Moje serce przeżywało euforie. Nie potrafiłam przyswoić do siebie myśli, że jestem w objęciach matki. Tyle czasu na to czekałam. Tak bardzo za nią tęskniłam. To tak jakby stracić na chwilę cały świat i z powrotem go odzyskać. Bezcenne uczucie.
Czułam się jak pięcioletnie dziecko w krainie słodyczy. Spełnienie marzeń każdego dzieciaka. Moim było właśnie to.
- Tęskniłam, bardzo. - szlochałam w ramie kobiety.
- Już jest dobrze. - uspokajała mnie.
Kiedy weszłam do środka, wszystko było... Takie samo. Nic się nie zmieniło od czasu mojego odejścia. Wspomnienia powracały, mimo tak krótkiego czasu spędzonego tutaj.
Mama nakazała mi się odświeżyć, a następnie chciała poważnie ze mną porozmawiać. Zmierzając ku mojemu staremu pokojowi, kątem oka ujrzałam tatę przytulającego mamę. Poczułam się jak za dawnych dobrych czasów. Jednak cała szara rzeczywistość powracała.
W moim pokoju wiele się nie zmieniło. Biurko nadal w tym samym miejscu, w zasadzie jak cała reszta. Jedyne, co zwróciło moją uwagę, to szkatułka znajdująca się na jednym z regałów. Wolnym krokiem podeszłam do niej i uchyliłam wieko. W środku było mnóstwo kartek z kalendarza z poprzednimi datami dni. Poczynając od daty mojego zniknięcia. Dotarło do mnie ile bólu musiałam sprawić bliskim. To znaczy, wiedziałam o tym doskonale, ale dopiero w tym momencie uświadomiłam to sobie.
Po zażytej kąpieli, czułam się odprężona i przede wszystkim odświeżona. Włożyłam czyste ubranie i zeszłam na dół kierując się do kuchni. Mój żołądek dawał o sobie znać. Przy kuchennym blacie ujrzałam rodziców trzymających się za ręce, jednak na mój widok, oboje poczuli się zmieszani i ich dłonie momentalnie zostały oddalone.
- Kochanie, porozmawiamy? - spytała delikatnie kobieta.
Spojrzałam na nią, a następnie na ojca, który wstał z krzesła i zmierzał w kierunku drzwi wyjściowych. Zrozumiał, że w tej sytuacji wolimy zostać same.
- Usiądź, proszę. - wskazała miejsce po przeciwnej stronie, a ja posłusznie je zajęłam.
- Mamo, ja Cię przepraszam. Nie chciałam, żeby to wszystko tak wyglądało. - zaczęłam się tłumaczyć, a gula w moim gardle narastała coraz bardziej z każdym wypowiedzianym słowem.
Kobieta schowała twarz w dłonie. Wiedziałam, że albo zaraz wybuchnie płaczem, albo będzie mieć pretensje. Natomiast ku mojemu zdziwieniu, odetchnęła z ulgą i spojrzała na mnie.
- Ważne, że wróciłaś. - szepnęła uśmiechając się delikatnie. - Czy mogłabyś wytłumaczyć mi dlaczego to wszystko tak wyglądało? - zapytała krzyżując ręce na piersi.
Mam jej o wszystkim opowiedzieć? Powinnam? Nawet ojcu nie mówiłam o tym... Nie wiem jak zareaguje, nie mam pewności, że mi uwierzy, ani czy pozwoli mi wrócić do Californii, do Justina.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam od samego początku...
- Nasza ostatnia kłótnia... Nie uciekłam, bo dowiedziałam się prawdy. Porwano mnie, ale o tym chyba wiesz, bo pisałam do Ciebie listy, zgadza się? - spojrzałam na kobietę, która przytaknęła głową pozwalając mi kontynuować. - Justin mi pomógł. Uratował mnie. To przez niego mnie ścigali, więc musiałam opuścić miasto. Bałam się, bałam się o siebie, ale przede wszystkim o was. - szlochałam. - Było mi ciężko dusić w sobie to wszystko, bo pisanie listów to jedynie skrawek emocji jakie tam zawarłam. Już dawno chciałam przyjechać, nie miałam jednak takiej możliwości... Wolałam aby wszystko ucichło. Nawet w Californii nas szukali. - wyjaśniłam.
- Kto was szukał? - zapytała nie dowierzając.
- Źli ludzie. Ludzie, z którymi Justin nie miał dobrych stosunków. - mruknęłam. - Tyle razy chciałam zadzwonić, usłyszeć Twój głos, jednak nie mogłam. Nie mogłam was narażać.
- Kochanie, to wszystko musiało być ciężkie, ale dlaczego uciekłaś? Przecież można było zgłosić to na policję. Wiesz, co ja przeżywałam? Nie mogłam się pozbierać... - łkała.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś. To nie byli typowi złodzieje, to byli gangsterzy. - wyszeptałam.
Zerknęłam na kobietę siedzącą po drugiej stronie. Jej twarz pobladła, a oczy wypełniły się łzami.
- Ale spokojnie, już wszystko jest w porządku. - chwyciłam jej dłoń gładząc delikatnie knykcie. - Gdzie są chłopcy? - zapytałam.
- Na obozie zimowym. - powiedziała oschle i wstała.
Wiem, że nie powiedziałam jej całej prawdy, ale do tej pory nie wiem czy postąpiłam słusznie mówiąc o czymkolwiek. Czuję się winna temu wszystkiemu i wcale nie będę zdziwiona, jeśli po mojej śmierci trafię do piekieł. Wcale.
Powiedzieć o chorobie? Jest moją matką, powinna wiedzieć. Jednak z drugiej strony, to będzie dla niej duży szok... Dopiero odzyskała córkę, a niedługo będzie musiała się z nią pożegnać.
Nienawidzę takich sytuacji, kiedy moi bliscy muszą cierpieć z mojego powodu. To mnie doprowadza do szału. Dlaczego tak jest? Jestem, aż tak złym człowiekiem? Zasłużyłam na to? Czym? Chciałabym poznać tę odpowiedź, ale niestety nie wiem w jaki sposób. To wszystko jest cholernie trudne. Ta cała maskarada. Prędzej czy później i tak by się dowiedzieli... Może jeśli w tym momencie wyjawię moją tajemnicę, oswoją się z tą myślą. Może tak być. Chociaż wcale nie musi...
- Mamo, jest jeszcze coś. - szepnęłam, a moje ciało przeszył dreszcz i lęk. - Jestem chora. Umieram. - dodałam.
Matka gwałtownie się odwróciła i spojrzała na mnie z nie dowierzaniem. Jej wyraz twarzy nie był przyjemny. Usiadła na stołku i wpatrywała się kilka minut w swoje dłonie.
- Mamo, powiedz coś. - nakazałam.
- Jak to jesteś chora? - spojrzała na mnie, a po jej policzkach płynął strumień słonych łez.
- Mam guza. W Californii będąc w szpitalu, zdiagnozowali mi guza. Jeżeli chcesz zapytać czy się leczę, od razu uprzedzę Twoje pytanie... Nie, nie leczę się i nie zamierzam. - powiedziałam stanowczo.
Do kuchni wszedł tata z równie wielkim zdziwieniem jak mama. To był znak, że on także wie. No świetnie. Będzie ciekawie.
- Jaki guz do cholery?! - krzyknął.
Justin
Wszedłem do mieszkania zamykając za sobą delikatnie drzwi, aby nie obudzić Chanel. Zdjąłem buty i zmierzyłem w kierunku kuchni z zamiarem napicia się czegoś chłodnego. Wieczór u Christiana był udany, nawet bardzo, ale mimo to, zaczynam tego żałować. W zasadzie wiem, że jutro z rana będę tego żałował. Sięgnąłem butelkę wody i natychmiast się napiłem. Nie czułem się pijany, wiedziałem, co się dzieje, miałem tę świadomość, jednak alkohol w moim organizmie dalej był.
Idąc przez salon, zahaczyłem nogą o szklany stolik i trefnie upadłem na ziemie powodując głośny huk, który rozbrzmiał po całym wnętrzu domu, a razem ze mną spadła mała karteczka z pewną wiadomością. Podniosłem ją i zacząłem analizować.
"Kochany Justinie...
Wiem, że moja nieobecność w domu może Cię odrobinę niepokoić, ale spokojnie. Jestem cała, żywa i w dalszym ciągu Twoja. Zapewne kiedy będziesz czytał ten list, będę już w drodze do Cambridge, więc proszę Cię, nie jedź za mną.
Pamiętasz jak chciałam odwiedzić mamę, a tak długo zwlekałam? Stwierdziłam, że teraz jest najlepszy moment, aby to zrobić. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Chciałam Ci powiedzieć, ale doskonale wiedziałam jakbyś zareagował. Potrzebuję matczynej miłości, a tylko tak mogę jej skosztować. Moja wizyta nie potrwa długo, bądź pewny, że Cię nie zostawiam, wrócę bo Cię kocham, pamiętaj o tym.
Twoja Chan.
Wrócę."
Cały list czytałem kilka razy i w dalszym ciągu to powtarzałem. Nie mogłem uwierzyć, co było tam napisane. Rzuciłem kartką i pobiegłem na górę do sypialni z nadzieją, że moja ukochana spokojnie śpi w naszym pokoju, myliłem się. Usiadłem na łóżku i zaniosłem się płaczem. Czułem się bezsilny i przede wszystkim oszukany po raz kolejny. Zawiodła mnie, znowu. Zadzwonić do niej? Powinienem? W tym momencie wróciły do mnie słowa Christiana z dzisiejszego wieczoru.
Flashback
- Stary, dalej nie mogę uwierzyć, że odrzuciła Twoje oświadczyny. - pokręcił głową Christian.
- Nie wracajmy do tego. - syknąłem i upiłem łyk piwa.
- Jak myślisz, kiedyś za Ciebie wyjdzie? Jeśli miałaby taki zamiar, już by to zrobiła... Już mogłaby być Twoją żoną, a nie tkwić w tym chorym związku.
- Zważ na słowa Beadles. - chwyciłem go za koszulkę i powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Spokojnie. Jestem Twoim przyjacielem, dobrze wiesz, że gdyby było inaczej, bym Ci nie mówił tego całego gówna. - wzruszył ramionami. - Chodzi mi mianowicie o to, żebyś się nie zdziwił, że któregoś dnia wrócisz, a jej nie będzie.
Analizowałem jego słowa i doszedłem do wniosku, że miał rację. Byłem w niej zakochany, oślepiony. Dalej ją kocham, ale oszukała mnie. To przecież pewne, że jeśli pojechała do Cambridge to nie wróci. Nie mam na, co liczyć i się łudzić nadzieją. Jej już nie ma. Chanel zresztą chyba też.
- Tato, proszę Cię. - uspokajałam go.
- Od kiedy o tym wiesz?! - krzyknął.
- Od paru miesięcy. - szepnęłam spuszczając głowę.
- Od paru miesięcy i nic mi nie powiedziałaś? Czy Ty jesteś niepoważna? Chcesz umrzeć? O to Ci chodzi? Znowu chcesz doprowadzić matkę do stanu w jakim przez Ciebie była? Na tym Ci zależy?! - wrzeszczał.
Jakim prawem mówi, że to przeze mnie mama była w takim stanie? Już nie pamięta, co on zrobił? No tak, bo jak nas opuścił to skąd mógł wiedzieć... Co on może wiedzieć... Myliłam się, cod o niego, skończony dupek.
- Czy Ty siebie słyszysz? Obwiniasz mnie o to, że jestem śmiertelnie chora? O to, że znowu zostawię mamę bo umrę?
Spojrzałam na mamę, która przyłożyła dłoń do ust słysząc moje słowa. Widocznie dalej to do niej nie dotarło.
- Tak, umrę! Nie bójmy się tego słowa, bo każdego kiedyś to czeka... Już nie pamiętasz, co Ty zrobiłeś? Byłeś takim idealistą i nagle zniknąłeś! Nie było Cię. Mówisz, że to ja jestem winna, a nawet nie wiesz, co przeżywaliśmy przez Ciebie! No ale tak, to ja jestem czarną owcą. - syknęłam i poczułam pieczenie w okolicach policzka.
Chwyciłam się za obolałe miejsce i wiedziałam, co się stało. Mój ojciec.
- Nienawidzę Cię. - splunęłam i pobiegłam do swojego pokoju.
Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko zalewając łzami. Powtórka z rozrywki, powtarzała moja podświadomość. Karciłam ją za to, mimo, że miała rację.
Jedno było pewne. Już nigdy nie będziemy szczęśliwą rodziną. To nie wyjdzie, już nigdy.
Spojrzałam na telefon i bez zastanowienia wybrałam numer szatyna. Musiałam z kimś porozmawiać, jedyną osobą, której potrzebowałam, był właśnie on. Nie miałam jednak pewności czy będzie chciał ze mną rozmawiać.
Po kilku sygnałach włączała się sekretarka, nie miałam na co liczyć, więc zrezygnowana odłożyłam telefon na stolik nocny. Położyłam się wygodnie na łóżku i szczelnie otuliłam kołdrą. Zazwyczaj robił to brązowooki, ale jego tu nie było i powoli traciłam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie.
za błędy przepraszam xx
rozdziały nie będą dodawane na WATTPADA wybaczcie:)
Cały list czytałem kilka razy i w dalszym ciągu to powtarzałem. Nie mogłem uwierzyć, co było tam napisane. Rzuciłem kartką i pobiegłem na górę do sypialni z nadzieją, że moja ukochana spokojnie śpi w naszym pokoju, myliłem się. Usiadłem na łóżku i zaniosłem się płaczem. Czułem się bezsilny i przede wszystkim oszukany po raz kolejny. Zawiodła mnie, znowu. Zadzwonić do niej? Powinienem? W tym momencie wróciły do mnie słowa Christiana z dzisiejszego wieczoru.
Flashback
- Stary, dalej nie mogę uwierzyć, że odrzuciła Twoje oświadczyny. - pokręcił głową Christian.
- Nie wracajmy do tego. - syknąłem i upiłem łyk piwa.
- Jak myślisz, kiedyś za Ciebie wyjdzie? Jeśli miałaby taki zamiar, już by to zrobiła... Już mogłaby być Twoją żoną, a nie tkwić w tym chorym związku.
- Zważ na słowa Beadles. - chwyciłem go za koszulkę i powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Spokojnie. Jestem Twoim przyjacielem, dobrze wiesz, że gdyby było inaczej, bym Ci nie mówił tego całego gówna. - wzruszył ramionami. - Chodzi mi mianowicie o to, żebyś się nie zdziwił, że któregoś dnia wrócisz, a jej nie będzie.
Analizowałem jego słowa i doszedłem do wniosku, że miał rację. Byłem w niej zakochany, oślepiony. Dalej ją kocham, ale oszukała mnie. To przecież pewne, że jeśli pojechała do Cambridge to nie wróci. Nie mam na, co liczyć i się łudzić nadzieją. Jej już nie ma. Chanel zresztą chyba też.
Chanel
- Tato, proszę Cię. - uspokajałam go.
- Od kiedy o tym wiesz?! - krzyknął.
- Od paru miesięcy. - szepnęłam spuszczając głowę.
- Od paru miesięcy i nic mi nie powiedziałaś? Czy Ty jesteś niepoważna? Chcesz umrzeć? O to Ci chodzi? Znowu chcesz doprowadzić matkę do stanu w jakim przez Ciebie była? Na tym Ci zależy?! - wrzeszczał.
Jakim prawem mówi, że to przeze mnie mama była w takim stanie? Już nie pamięta, co on zrobił? No tak, bo jak nas opuścił to skąd mógł wiedzieć... Co on może wiedzieć... Myliłam się, cod o niego, skończony dupek.
- Czy Ty siebie słyszysz? Obwiniasz mnie o to, że jestem śmiertelnie chora? O to, że znowu zostawię mamę bo umrę?
Spojrzałam na mamę, która przyłożyła dłoń do ust słysząc moje słowa. Widocznie dalej to do niej nie dotarło.
- Tak, umrę! Nie bójmy się tego słowa, bo każdego kiedyś to czeka... Już nie pamiętasz, co Ty zrobiłeś? Byłeś takim idealistą i nagle zniknąłeś! Nie było Cię. Mówisz, że to ja jestem winna, a nawet nie wiesz, co przeżywaliśmy przez Ciebie! No ale tak, to ja jestem czarną owcą. - syknęłam i poczułam pieczenie w okolicach policzka.
Chwyciłam się za obolałe miejsce i wiedziałam, co się stało. Mój ojciec.
- Nienawidzę Cię. - splunęłam i pobiegłam do swojego pokoju.
Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko zalewając łzami. Powtórka z rozrywki, powtarzała moja podświadomość. Karciłam ją za to, mimo, że miała rację.
Jedno było pewne. Już nigdy nie będziemy szczęśliwą rodziną. To nie wyjdzie, już nigdy.
Spojrzałam na telefon i bez zastanowienia wybrałam numer szatyna. Musiałam z kimś porozmawiać, jedyną osobą, której potrzebowałam, był właśnie on. Nie miałam jednak pewności czy będzie chciał ze mną rozmawiać.
Po kilku sygnałach włączała się sekretarka, nie miałam na co liczyć, więc zrezygnowana odłożyłam telefon na stolik nocny. Położyłam się wygodnie na łóżku i szczelnie otuliłam kołdrą. Zazwyczaj robił to brązowooki, ale jego tu nie było i powoli traciłam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie.
za błędy przepraszam xx
rozdziały nie będą dodawane na WATTPADA wybaczcie:)
Postaraliście się, dziękuję:)
Zapraszam do wypełnienia ankiety znajdującej się po lewej stronie bloga.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
30 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ
Jeeej ale się porobiło :/ boje się tego co jeszcze wymyślisz :/ rozdział świetnie napisany! Do następnego ✌
OdpowiedzUsuńNajcudowniejsze opowiadania ! Kocham je <3 Masz talent ! I prosze nie zostawiaj nas, pisz dalej kiedy tylko masz na to czas bo ja zawsze tu będe by przeczytać <3 Przepiękny !
OdpowiedzUsuńŚwietny! Czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńNajlepsze, czekam na nexta!
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;) uwielbiam cię
OdpowiedzUsuńZajebisty :3 Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, zresztą jak każdy! Czekam z niecierpliwością na następny. :)
OdpowiedzUsuńO cholera. W końcu przeczytałam wszystkie rozdziały. Dość sporo czasu mi to zajęło i przepraszam. Opowiadanie niesamowity. O Boże, nie moge uwierzyć, iż śmiercią Chanel ma się to zakończyć. Czytając ten rozdział łzy samowolnie cisnęły mi się do oczu. Rozdział niesamowity, jak każdy poprzedni. Czekam na next i weny życzę.
OdpowiedzUsuńCudowne!
OdpowiedzUsuńŚwietne *-*
OdpowiedzUsuńO kurcze. Jestem w szoku... Trochę zgadzam się z Justinem, ale Chan przecież do niego wróci!? Nie każ nam czekać za długo na kolejny, bo to opowiadanie jest wspaniałe! :*
OdpowiedzUsuńDobra robota!*o*
OdpowiedzUsuńNext!!!
OdpowiedzUsuńZ.A.J.E.B.I.S.T.Y
OdpowiedzUsuńDawaj nexta!!
OdpowiedzUsuńNajlepszy
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
OdpowiedzUsuńPisz daalej!
OdpowiedzUsuńUwielbiam i zawsze czytam <3
OdpowiedzUsuńOu :-: chce ich znowu razem :/ wole gdy jest jakos romantycznie :3 czekam na nn-o.
OdpowiedzUsuńJejku...Super *o*
OdpowiedzUsuńO Jezus, jestem właśnie w szkole, więc nie mogę powiedzieć więcej, niż to, że rozdział jest cudowny. Czekam! ;*
OdpowiedzUsuńthis-love-is-forbidden.blogspot.com
Jeszcze 7 damy rade!♥
OdpowiedzUsuńPs,przecudny x33
Next!!
OdpowiedzUsuńDawaj dalej! Super!!
UsuńNeeeeeeeeext!!!
OdpowiedzUsuńSuper fajny dawaj dalej
OdpowiedzUsuńSuuuuper!!!
OdpowiedzUsuńNext prosze cie!
OdpowiedzUsuńSuper super super ��
OdpowiedzUsuńNext next next next next!!!
OdpowiedzUsuńNie ma to jak jedna osoba pisze kilka kom.
OdpowiedzUsuńPrzecież to widać bo dodajecie je w tej samej minucie..;/
Ps. Extra ♥;*
Pozdrawiam i czekam nn ;* Zycze weny ;)
wiem, widzę te komentarze i to wcale nie pomaga....
UsuńBoze ty jesteś jakąś chora! Jprdl Chcesz komentarzy to je masz cytuję "30 kom rozdział" jest kuwa 34 i jakoś go nie ma!
OdpowiedzUsuńTo właśnie ty jesteś tu chora ;/
UsuńZastanow sie, ona to pisze po to żeby zobaczec ile osob to czyta i wge takie tam, może jeszcze nie ma napisanego następnego?
Bo nie ma to jak jedna osoba pisze z 10 komentarzy. Normalnie by to zajęło więcej czasu, a nie z 3-4 dni (Y)
Ps. Życze mózgu ;*