilka tygodni... W sumie, może lepiej jeśli pojadę sama z ojcem, bez Justina.
- Za kilka miesięcy? Czyli kiedy dokładnie? - zapytałam upijając kawę przyniesioną przez kelnerkę.
Mężczyzna podrapał się po głowie i głośno westchnął.
- Nie wiem, może za 3-4 miesiące. - stwierdził z nutą niepewności.
Mogłam jedynie przytaknąć głową, co nie oznaczało, że się zgadzam. Musiałam to przedyskutować z szatynem. Wyjaśnić mu dlaczego wolę jechać bez niego.
- Czy muszę dać Ci odpowiedź teraz? - spojrzałam na ojca.
- Oczywiście, że nie. Rozumiem, że masz tu swoje życie, chłopaka, przyjaciół... - puścił oczko.
Rozmawialiśmy w zasadzie o wszystkim. O jego partnerce, z którą pragnie mnie poznać, o jego pracy. Przede wszystkim rozmawialiśmy o mamie, na czym bardzo mi zależało.
Justin
Może teraz jest ten właściwy czas? Kocham ją nad życie, ale nie potrafię znieść tego, że nie mówi mi o wszystkim. Wiem, że mimo wielu moich obietnic, dalej jestem dupkiem. Wiem też, że ją tym ranie.
Wczorajszego wieczoru, kolejny raz sięgnąłem po alkohol. To wyszło samo z siebie, musiałem się odstresować, a to była jedyna myśl w tym momencie.
Potrzebowałem czyjejść pomocy, nie znam się na tych wszystkich upierdliwych rzeczach, które lubią dziewczyny, a Chanel jest wyjątkową dziewczyną, toteż zasługuje na coś wyjątkowego. Bez dłuższego namysłu wybrałem numer Christiana.
- Stary, potrzebuję pomocy. - westchnąłem mówiąc.
- Jeżeli dalej tak pójdzie, będziesz musiał długo się męczyć, żeby spłacić ten dług. - zaśmiał się.
- Zobaczymy. - parsknąłem. - Możesz do mnie przyjechać? - zapytałem.
- No dobra, za godzinę będę. - mruknął odkładając słuchawkę.
Ja w tym czasie starałem się ogarnąć w pewnym stopniu mieszkanie, co było cholernie trudne. Nie mam pojęcia jak kobiety mogą to robić każdego dnia. Naprawdę, zasługują na medal.
Usłyszałem pukanie, to Christian.
- O co chodzi? - zapytał żując gumę.
- Chcę zrobić coś szalonego, ale potrzebuję Twojej pomocy. - przetarłem twarz dłońmi.
Kiedy Christian zgodził się pomóc, ja w tym czasie pojechałem po dobre wino i jakieś produkty spożywcze. Tak, chciałem sam coś ugotować, ale najpierw musiałem dowiedzieć się kiedy Chan ma zamiar wrócić do domu.
- Halo. - usłyszałem.
- Chanel, o której będziesz w domu? - zapytałem łagodnie.
- Nie wiem, na pewno nie w przeciągu dwóch godzin. - syknęła.
Ta wiadomość mi wystarczyła, miałem sporo czasu, więc byłem zadowolony.
Kiedy wróciłem do domu, poszedłem sprawdzić na taras jak poradził sobie Christian. Naprawdę, lepiej sobie tego nie mogłem wyobrazić. Pogoda była idealna, powoli zbliżało się do zachodu słońca, na stoliku widniały świece i ulubione kwiaty Chan. Na mojej głowie czyhało jeszcze jedno pytanie.
- Skąd wiedziałeś jakie kwiaty lubi? - uniosłem brwi.
- Justin, takie rzeczy się wie. - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu.
Gdy zostałem już sam, zabrałem się za przyrządzanie dań. To wydawało się znacznie prostsze niż było. Po włożeniu wszystkiego do piekarnika, zdecydowałem się na szybki prysznic i bardziej stosowny ubiór.
Po założeniu odpowiedniego stroju, zeszłem na dół i usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Był to znak, że Chanel wróciła.
- Cześć kochanie. - podszedłem do niej i złożyłem delikatny pocałunek na jej policzku.
Dziewczyna była wyraźnie zdziwiona, ale nie dziwię się jej.
- Dlaczego jesteś tak ubrany? - zapytała dokładnie analizując mój ubiór.
- Teraz to Ty idź na górę i się przebierz w coś eleganckiego. - posłałem uroczy uśmiech, a dziewczyna rozglądając się po pomieszczeniu posłusznie poszła na górę.
Chanel
Widząc Justina tak ubranego, do głowy przychodziły mi różne myśli. Zabiera mnie gdzieś? Chce się zrekompensować za wczorajsze zdarzenie? Czy chodzi jeszcze o coś innego?
Przeglądając garderobę, wybrałam odpowiednią kreację, po czym ją włożyłam. Zrobiłam delikatny makijaż i niespiesznym krokiem zeszłam na dół. Szatyna nigdzie nie było. Na podłodze leżały pojedyncze płatki kwiatów, wyglądały jak droga usłana specjalnie dla mnie. Wolnym krokiem podążyłam za nimi. Doprowadziły mnie na taras, gdzie czekała na mnie niespodzianka.
- O boże. - przyłożyłam dłoń do ust.
Stolik dla nas dwojga, kolacja, świece, kwiaty, piękny krajobraz, wszystko wydawało się być takie idealne. Do tego jeszcze on, w garniturze, wyglądał nieziemsko.
- Witam Panią, zapraszam do stolika. - skinął głową, a ja posłusznie usiadłam w wyznaczonym miejscu.
- Justin, to wszystko jest piękne. - stwierdziłam nieprzestając się uśmiechać.
- Spróbuj kolacji. - polecił.
Czekał na mnie kurczak i to osobiście przyrządzony przez niego, tak przynajmniej mi powiedział. Doceniam ten gest, tylko w dalszym ciągu nie wiem do czego on zmierza.
Po skończonym posiłku, szatyn podszedł do mnie, chwycił za ręke i poprowadził w kierunku plaży. Miękki piasek idealnie głaskał moje stopy, lekki powiew wiatru gładził moje odsłonięte ramiona, czułam się spełniona. To wszystko wydawało się być nierealne, jednak było prawdziwe.
- Chanel. - przerwał i klęknął.
Spojrzałam na niego powoli rozumiejąc do czego zmierza.
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał wyjmując z kieszeni czerwone pudełeczko, a w nim złoty pierścionek. Najpiękniejszy jaki kiedykolwiek widziałam.
za błędy przepraszam xx
przepraszam, że tyle czasu nie było rozdziału, ale dodaję go prędzej niż mówiłam:)
<--- zapraszam do wypełnienia ankiety znajdującej się po lewej stronie bloga
25 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!